W tym tygodniu w TVP info odbyła się dziwna dyskusja, albo raczej tej dyskusji zabrakło. Dwóch dziennikarzy zapytanych o finansowanie fundacji, w której zasiadał były przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego nagle nabrało wody w usta. Skądinąd mieli rację trudno potępiać, to że ktoś wygrywa "granty" i zdobywa pieniądze przy tym nie łamiąc prawa. Trudno rzeczywiście się do czegoś przyczepić, ale istnieje coś takiego jak etyka. Mnie zastanawia dlaczego większość tych funadacji związanych jest z lewicową wrażliwością. Dlaczego fundusze uzupełniają Fundacja Batorego, czy podobne instytucje finansowe. Zastanawiające jest również na co pieniądze są przeznaczane - na naukę demokracji, na naukę mediacji i tym podobne aktywności. Szokują również sumy otrzymywane przez te umacniające demokrację fundacje.
Kolejna sprawa widać to szczególnie w skali lokalnej fundatorami są politycy i urzędnicy ( z pieniędzy lokalnych czy też unijnych) a obdarowywanymi są żony matki i kochanki wielu prominentnych polityków poprzedniego układu. Problem polega na tym czy tych pieniędzy nie można inaczej wydać wiele z tych organizacji to "czarne dziury" a workshopy przez nie organizowane są śmieszne. Kiedyś poznałem urzędnika z urzędu wojewódzkiego, który miał doradzać jak zdobywać pieniądze na projekty proekologiczne z UE. Z tym, że miał to robić za darmo w ramach pracy. Facet założył funadcję i zdobył pieniądze na cykl szkoleń i brał kasę od uczestników i z UE. To patologie a u podstaw ich leżą mętne przepisy i fura biurokracji. A etyka mylona jest a elektryką.
