Daleko od miłości Daleko od miłości
1221
BLOG

Donald Tusk. "Daleko od miłości". Odcinek VI

Daleko od miłości Daleko od miłości Polityka Obserwuj notkę 0

 

4.

Osoba z „dworu” Tuska, która w ostatnich latach wypadła z polityki: – 2005 rok był przełomowy dla niego. Doszło do niego, że jeśli ma wygrywać i się liczyć, to musi wziąć się za siebie. On miał takie ulubione słówko „słowiańszczyzna”. Chodziło o to, że Polacy lubią się zebrać, napić, pogadać, powymyślać jakieś projekty, ale nie biorą się do roboty. I zaczął walczyć „ze swoją własną słowiańszczyzną” – dieta, angielski, książki. Jakby chciał dać przykład otoczeniu, że wreszcie traktuje sprawy poważnie.

Oczywiście żartem byłoby pisanie, iż szef Platformy połknął wiedzę z psychologicznych poradników i dzięki temu stał się postacią ważną w polskiej polityce. Po prostu tamte nauki z 2005 roku pomogły mu poustawiać ważne sprawy w głowie. Tusk jest bystry i pojętny, co przyznawali nawet jego przeciwnicy.

Lech Kaczyński w 2006 roku w książce „Alfabet braci Kaczyńskich” Michała Karnowskiego i Piotra Zaremby mówił: „To poważny polityk, inteligentny, prowadzący zresztą różne gry”. A w 2010 roku na kilka tygodni przed katastrofą smoleńską w książce „Lech Kaczyński. Ostatni wywiad” Łukasza Warzechy (zatytułowanej tak oczywiście później): „Nie chciałbym nie doceniać Donalda Tuska. Uważam, że on bardzo przewyższa w sensie intelektualnym swoich kolegów z Platformy Obywatelskiej”.

– Na to, jaki jest dziś Tusk, wpłynęło jeszcze jedno. Chodzi o przebieg podwójnej kampanii wyborczej z 2005 roku – tłumaczy minister z kancelarii premiera.

Dla lidera PO to był emocjonalny rollercoaster z koszmarnym finałem. Przed wakacjami 2005 roku sondaże są katastrofalne. Tuska nie ma nawet na pudle w prezydenckim wyścigu. Wyżej stoją: Lech Kaczyński, Zbigniew Religa, Włodzimierz Cimoszewicz. Zamiast dobrego wyniku szykuje się kompromitacja. Ale sytuacja się odmienia. Religa nie ma za sobą partyjnej machiny, która popchnie jego kandydaturę. Brak mu struktur i pieniędzy. Słynny kardiochirurg zaczyna pikować w sondażach. W sierpniu Kaczyńscy, wymęczeni najwcześniej rozpoczętą kampanią, jadą do leśniczówki w północno-zachodniej Polsce ładować akumulatory przed jesienną rozgrywką. Tusk wykorzystuje ten czas. Jedzie do Grodna stanąć w obronie Związku Polaków na Białorusi tępionego przez reżim Aleksandra Łukaszenki. Zdjęcie „zbawcy”, przed którym klęczą uciśnieni Polacy, obiega krajowe media. Kandydata PO wszędzie jest pełno. W telewizji puszczana jest przykuwająca uwagę reklamówka wyborcza. Tusk pokazuje najbliższą rodzinę, przedstawia się jako były działacz opozycji, nie żaden lekkoduch i leniuszek, ale facet, który ciężko pracował, a w latach 80. na chleb musiał zarabiać malowaniem kominów. Przy ulicach też „mnóstwo Tusków”. Polskę zalewają tysiące billboardów z podobizną polityka Platformy i z hasłem „Prezydent Tusk – człowiek z zasadami”. Do tego daje się zauważyć blisko osiemset billboardów promujących ciężkostrawną książkę „Solidarność i duma”, która w ówczesnym zamierzeniu ma stać się polityczno-ideowym credo Tuska. Tytuł wychodzi w wydawnictwie Janusza Palikota, który ciąży w stronę idącej po władzę Platformy.

„Jeden egzemplarz w księgarni musiałby kosztować z 1000 złotych, żeby wystawienie tych billboardów się Palikotowi kalkulowało” – drwią w samej Platformie, ale przedsięwzięcia przynoszą efekt.

Tusk ma najdroższą kampanię ze wszystkich kandydatów. Wydano na nią oficjalnie, jak się potem okaże, ponad 14 milionów złotych. Lider Platformy pnie się w sondażach. Skok to również efekt tego, że w dziwnych okolicznościach politykowi PO ubywa poważny kontrkandydat. Idzie o Włodzimierza Cimoszewicza. W połowie sierpnia wybucha sprawa Anny Jaruckiej, byłej asystentki polityka lewicy. Jarucka – za pośrednictwem mecenasa Wojciecha Brochwicza – trafia do polityka PO Konstantego Miodowicza, który zasiada w sejmowej komisji śledczej zajmującej się sprawami afer paliwowych. Posłowie badają wówczas, dlaczego Cimoszewicz w oświadczeniu majątkowym pominął kupno akcji Orlenu w 2002 roku. Były premier oraz szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych twierdzi, że po prostu się pomylił. Jarucka ma inną wersję. Twierdzi, że Cimoszewicz zlecił jej podmianę oświadczenia, tak by transakcja nie wyszła na jaw. Jako dowód przedstawia upoważnienie podpisane przez polityka. Miodowicz dumnie prezentuje dokument dziennikarzom jako potwierdzenie publicznych kłamstw kandydata na prezydenta. Szybko okazuje się, że upoważnienie jest sfałszowane, a wiarygodność Jaruckiej żadna. Sztabowcy polityka lewicy ogłaszają, że rękami pułkownika Miodowicza Platforma wykańcza konkurenta Tuska. Na nic się to nie zdaje. Wiara w pryncypialność, osobistą uczciwość Cimoszewicza zostaje na wiele dni zachwiana. Sondaże lecą w dół i zniechęcony polityk rezygnuje z ubiegania się o prezydenturę. To ważny moment. Na polu walki zostaje dwóch konkurentów: Tusk i Lech Kaczyński. Mimo upływu lat pytania o kulisy sprawy Jaruckiej pozostają aktualne. O to, czy Tusk bądź jego sztabowcy maczali w tej historii palce. Faktem jest, że konkurenci Tuska od lat „politycznie giną” w niewyjaśnionych okolicznościach. Przykładów jest bez liku – Andrzej Olechowski, Zyta Gilowska, Paweł Piskorski, Jan Rokita.

– Jeszcze ciekawsze, że nigdy osobiście tych wyroków nie wykonuje Donald. Jest w cieniu, a robią to za niego inni – tłumaczy były polityk PO.

Czy tak było z Cimoszewiczem? Sztabowcy Tuska z 2005 roku: Grzegorz Schetyna, Jacek Protasiewicz i Natalia de Barbaro – publicznie zaprzeczali. Lider Platformy, jak mówili, był wkurzony, a cała sprawa miała fatalne konsekwencje, bo pozostawiała wrażenie, że PO w walce o władzę posługuje się „brudnymi metodami”. Wedle tej argumentacji historia z Jarucką zniechęciła potem lewicowy elektorat do głosowania na Tuska w drugiej turze wyborów prezydenckich 2005 roku i przyczyniła się do porażki w starciu z Lechem Kaczyńskim. To logiczny wywód. Ale można na niego odpowiedzieć trzeźwo inną interpretacją – gdyby nie afera Jaruckiej i wycofanie się polityka lewicy, to Tuska w ogóle nie byłoby w drugiej turze, a decydująca rozgrywka toczyłaby się między Cimoszewiczem a Kaczyńskim. Faktem jest, że pod koniec sierpnia, gdy Cimoszewicz spadał w przepaść, Tusk po raz pierwszy wierzy w zwycięstwo. Podwójna wygrana nad Kaczyńskimi – w wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Na wewnętrznych spotkaniach patrząc na sondaże, mówi: „O kurde! Panowie! Może nam się uda! Może będziemy rządzili”. Ale to przedwczesna radość.

5.

Okazuje się, że obóz braci ma energię, świetne pomysły i nie zamierza wywieszać białej flagi. Spin doktorzy PiS-u rzucają hasło „Polska solidarna kontra Polska liberalna”, w telewizji pojawiają się słynne reklamówki z pustoszejącą lodówką i omdlewającym pluszakiem. To odpowiedź na podatkowe pomysły Platformy – stawkę 3x15. Partia Tuska nie reaguje. Z badań sztabu wynika, że wyborcy chcą od PO pozytywnej kampanii. Brak reakcji wynika z jeszcze jednego. W książce „Donald Tusk. Droga do władzy” autorstwa Andrzeja Stankiewicza i Piotra Śmiłowicza mówił o tym Jacek Protasiewicz, wskazując na niedobre już wtedy relacje między otoczeniem Tuska a Jana Rokity:

„Janek jako kandydat na premiera powinien zwołać konferencję prasową i odpowiedzieć na spoty z pluszakiem oraz lodówką. Gdy został o to poproszony, ociągał się, bo wcześniej przy tworzeniu list wyborczych źle potraktowano jego współpracowników Sławomira Nitrasa i Bogusława Sonika. Przepychanki z nim w tej sprawie trwały dwa tygodnie, a przez brak odpowiedzi bardzo straciliśmy”.

Pierwsze na metę w wyborach parlamentarnych przychodzi PiS, ale przewaga jest nieduża. Wynik wcale Tuska nie przygnębia. On ma swoją prezydencką grę, która ma rozstrzygnąć się w ciągu miesiąca. Z jego osobistego punktu widzenia może nawet lepiej się stało. Wygrana Prawa i Sprawiedliwości, nawet niewielka, sprawi, że Polacy będą chcieli zachować równowagę i oddadzą prezydenturę kandydatowi Platformy, a nie bratu prezesa PiS-u. Ma prawo wierzyć, że tym razem wahadło wychyli się w drugą stronę. Poza tym po nieznacznie przegranych wyborach parlamentarnych prawie cała pula zostaje w grze. Rośnie rola przyszłego prezydenta, który dawałby przewagę jednej bądź drugiej partii: Prawu lub Platformie.

6 października 2005 roku jest dobrze. Tusk wygrywa pierwszą turę prezydencką i wchodzi z Lechem Kaczyńskim do drugiej. Zaraz po wstępnej rozgrywce o Pałac Prezydencki wybucha bomba.


 

Na następny odcinek zapraszamy jutro o godz. 17.


www.czerwoneczarne.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka