To będzie krótka i żałosna notka o tym, że przez blisko dwa miesiące blogowania nie zdołałam ocalić świata lub ujmując to bardziej chytrze - zawojować go. Do tego wciąż jestem anonimowa, castingu do big brata ani widu ani słychu a wokół szaleje przedwiośnie.
Po głowie chodzi mi tylko hrabia Lubieniecki, który dawno temu poprzysiągł sobie, że ubije co najmniej setkę Sowietów. Ach, gdyby tak złożyć sobie przysięgę, posłać do diabła Sowietów i wykaraskać się z monotonii obiecanek cacanek.