Marek Przychodzeń Marek Przychodzeń
1263
BLOG

Republikanizm czasów ostatecznych

Marek Przychodzeń Marek Przychodzeń Polityka Obserwuj notkę 21

Tak się jakoś zdarzyło, że zająłem w filozofii polityki stanowisko republikańskie, a mam taką przypadłość, że jak się już do czegoś przekonam, to żywo na to reaguję. W„Rzeczach Wspólnych” nr 2/ 2010 ukazały się dwa ciekawe artykuły poświęcone Arystotelesowskiemu republikanizmowi - więc czytam.

Już pobieżna lektura potwierdziła moje przypuszczenia. Jestem wśród radykałów. O „Republice i postawie republikańskiej” pisze znany mi Zbigniew Stawrowski, z kolei o „Arystotelesie przeciwko liberałom” pisze mniej znany Marcin Gajek. Mało kto wie, jak bardzo radykalna jest myśl starożytnych. Tak radykalna, że czytając Arystotelesa mam wrażenie, że czytam opis przyszłej wspólnoty politycznej w lepszym świecie, ale do rzeczy. 

Stawrowski opisuje Arystotelesa porządnie, choć szkolarsko. Wydawałoby się, że nie ma tu niczego kontrowersyjnego, a jednak. Po pierwsze, strasznie u niego to życie polityczne wszechobejmujące, jakby polityka rzeczywiście całkowicie zaspokajała człowieka. 

Stawrowski sam pisze przecież o Arystotelesowskich sympatiach wobec ideału mędrca, poświęcającemu się życiu kontemplacyjnemu. Nawet dla Arystotelesa polityka nie była więc chyba czymś „najwyższym i ostatecznym”. Stanowiła raczej ramy umożliwiające osiągnięcie szczęścia.

Podobnie religia. Stawrowski zaznacza, że religia zawierała się w polis i nie dało się odróżnić służby na rzecz miasta od służby bogom. Czytając to jednak  miałem wrażenie, że czytam Constanta i jego esej na temat wolności u starożytnych, tj. coś równie uogólniającego i wątpliwego. Czyżby Arystoteles popierał zatem lokalną religijność w każdym wymiarze, nie zauważał problemów, które dostrzegał Platon czy później św. Augustyn? Czyżby nie był twórcą „Etyki Nikomachejskiej”, źródła uzasadnienia etyki chrześcijańskiej dla św. Tomasza? Czyżby nie odróżnił w „Polityce” dobrego człowieka od dobrego obywatela?

Trudno także zrozumieć tezę, iż cnoty moralne (w odróżnieniu od teoretycznych) „nie są cechami naszego umysłu”. Dlaczego zatem odróżniają nas od zwierząt? Tego typu zagadnienia wydawać się mogą Czytelnikom nieco tajemnicze, ale tylko dlatego, że tak mało mówimy w Polsce o tych sprawach a cnota kojarzy się najwyżej z pasem cnoty, czyli negatywnie.

Gajek wyraźnie czuje zagadnienie i podkreśla dramaturgię tam, gdzie powinna być podkreślona. To prawda, co pisze Stawrowski, że normy prawne wg Arystotelesa nie tylko regulują życie ale i wpływają na tożsamość jednostki, jednak Gajek stawia kropkę nad „i”: republikanizm to sposób życia.

„Wspólnota obywatelska była zatem w ich rozumieniu czymś więcej niż jedynie pokojowym i wygodnym współżyciem z innymi (pod parasolem bezpieczeństwa zapewnianym przez surowego Lewiatana). Była raczej specyficznym – podzielanym przez członków wspólnoty – sposobem życia: nakierowanym na rozwój, samodoskonalenie, poszukiwanie harmonii i szczęścia”

Wystarczy prześledzić sobie rozwój nowożytnej filozofii politycznej, by zrozumieć, jak ogromne pęknięcie dzieli nas od myśli starożytnej. Jeśli celem państwa jest ochrona życia, bądź powstawać ma ono na skutek umowy społecznej, to jak na bazie tego indywidualizmu i hedonizmu budować szczęśliwą polis? Skąd brać obywateli chętnych jej bronić, nieraz nawet i za cenę życia?

Gajek podkreśla wagę Platońsko-Arystotelesowskiej tezy o zbieżności typu ustroju z charakterem obywatela. To właśnie ta teza pozwalała Leo Straussowi wyśmiewać się z „egalitarnego permisywizmu” współczesnej polityki i towarzyszącego jej człowieka. Liberalizm, czy tego chce, czy nie chce, jest pewną formą organizacji życia zbiorowego i adekwatnie do tego urabia sobie obywateli, którzy niejednokrotnie urabiani być juz nie potrzebują.

Z jednym wszak stanowczo się nie zgadzam. Po wymienieniu wszystkich brzydkich cech liberalizmu (indywidualizm, brak cnót, polityka napędzana strachem) nasz młody autor (rocznik 79) zapewnia, że „trwałość i skuteczność demokratyczno-liberalnych instytucji zależy […] od charakteru obywateli oraz od umiejętności identyfikacji przez współczesną myśl liberalną katalogu specyficznie liberalnych cnót, których kultywowanie winno być jednym z zadań liberalnego państwa”.

Przecież Rawls na spółę z Dworkinem nic innego przez całe życie nie robili, jak tylko spuszczali powietrze z europejskiej i amerykańskiej duszy. Szanowny Kolego! Pobudka, ideologia liberalizmu właśnie jest po to, by utrzymać ten stan rzeczy, jaki obecnie obserwujemy. Co z tego, że liberalizm ma tendencję do przeradzania się w tyranię. Na pewno nie za tej kadencji.

Marek Przychodzeń

Marek Przychodzen Utwórz swoją wizytówkę Marek Przychodzeń - ur. 1978. Doktor filozofii. Opiekun merytoryczny organizowanych na WSE w Krakowie studiów podyplomowych "Filozofia polityki ONLINE". Członek redakcji "PRESSJI", czasopisma Klubu Jagiellońskiego. Tłumacz i publicysta. Członek Katedry Filozofii Klubu Jagiellońskiego i jej szef w roku akademickim 2007/08. W latach 2004-2008 współpracował z Przeglądem Politycznym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka