No właśnie. Po co? Jedyna ulga z jakiej czasem skorzystam, to odpisanie Internetu of podatku (a może od dochodu... nie pamiętam) - a i to nie całe koszty tylko 750PLN rocznie. Wyobrażam sobie, że Urząd Skarbowy, to nie Sejm i o jakiejkolwiek uznaniowości nie może być mowy, więc zapewne ktoś odpisanie czegokolwiek od podatku (lub dochodu) musi zweryfikować. Innymi słowy - ktoś musi poświęcić czas i zainkasować jakieś pieniądze, żeby zweryfikować czy ulga w wysokości 750PLN za cały rok mi się należy czy też nie. Mam duże wątpliwości, czy te 750PLN są warte dodatkowej pracy wykonanej w ustalaniu zasadności uznania tej ulgi.
Tak. Upraszczam. Bardzo.
Jak wspomniałem, nie mam doświadczenia z innymi ulgami, ale wyobrażam sobie, że do ich obsługi (weryfikacja, ewentualny wywiad, obsługa prawna, dbanie o zieleń i utrzymywanie miejsca parkingowego) potrzeba całkiem sporego sztabu ludzi, zarządzanych przez odpowiednią liczbę dyrektorów, zastępców tychże, kierowników i może nawet koniuszych. I tak się zastanawiam - czy nie lepiej byłoby zlikwidować ulgi i ograniczyć w ten sposób koszty działalności Urzędu Skarbowego oraz ZUSu? Następnie policzyć ile się zaoszczędzi i o tyle podnieść kwotę wolną od podatku...
Jeśli wierzyć mediom... dobra - to było głupie. Ale jednak można przyjąć, że sporo beneficjentów ulg wszelakich je bezczelnie wyłudza, a zapewne równie dużo potrzebujących tych ulg nie dostaje (bo zły druk wypełniony, bo dochód na łeb jest o 2PLN za wysoki, bo lewa noga nie jest wcale głupia, a prawa tylko do połowy).
Nie chce mi się szukać dokładnych danych ani liczyć, ale myślę, że skorzystali by na takiej operacji wszyscy, a najbardziej ci, którym dodatkowa "ulga" by się przydała a doprosić się nie mogą.
No tak, tylko już widzę, jak jakiś polityk powie Polakom "zlikwiduję ulgi podatkowe". Mógłby następnie obiecać każdemu Mercedesa, bo i tak już nikt by nie słuchał.
Jak coś to jestem na Twitterze: @czlowiek_bobr