czester czester
32
BLOG

Opowieść zdecydowanie wigilijna

czester czester Kultura Obserwuj notkę 4

Sztućce docierałem powoli, starannie, wydłubując najmniejsze paprochy kurzu, pieściłem je swoimi dużymi dłońmi; stare, srebrne, mocno poczerniałe, moje odświętne sztućce.

Kiedy skończyłem, kiedy rozłożyłem je w idealnej hierarchii, kiedy nalałem kompotu ze śliwek do dzbanka, nałożyłem bigos z grzybami, karpia, makowca i to całe wigilijne, bezmięsne cholerstwo, usiadłem.

Usiadłem sam do mojej Wigilii, tak, drodzy państwo, Wigilię spędzałem sam. Ze sobą.

Normalnie spędzałem je z kotem, ale cholera się powlokła gdzieś dwa tygodnie temu i nie wróciła. Zresztą i tak nie mówił tego dnia, więc jakoś nie żałowałem ani jego, ani siebie. Może był z tych niewierzących kotów.

Powoli pałaszowałem i bigos, i karpia, wpierdalałem makowca, popijałem kompotem i marzyłem. Marzyłem, iluminowałem dość realistycznie w mej niekształtnej głowie kogoś, ze mną, przy tym stole. Nie ważne kogo, nie ważne w jakim wieku, czy byłby to obrośnięty dziad, czy zagubiona młoda piękna duszyczka o kształtnej piersi. Naprawdę było mi wszystko jedno. Z małym wskazaniem na kształtne piersi.

Gdzieś pomiędzy śledziem z rodzynkami a kluskami z makiem ktoś delikatnie zapukał do drzwi, niemrawo i cicho. Przestałem przeżuwać, czekając by ktoś to powtórzył, żeby to nie był wytwór mojej pieprzniętej wyobraźni, by ktoś zadał sobie tyle trudu i zapukał raz jeszcze, a ja żebym zapytał głośno i wyraźnie: kto tam? I rzeczywiście, i naprawdę, ktoś zapukał. Podszedłem szybko do drzwi, odchrząknąłem i powiedziałem cicho i niewyraźnie:

-Kto tam? -

-Niech pan mnie wpuści - odpowiedział kobiecy głos zza drzwi - proszę.

Nie rozpoznawałem tego głosu, tym bardziej się ucieszyłem, bo to oznaczało, że Bóg wysłuchał mych próśb, że przesłał mi tego gościa upragnionego; zdejmując łańcuch z drzwi słyszałem chóry anielskie, światłość zstępowała na mnie, dzwony biły na Jego chwałę a ja szarpałem się z jebaną Gerdą.

Weszła, miała może dwadzieścia, może dwadzieścia dwa lata, chuda była i mizernota, rudawa, piegowata, tak więc na swój sposób pociągająca. O kształtnych cycuszkach mogłem zapomnieć, ale darowanemu wigilijnemu gościowi za dekolt się nie zagląda.

Zanim zadałem to odwieczne pytanie, ale jak? dlaczego? co sprowadza?, ona zdjęła brzemie to straszne ze mnie i powiedziała filuternie:

- Ja na Wigilię

-Aha - odrzekłem ucieszony odpowiedzią - niech pani siada

Smakowała mój barszczyk, zachwycała sie sękaczem, o mało nie zakrztusiła się kompotem i opowiadała, jak to mnie obserwuje codziennie, że ona też sama, że spodziewała się, że sam spędzam ten wieczór, że się odważyła, że nie żałuje. Powiedziałem, że się cieszę, że to bardzo miło, że prawie cud widoczny, po czym poszedłem do kuchni po więcej makowca. Gdy wracałem, zatrzymałem się, i zobaczyłem, jak ona grzebie moich szufladach, przerzuca papiery, wyjmuje rożne rzeczy i chowa je sobie do torebki, jak bezcześci sterylnie poukładane książki, sprawdzając, czy nie wypadnie z nich jakiś banknot.

Schowałem się do kuchni, i stamtąd krzyknąłem, czy chce jeszcze kompotu i że już idę. Usłyszałem tupot jej maleńkich stópek - i gdy wróciłem, siedziała grzecznie, i patrzyła na mnie podejrzliwie. Pobyła jeszcze jakieś pół godziny, wysłuchując o moich ulotnych miłościach, kolegach z pracy, sukcesach i porażkach, coraz bardziej zniecierpliwiona i zmeczona natłokiem moich słów. W końcu podziękowała ładnie, odprowadziłem ją do drzwi, pomogłem zarzucić płaszcz na jej mikre ramiona, zdążyliśmy pozapewniać się, że musimy sie spotkać jeszcze, i to nie raz. Po czym wypuściłem ja na wolność.

Zginęło trzysta złotych, stary zegarek, pudełko fajek indonezyjskich i dwie czekolady. To była doskonała Wigilia.

czester
O mnie czester

Jestem nieznośny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura