Kiedy byłam małym chłopcem (hej!) obejrzałam w telewizji film dokumentalny o Lizie Minnelli. Liza jak Liza. Kabaret jak Kabaret. Wszystkie te gawędy o gwiazdach mają ten sam finał - Unidentified End - jesteśmy na fali, zna nas cały świat, spacerujemy po czerwonym dywanie, ale coś zgrzyta, rysa na szkle; więc jaki jest ten end - happy czy sad?
Wolę początki od finałów. I kto obejrzał Kołysankę Machulskiego przyzna, że przez pierwsze pół godziny kołysanka jest znośna, ba intrygująca!, a potem wieje (wyje?) nudą.
Zanim Liza została Sally Bowles, przebierającą nogami amerykańską piosenkarką, była ekranową Pookie Adams - Bezpłodną Kukułkę. Pamiętam tę scenę, w której Pookie wisi na telefonie. Gada ze swoim chłopakiem, Jerrym. Gada bez końca.
Siedząc przed telewizorem, boję sie razem z Kukułką, że Jerry odłoży słuchawkę, albo że nagle usłyszę sama siebie jak gadam z Jerrym przez telefon, ktoś gada za mnie, gada bez sensu, wszystko jest nieposklejane i przypadkowe.
Redaktorze, pamiętasz przebój A NA PLAŻY ANNA?