dzbytek dzbytek
434
BLOG

Zmierzch polskiego Chicago - ciąg dalszy

dzbytek dzbytek Polityka Obserwuj notkę 4

Zmierzch polskiego Chicago ciąg dalszy

Dziekuję licznym internautom za komentarze. Postanowiłem odpisać na nie łącznie, w formie kontynuacji porzedniego artykułu.

Przede wszystkim fakt, że Jackowo zamiera, jest oczywisty – przede wszystkim na skutek zmian, jakie zachodza w amerykańskim społeczeństwie. W Chicago i w wielu innych wielkich miastach USA upada przemysł oferujacy przyzwoicie płatną  pracę przy liniach produkcyjnych – nie wymagajacej wysokich kwalifikacji ani dobrej znajomości języka. Nowy przemysł jest skomputeryzowany lub rozdrobniony na dziesątki niewielkich wyspecjalizopwanych zakładów. To problem nie tylko Polonii, ale całych Stanów. Prosta, nieskomplikowana praca przenoszona jest do krajów o krańcowo niskich zarobkach, jak Chiny, Indie, kraje Ameryki Łacińskiej. W USA bezrobocie utrzymuje się na wysokim, 9% poziomie (co prawda dużo niższym niż w Posce, ale krajowi Polacy mają możliwość emigracji zarobkowej do Europy Zachodniej, z USA nie ma już dokąd jechać. Spadaja dochody tzw. klasy średniej – czyli także robotników z Jackowa. Musza szukac nowej, jakiejkolwiek pracy, gdziekolwiek, ale nie w Jackowie, muszą podnosić swoje kwalifikacje. Mimo, że są  to dla nich ciężke czasy, ten przymus ekonomiczny tworzy nowa Polonię. Widać, ze Polacy w coraz większym stopniu przestają byc tylko specjalistami od mycia garów, sprzątania i przenoszenia desek na budowie. Te zmiany powodują, że nowe pokolenia Polonii staą się normalnymi Amerykanami, wolnymi w wyborze lepszego wykształcenia, pracy, ale także i religii. Osobiście mnie to cieszy, że Polacy w Ameryce usamodzielniają się, że są coraz bardziej twórczy i niezależni.Chiałbym, aby tacy byli tez Polacy nad Wisłą, żeby najinteligentniejsi i najbardziej ambitni przestali emigrować, a zaczęli odbudowywac swój kraj.  Że na tym traci tradycyjny Kościół Katolicki – właściwie nie On, ale polski kler, bardziej zainteresowan polityczną władzą duchowną, a nie służbą dla wyznawców chrzescijaństwa – to też dobrze, muszą  się zmienić, chcę mieć u księdza wsparcie duchowe, a nie uzyskiwać instruktarz, na kogo głosować  lub nie i ile muszę zapłacić za kolejne inwestycje, o których sensowność nikt mnie nie pytał.

Pokolenie zamerykanizowanch Polaków nie odcina się od swojego pochodzenia, ale wyszukuje w nim tego, co istotne dla całego społeczeństwa Stanów Zjednoczonych. Przykładowo sieć sklepów Wally oferuje "polskie produkty" : twarożek, różne odmiany kiełbasy – w tym "Krakovskaya Made in U.S.A.", kiszone ogórki i kapustę, oczywiście pierogi – wszystko razem to dobra odmiana od tradycyjnych amerykańskich burgerów i tonących w tłuszczu żeberek. Taką liczbę po prostu potwornych grubasów, jak w USA, to nie widziałem nigdzie na świecie, a sporo podróżowałem. Co ciekawe, otyłość  dotyczy białych i czarnych, nie widziałem ani jednego nadmiernie grubego latynosa czy azjaty. Niestety Amerykanie mają tendencję do przerabiania tak dobrych kuchni, jak np. włoska, na swoją modłę, tortellini musi być z obfią dozą  tłuszczu, pizza z kiełbasą  na szmalcu i temu podobne innowacje. W Waszyngtonie już widziałem hot dogi z „real polish sussage” – jakiś kawał flaka wypchany chyba soją i odpadkami z kurczaka.

  Znakomitą reklamę polskiej kuchni, jako wspólnego przedsięwzięcia polskich żydów i katolików dał przedwcześnie zmarły wybitny intelektualista Tony Judt, który w swej ostatniej książce wspomnieniowej  ("Il fares the land"  (Żle się tutaj dzieje), aktualnym bestsellerze, opisał także (książka dotyczy gównie aktualnych problemów społecznych USA plus wspomnienia) ze smakiem specjały naszej kuchni: barszcz,pierogi, rosół na podrobach, flaki, którymi zajadał się w trakcie wizyt u swej babci, pochodzącej z kresów dawnej Rzeczypospolitej. Wspólnotę pochodzenia Polaków i Żydów z Europy Środkowej najdobitniej uwidacznia identyczna kuchnia, choć jest wiele innych wspólnych elementów kulturowych i w potocznych zwyczajach. Z wolna zanika też  tradycyjny na Wisłą antysemityzm polski, kraju bez Żydów.

  "Wally" i wiele innych supermaketów w Chicago i okolicy to rezultat biznesowej obrotności miejscowych Polaków, z których najbardziej znany to Franciszk Bobak. Oni nie mieszkają w Jackowie, przenosza się do lepszych dzielnic, gdzieś  nad Jeziorem Michigan.
Znana jest tez działalność polskiego milionera, zmarłego w 2004 roku, Edwarda Piszka, który wykupił w Filadefii dom, w którym w czasie swego pobytu w okresie walki o niepodległość USA mieszkał Tadeusz Kościuszko. Dom został przekazany rządowej organizacji National Park Service (to też dobrze świadczy o jego zmyślności biznesowej)  i niestety, nie wzbudza specjalnego zainteresowania. A szkoda, to Kościuszko, jako twórca inżynieryjnych przedsięwzięć dla armii Waszyngtona walnie przyczynił się do ich zwycięstwa. Niestety oficjalna Polska, w dalszym ciągu, pielęgnuje metody wypracowane w PRL, z tym, że wytyczne są dziś opracowywane nie przez Biuro Polityczne byłej przewodniej siły narodu, a raczej na Skwerze Kardynała Wyszyńskiego, stąd pielęgnacja pielgrzymek, odpustów w amerykańskiej Częstochowie i całkowita obojętność na istotne polskie osiągnięcia i ich wkład w rozwój demokratycznych instytucji i przedsiębiorczości Stanów Zjednoconych. Polska ekonomiczna dyplomacja z kolei polega niemal wyłącznie na wspieraniu wszelkich amerykańskich
inwestycji, choć na całym świecie rządy wspierają inwestycje swoich firm zagranicą, bo to najskuteczniejsz metoda ekspansji eksportowej. Ewidentne jest niedouczenie ministerialnych kadr, absolwentów rozlicznych KSAPów i szkół zawodowo wyższych. Zaskoczony byłem na ten przykład, gdy czołowy dyplomata, ponoć specjalista od polityki finansowej, przekonywał mnie, że derywatywy (używana nazwa to także instrumenty pochodne) to bardzo korzystna inwestycja, gwarantujaca uzgodniony poziom dochodów (mam dowody na piśmie). Człowiek, personalnie sympatyczny, nawet nie czyta miejscowej prasy ekonomicznej, ani raportów amerykańskiego Kongresu, wskazujące derywatywy jako jedną z przyczyn kryzysu lat 2008-2010. Sądzę, że przyczyną tej sytuacji jest spadek zainteresowania Polski światem, i a jakże, vice versa. Polska nie jest członkiem grupy G 20, bo nie ma samodzielnego przemysłu (80% aktywów należy do obcego kapitału – dane polskiego Ministerstwa Gospodarki, www.mg.gov.pl) ani własnych banków handlowych i inwestycyjnych. Partnerami są właściciele, a nie wykonawcy. Stąd też  wynika brak zainteresowania tym, jaki wpływ ma to co się dzieje w światowej gospodarce i poliyce na sytuację w Polsce. Ta wiedza jest nam dziś do niczego nie przydatna. Utyskiwania, że Niemcy i Rosjanie nie traktują nas jak partnerów, jest zrozumiała. Czy my traktujemy jak partnerów takie państwa jak  Burkina Faso czy Kongo?  Może i fajne kraje, ale ropy nie mają, bieda aż piszczy, i mniej wiadomo o nich w świecie, tym lepiej. Internauta „Autor” pisze, że upadek gospodarczy Polski napędza góralom w USA nowych emigrantów – to prawda, ale to już  inna emigracja, nie koszarująca w Jackowie.

W Jackowie zanika tradycyjna Polska, taką, jaką znamy z nad Wisły, przekładająca pielgrzymki nad prawdziwą wiarę, powielanie pomysłów innych nad własną innowacyjność, celebrowanie klęsk i przez siebie zawinionych tragedii nad zwycięstwa i osiagnięcia na miarę światową. Celebrujemy Smoleńsk a nie zdobycie Moskwy, w centrum Warszawy stoi palma i francuski generał, który z Polską nie miał nic wspólnego (poza krótkim pobytem w ramach misji alianckiej jako jej szeregowy uczestnik). Ta palma i generał to symbol naszego współczesnego prowincjonalizmu.

 To bardzo dobrze, że Polacy w Chicago się zmieniają, może za nimi pojdą też ci z Europy Środkowej i tylko wtedy, drodzy Rodacy, wybijemy się na równorzędne znaczenie wśród innych narodów świata.

 
Póki co, żegnamy się zdawnym  polskim Jackowem i w ich miejscu witamy Santo Hiacinto.

PS. Co do konfesyjnych gazetek typu „Rzeczpospolita” , „Nasz Dziennik” itp – kiedyś, z pięć lat temu, „Rzepa” była najlepszą gazetą w Polsce, a ich dodatek „Europa” wprost znakomity (ukłony dla Pana Krasowskiego i Jego Zespołu). Dziś, jak wiemy, zbankrutowali, kupił ją, pewnie zmuszony w ramach transakcji wiązanej, jakiś mało znany biznesmen. Nic dziwnego, że dziś piszą tak, jak im się każe, a nowy właściciel ma zapewne interesy z nowa siła przewodnią.  To także przyczynek do upadku Polski, w tym przypadku kulturowej. Nie ma kto czytać ambitnej prasy, nie ma milionów czytelników takich jak ma „New York Times”, „Washington Post” czy „The Atlantic”. Pozdrawiam serdecznie zwolenników i przeciwników – niech im będzie wybaczone.

DSZ

 

dzbytek
O mnie dzbytek

Starszy pan, były stoczniowiec, absolwent SGH (d.SGPiS)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka