dzbytek dzbytek
575
BLOG

Żydzi, Polacy, Ukraińcy i homoseksualni księża

dzbytek dzbytek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Prawdziwe spojrzenie na polską politykę – zmagania księdza Tadeusza Isakowicza Zalewskiego z polską rzeczywistością.

Rozważania wokół miejsca Polski w świecie, określania, tego, co dla Polaków jest najważniejsze, a co drugorzędne, od stulecia, co najmniej obraca się ciągle wokół tych samych spraw, co bardzo nasz różni od ościennych narodów, na ogół skoncentrowanych na pragmatycznych metodach dojścia do znaczącej potęgi – w przypadku tych narodów, które uważają, iż ich na to stać, ale przede wszystkim, niezależnie od wielkości, na dobrobycie własnych obywateli. My rozkoszujemy się cierpieniem, które zadają nam inni –w rzeczywistości, lub, najczęściej, w naszym własnym mniemaniu. Uwikłani w bieżące problemy ekonomiczne o znaczeniu marginalnym, jak choćby sprawa przedłużenia wieku uprawniającego do przejścia na emeryturę, lub pseudo ideologiczne, jak nieszczęsna sprawa katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem, zapominamy o rzeczywistych problemach naszego kraju, o głównych sprawach, które kształtują polskie postrzeganie rzeczywistości – zarówno tej w kraju, jak i roli Polaków w świecie. Publikacje, które na przypominają o realnej gradacji spraw są niezwykle cenne, choć niekoniecznie musimy się zgadzać we wszystkim z ich Autorami. Do takich publikacji zaliczam książkę: “Chodzi mi tyko o prawdę” Ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski, która jest wywiadem Tomasza P. Terlikowskiego z Autorem, (Wyd. FRONDA PL, Warszawa 2012).

Najnowsza książka księdza Tadeusza Isakowicza Zaleskiego to aktualny bestseler – jego tematem jest Kościół w Polsce. Kościół Katolicki odgrywa kluczowa rolę dla polskiego społeczeństwa i wszystko, co się pisze na jego temat, ma znaczenie, niezależnie od wartości publikacji czy jego oceny ideowej. Ze względu na te społeczne znaczenie, wszelkie informacje o jego funkcjonowaniu, szczególnie te, które są skrywane przez duchowieństwo, mogą liczyć na masowego czytelnika. Ksiądz Isakowicz pisze o naszych, polskich sprawach, a przede wszystkim o włodarzach Polskiego Kościoła, czyli biskupach. Nie jest to hagiografia pisana na klęczkach, tak jakby to oczekiwali opisywani. Ksiądz Isakowicz to infant terrible polskiego kościoła. Deklaruje się, jako zatwardziały antykomunista, ale z braku przeciwnika, który samoistnie opuścił pole walk politycznych, znany jest przede wszystkim z wyciągania na światło dzienne skrywanych prawd o polskim duchowieństwie, przede wszystkim o tych, zajmujących wysokie pozycje w hierarchii: biskupach, arcybiskupach i kardynałach, także między wierszami widać, że nie jest najlepszego zdania ani o ”naszym” papieżu, ani o jego poprzednikach. To zdecydowana krytyka – począwszy od lustracji księży – w tej książce potraktowana raczej marginalnie, gdyż szerzej o tej sprawie Autor pisał w swej, równie rozchwytywanej książce – „Księżą wobec bezpieki na przykładzie archidiecezji krakowskiej” opublikowanej w 2007 roku. Autor nie pisze o jakiś nowych rewelacjach z archiwów SB, a tym razem opisuje reakcje hierarchów na ujawnione prawdy, – że współpraca dotyczyła w niewielkim stopniu szeregowych księży, którzy nie stanowili interesującego materiału dla SB, ale raczej hierarchów, wykładowców seminariów duchownych, redaktorów czasopism i katolickich publicystów – słowem przewodników moralnych katolickich wiernych. Ksiądz Isakowicz - Zaleski obnaża hipokryzję tych środowisk – łącznie z Ojcem Rydzykiem, który wspierał poczynania Autora do momentu, gdy się zorientował, że istnieją dowody na niezbyt chwalebną działalność zakonu redemptorystów, a także samego Ojca Dyrektora. To, że swego czasu generał Kiszczak obiecał biskupom, ze kompromitujące ich materiały zostaną zniszczone, samo w sobie jest kompromitacją, iż biskupi po pierwsze, nie mieli wątpliwości, że takie materiały istnieją i nie są dla nich wygodne, a po drugie uderza naiwność w przekonaniu, że generał zlikwiduje dokumentację, która stanowi znakomity materiał przetargowy dla niego i jego ludzi. Archiwum SB jest, więc w Polsce swoistym źródłem wiarygodności, niezależnie od tego czy zawiera prawdziwe informacje czy spreparowane ad hoc fałszywki. Dowodów na rzeczywistą współprace jest tyle, że miedzy nimi z powodzeniem można ukryć i te, które zostaną spreparowane na potrzeby bieżącej polityki. Instytucja SB funkcjonuje, więc znakomicie, dużo lepiej, niż w czasach PRLu. Istotą problemu nie są, więc dokumenty SB, tylko fakt, że dwadzieścia kilka lat po upadku rządów komuny, w dalszym ciągu funkcjonują one, jako instrumenty politycznego oddziaływania. To dowód, że Polska polityka trwa w dalszym ciągu w przeszłości, choć nie tak odległej, jak Średniowiecze, do którego z kolei odwołują się hierarchowie.

To kolejna sprawa, bulwersująca Polaków, w tym wielu księży, jest dystrybucja pojemników z krwią papieża Jana Pawła II przez kardynała Dziwisza. Kardynał, który z tego względu uzyskał przydomek „Ampułka” w iście pogański sposób tworzy bałwochwalczą religię, wbrew pierwszemu przekazaniu Dekalogu i wbrew zdrowemu rozsądkowi – odwołując się do prymitywnej, antychrześcijańskiej wiary w sprawczą moc cudownych relikwii i innych bałwanów. Isakowicz nie ma też wątpliwości, że Lech Kaczyński nie powinien zostać pochowany na Wawelu – Prezydentów Polski chowa się w Warszawie, Wawel to miejsce spoczynku królów, miejsce chwały dawnej I Rzeczpospolitej. Po prostu dla aktualnych potrzeb politycznych, w opozycji do Kardynała Glempa, Dziwisz dąży do budowy nowego miejsca pielgrzymkowego i nie ma to nic wspólnego z szacunkiem dla zmarłego tragicznie Prezydenta.

Kolejny temat, dla przeciętnego czytelnika najbardziej bulwersujący, to homoseksualizm polskiego duchowieństwa. Kwestia homoseksualizmu to nie problem tej orientacji seksualnej, jako takiej, ale swoistej „mafii”, która ma de facto kryminalny charakter i prowadzi do seksualnego wykorzystywania nie tylko młodych kleryków, ale także chłopców – ministrantów, czy szeregowych wiernych i dążenie hierarchii do objęcia kryminalnych występków duchownych całkowitą zmową milczenia i chronienia tego typu przestępców w sutannach. Przykładem jest w tym przypadku sprawa biskupa Paetza, który, mimo udowodnionych zarzutów, w dalszym ciągu oficjalnie funkcjonującym w życiu Kościoła. Isakowicz powołuje się w tym przypadku na koneksje tego biskupa i wielu innych z hierarchią w Rzymie, tak zwanym homoseksualnym „klubem Rzymskim” o przemożnych wpływach w watykańskiej Kurii i tym samym wśród polskiej hierarchii, decydującym o awansach i apanażach. Hipokryzja, oficjalne uznawanie homoseksualizmu za „chorobę” doprowadziło, że Kościół Katolicki stał się ostoją przestępców seksualnych – wykorzystujących swoje stanowiska dla wymuszania usług seksualnych – nie tylko homoseksualnych, ale i heteroseksualnych, i tych najgorszych, pedofilskich. Kościół polski stoi w obliczu podobnych skandali, jak te, które mały miejsce w Stanach Zjednoczonych, Irlandii, Austrii, Hiszpanii – także, podobnie jak w Polsce, w społecznościach tradycjonalistycznie katolickich, w których katolicka hierarchia była poza wszelkim cywilnym prawem, i dla której wierni stanowili pogardzaną masę. Obudzenie w tych krajach przyszło dla kleru zbyt późno, Kościoły straciły wpływy i znaczenie. Polska stoi w obliczu podobnych zmian ze względu na zakłamanie i hipokryzję biskupów, uznających wiernych za „owieczki” a nie pełnoprawnych partnerów. Objawia się to w codziennym życiu Kościoła: jak pisze Isakowicz, brak duszpasterskiego kontaktu biskupów z wiernymi powoduje ich obojętność na problemy, przed jakimi stoją szeregowi kapłani.

Kolejny problem, o którym pisze ksiądz Isakiewicz, niewątpliwie o znaczeniu ogólnopolskim, to sprawa zbrodni na ludności polskiej na Wołyniu. W imię budowy antyrosyjskiej wspólnoty, polscy politycy wszelkich opcji, unikają mówienia o ludobójstwie, wspierani niewątpliwie przez Waszyngton, nierozeznany, lub po prostu dezawuujący tego typu implikacje, ja zwykle dla potrzeb bieżącej polityki nie doceniając humanitarnego wymiaru przeszłości, ciągle aktualnej we Wschodniej Europie, Ukraińscy nacjonaliści, niewątpliwie przy masowym poparciu wielu zwykłych Ukraińców, w okresie Drugiej Wojny Światowej i krótko po niej, wymordowali ponad 200 tysięcy mieszkających na terenach Zachodniej Ukrainy Polaków – siekierami, kosami, łomami – z rzadka bronią palną. Ukraińcy dokonywali „czystek etnicznych” – mordy dotyczyły nie tylko Polaków, ale także i na ukraińskich Żydów, zabijanych tymi samymi metodami, choć na znacznie większa skalę, ze względu na ich liczebność. Obie społeczności żyły na Ukrainie od setek lat, a ich koniec był rezultatem nacjonalizmu, a nie nazistowskiej ideologii. W tej sprawie Autor jest jednak niekonsekwentny – takie same mordy dokonywane przez Polaków na Żydach w Polsce, w kontekście Jedwabnego, uznaje za obrazę polskiego narodu. Czyli mordowanie Polaków przez Ukraińców to zbrodnia, natomiast mordowani Żydów przez Polaków to nieistotny fakt, ot przypadkowy wyczyny społecznego marginesu, choć liczonego w tysiącach, a może i setkach tysięcy, jeśli uwzględnimy tych obojętnych i przyzwalających? Widocznie moralność ma dotyczyć tylko chrześcijan, i to właściwie tych o rzymsko – katolickiej orientacji, ale i to nie wszystkich, tylko tych lepiej, szlachetniej urodzonych.

Podwójne standardy moralne w Polsce są wytworem dziewiętnastowiecznej tradycji polskich elit, ciągle hołubiących przegrane powstania listopadowe i styczniowe, rozpamiętujących powstanie warszawskie, Katyń i najnowsza tragedię: Smoleńsk. Niewiele się mówi o prawie dwóch milionach Polaków zamordowanych przez Niemców w latach 1939-45 i 200 tysiącach zatłuczonych przez Ukraińców na Wołyniu. To, że w Warszawie w końcu 1944 roku zabito ponad 200 tysięcy osób – dzieci, kobiet, nie uczestniczących w walkach mężczyzn, że zniszczono do cna miasto i jego zasoby, także nie jest głównym tematem narodowych dyskusji. Wymordowanie ponad 3,5 miliona polskich Żydów też nie jest uważana za polską sprawę. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedz jest prosta – ci wszyscy ludzie, Polacy i Żydzi, nie należeli w większości do elit. Elity to oficerowie w Katyniu – oczywista zbrodnia wojenna, jakich było dziesiątki w haniebnych dla ludzkości latach II Wojny Światowej. Jeżeli mówimy o zadośćuczynieniu za tę zbrodnię, to Rosjanie ją spłacili krwawo – na polskich ziemiach zginęło około miliona żołnierzy Armii Czerwonej. Tak to prawda, że za nimi przyszedł niechciany przez nas system polityczny, ale bez nich Polacy podzieliliby losy polskich Żydów i dziś nieliczni ocaleni mogliby, co najwyżej, pisać książki w ginącym polskim języku, tak jak to się dzieje z językiem polskich Żydów, jidysz. Pogromy: Jedwabne, Kielce, Kraków to też zdaniem polskich elit sprawy polskiej hołoty, jaśnie panów to nie dotyczy, oni są jedynie równi tym pokoleniom nieudaczników: walczącym o majątki, jako polską sprawę, szlachcie 1830 i 1863 roku, bezmyślnym przywódcom powstania w Warszawie z sierpnia 1944 roku, niechlujnym organizatorom lotu Prezydenta RP do Smoleńska.

Polacy w XXI wieku winni wyzbyć się dziewiętnastowiecznych sofizmatów. Ponad 2 miliony Polaków po roku 2004 wyemigrowało na Zachów, ich śladem, co roku wyjeżdża około 200 tysięcy. Ci ludzie żyją wśród innych narodów, także Żydów i uczą się w szybkim tempie odmiennych tradycji kulturowych. Ci, co zostali między Odrą i Bugiem, musza też się stać członkami tej międzynarodowej społeczności, nie mogą się odciąć ani od swoich emigrantów, ani od innych, którzy ich u siebie przyjęli, dając pracę i utrzymanie – to przecież w większości pieniądze emigrantów transferowane do kraju zapewniają Polsce status „Zielonej wyspy”. Zlepka pojęciowa Polak – Katolik wyklucza coraz większa liczbę Polaków, staje się anachronizmem z odległej przeszłości. W Stanach Zjednoczonych coraz większa liczba członków tamtejszej Polonii przechodzi do kościołów protestanckich – z jednej strony dając wyraz swojemu awansowi społecznemu, a z drugiej uprzedzeniom rasowym – katolicyzm w USA staje się synonimem wiary Latynosów, stojących dziś na dole drabiny społecznej, tak jak kiedyś Polacy. Czy tych Polaków też powinniśmy wykluczyć z polskiej społeczności? Kolejna sprawa – to konieczność otwarcia się naprawdę, jaka by ona nie była. Wołyń, Jedwabne, ofiary cywilne drugiej wojny światowej, to wspólne tragiczne dziedzictwo, o którym należy mówić otwarcie, bez jakichkolwiek przeinaczeń i niedomówień.

W świecie liczą się te narody, które są w stanie coś od siebie dać ludzkości, które są zwycięskie w zmaganiach z wrogiem, budują nowa naukę, lepsze relacje wewnętrzne i zewnętrzne. Nie liczy się w tym świecie martwy powstaniec, a zdobywca i odkrywca, Kopernik i husarz spod Kircholmu a i pan Moskwy 1612 roku. W stolicy Polski, w samym jej centrum od lat straszy palma i francuski generał, który dwukrotnie, de facto turystycznie, odwiedził nas kraj, i to by było wszystko, co go łączy z Polską. Nie ma w Warszawie pomnika zwycięstwa grunwaldzkiego, zdobywców Moskwy, zwycięstw pod Chocimiem, Kircholmem – ba, nawet bitwy warszawskiej 1920 roku. Nie ma pomników Śniadeckich, księcia Druckiego – Lubeckiego, Grabskiego. Nawet ich imiona są bardziej znane zagranicą niż w Polsce.

 

dzbytek
O mnie dzbytek

Starszy pan, były stoczniowiec, absolwent SGH (d.SGPiS)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura