Daleko od miłości Daleko od miłości
1460
BLOG

Donald Tusk. "Daleko od miłości". Odcinek II

Daleko od miłości Daleko od miłości Polityka Obserwuj notkę 2

 

 

2.

Tuskowie zresztą nigdy nie dorobili się majątku.

Joanna Kluzik-Rostkowska: – Kolegowaliśmy się na początku lat 90. Donald zrobił prawo jazdy i kupił sobie samochód. Był to czarny mały Volkswagen. I na weekendy z Warszawy do Trójmiasta zaczął jeździć tym autem. Prowadził w trochę szalony sposób. Wszyscy się bali z nim jeździć, tylko ja jakoś nie. Zabierałam się z nim, bo miałam wtedy w Trójmieście narzeczonego. Non stop słuchaliśmy Grechuty. On w takich sytuacjach, gdy nie było stresu i napięcia, był świetnym kompanem. Bystrym, inteligentnym rozmówcą.

Przyszły prezes Rady Ministrów coraz bardziej angażował się w politykę. W końcu stała się ona jego największą namiętnością. Jeden z jego byłych przyjaciół opowiadał nam, że Tuska pasjonowała „czysta władza”, bez apanaży, bez celebry. Jakby podniecało go samo rządzenie. Lata w polityce, kiedy jeszcze nawet nie marzył o najważniejszych urzędach, uczyły go sposobów na podobanie się ludziom.

Jarosław Sellin, poseł Prawa i Sprawiedliwości, który zna Tuska jeszcze z czasów opozycyjnych, mówił nam: – On zawsze poszukuje akceptacji. Ma dużą umiejętność skracania dystansu. Wie, że ludzie lubią polityków, którzy pokazują: „Ja lubię ludzi”.

W 2009 roku poważnie rozchorował się pewien profesor, który nieco wcześniej związał się z Platformą.

– Tusk zaprosił tę osobę do siebie. Po długiej rozmowie dał prywatną komórkę, kazał dzwonić, jeśli tylko potrzebna będzie pomoc. Zrobił tak, choć wcześniej jego relacje z profesorem były więcej niż luźne. Ta osoba była pod ogromnym wrażeniem empatii, opiekuńczości Tuska – opowiada nam znajomy naukowca. Dziś ten profesor, który wcześniej miał dystans do polityki, jest jednym z najbardziej zawziętych obrońców premiera.

Zdaniem wielu rozmówców Tusk ma ogromną wewnętrzną potrzebę bycia chwalonym. Bez przerwy chce, żeby jego działania były akceptowane. Przez wyborców, ale i przez własne zaplecze.

Joanna Kluzik-Rostkowska: – Ta chęć bycia chwalonym, akceptowanym, sprawiła, że Donald zostając premierem, tak miękko wszedł w politykę PR-u i sondażowych słupków.

3.

Znajomi Donalda Tuska także mówią o nim „uwodziciel”.

Wiele osób w Platformie przeszło rytuał uwodzenia przez Tuska. Szef zaprasza na luźną pogawędkę. W tle muzyczka, wino w kieliszkach, rozmowa sączy się powoli i nie dotyczy bieżących spraw. Tusk pokazując na drzwi, rzuca od czasu do czasu: „Tylko z tobą mogę tak pogadać. Tamci... sam zresztą wiesz”. A za drzwiami nerwówka. Ktoś na słówko, ktoś po jeden podpis, po jedną szybką decyzję z drugiego końca Polski.

– Ale wy siedzicie we dwóch, nic was nie goni. Czujesz, że rosną ci skrzydła, że jesteś kimś ważnym, wyjątkowym dla Donalda. Potem wychodzisz. Tusk przekłada płytę na drugą stronę, sekretarka wnosi nowe kieliszki, wchodzi nowy „zaufany” i Tusk mówi mu na dzień dobry: „Widzisz, tylko z tobą tak mogę pogadać...” – opisywał nam ten mechanizm wpływowy kiedyś polityk Platformy.

Tuskowi to zadanie ułatwia rzecz, na którą niewielu zwraca uwagę.

Polityk PO: – W Platformie jest wiele kobiet, mają sporą reprezentację w klubie parlamentarnym. Donald potrafi je wspaniale oczarować. Nie ma w tym sobie równych.

4.

Ale część osób, nawet blisko związanych z premierem, ma „dzisiejszego Tuska” za skrajnego cynika, który uwodzi ludzi i bawi się nimi.

Były doradca: – Trzy miesiące cię kocha i jesteś mu najbliższy. Potem trafiasz do lodówki. I Donald się zastanawia, czy przenieść cię do zamrażarki, czy na półkę z warzywami, gdzie są plus trzy stopnie. Płaczesz, smucisz się, bo Donald kocha wtedy kogoś innego. Udaje ci się wydostać z lodówki. Znów jesteś dla niego ważny. Chwalisz Donalda, a on ciebie. A kolega, którego przed chwilą kochał, ląduje na półce z warzywami. Dlatego bawiły mnie teksty o tym, kto miał większe wpływy w kancelarii – czy Tomasz Arabski, Sławomir Nowak, Igor Ostachowicz, Paweł Graś, a może Rafał Grupiński? To falowało, zależało od tego, kogo Donald aktualnie umieszczał w zamrażarce, kto jest na półce z warzywami, a kto poza lodówką.

5.

Tusk ma także inną maskę – człowieka brutalnego, który lubi pastwić się nad ludźmi.

Kampania prezydencka 2005 roku. Kandydatów na debatę zaprasza do siebie redakcja dziennika „Fakt”. Są m.in.: Tusk, Lech Kaczyński i Marek Borowski z lewicy. Formuła jest letnia, nie idzie o jakieś ostre spięcia i kontrowersje, ale o to, żeby politycy zaprezentowali się czytelnikom największego dziennika w kraju. Tusk wyjmuje kartkę i zaczyna „jechać po Kaczyńskim”, swoim starym znajomym, za to, jak rządzi Warszawą. Kaczyński dębieje. Ale Tusk strzela z coraz większych dział. Kaczyński jest tak wkurzony, że zapominając się, wsypuje piątą łyżeczkę cukru do filiżanki z herbatą. Donald się nie zatrzymuje i strzela dalej. Kaczyński w nerwach chce oblizać łyżeczkę, ale nie zauważa, że wkłada sobie do ust łyżkę pełną cukru.

– Frapująca sytuacja. Tusk nie potrafił się zatrzymać w odpowiednim momencie. Jakby sprawiało mu satysfakcję okładanie faceta, którego już powalił – opisuje nam zdarzenie osoba, która pamięta osobliwą scenę.

Przykładów bezsensownej brutalności jest wiele. Premier potrafi na przykład w gronie kilkunastu osób powiedzieć o jednym z uczestników spotkania, własnym ministrze zresztą: „A co ten półinteligent robi między nami?”.

– Byłem świadkiem takich zachowań z pogranicza wielkopaństwa i chamstwa, gdy upokarzał ludzi i nadrabiał agresją. On w głębi duszy jest człowiekiem, który żywi pogardę dla swego dworu i wie, że może zrobić tym facetom wszystko. Trochę inaczej wyglądało to z Mirosławem Drzewieckim i Grzegorzem Schetyną, którzy występowali z lepszych pozycji, jako najbliżsi kumple – opowiada osoba z otoczenia premiera.

W czerwcu 2011 roku publicysta Piotr Zaremba w tygodniku „Uważam Rze” opisał następującą sytuację: „Słynna była historia jednego z ministrów z kancelarii dopraszanych do spotkań na szczycie, którego marynarka bardzo drażniła premiera. Kiedyś, korzystając z wyjścia tego doradcy do toalety, Tusk podszedł do jego krzesła. Marynarka wisiała na oparciu. Została zrzucona figlarnym ruchem na podłogę, premier wytarł sobie o nią buty. Gdy polityk wrócił, długo nie rozumiał uśmieszków kolegów”.

Inna historia pokazująca brutalną część charakteru Tuska. Do kancelarii premiera zajeżdża minister zdrowia Ewa Kopacz, towarzyszy jej szef Narodowego Funduszu Zdrowia. Urzędnicy mają odpowiadać na pytania dziennikarzy dotyczące reformy służby zdrowia. Tusk widząc szefa NFZ, mówi: „Co on tu robi? Kto go tu zaprosił w ogóle?” – nie na boku, ale tak, żeby ten człowiek to usłyszał.

– Nie sądzę, aby szef NFZ spokojnie przespał kolejną noc – konkluduje świadek tej sytuacji.

 

 

Następny odcinek jutro o godzinie 17:00.

 

www.czerwoneczarne.pl

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka