dzbytek dzbytek
267
BLOG

Arabska wiosna, europejska zima

dzbytek dzbytek Polityka Obserwuj notkę 2

Arabska wiosna, europejska zima?

Bliski Wschód do lutego 2012 roku był przewidywalny. Wiadomo, że rządzili w krajach tego regionu różnej maści autokraci, bardziej lub mniej szanowani na Zachodzie, zależnie od zakresu wspólnych interesów i aktualnej koniunktury politycznej. Jedni z autokratów, jak w Arabii Saudyjskiej i Jordanii byli królami, inni, jak w Iraku, Egipcie czy Libii, wojskowymi, a w innych, jak w Tunezji, oficjalnie cywilnymi prezydentami. Niezależnie od tytułów, wszyscy rządzili wiele lat, bezwzględnie rozprawiając się z wszelką opozycją. Od czasu do czasu zdarzały się akty terrorystyczne, gdy ekstremiści, najczęściej skrajni fundamentaliści islamscy, atakowali instytucje państwowe lub zagranicznych turystów – były to jednak wyjątkowe przypadki, wyjątki od reguły bezwzględnie sprawowanej władzy dyktatorów, krwawo likwidujących wszelkie wystąpienia przeciwko ich niepodzielnej władzy. W tym porządku zgodnej współpracy wyjątkiem był Iran – państwo ajatollahów, z którym Zachód do mógł dojść do porozumienia, mimo, że olbrzymie zasoby ropy naftowej stanowiłyby podstawę do zrobienia obopólnie korzystnych interesów. Następcy Chomeiniego poważnie jednak traktowali jego islamistyczne przesłanie – ideę stworzenia państwa muzułmańskiego, gdzie jedyne prawo kodyfikował Koran. Państwo to trwa już prawie czterdzieści lat i mimo przepowiedni, że tego typu ustój jest z góry skazany na załamanie, okazał się trwały i ustanowił wzorzec, atrakcyjny dla innych ruchów fundamentalistycznych w społecznościach muzułmańskich, nawet w tych krajach, gdzie wyznawcy proroka Mahometa stanowią mniejszość, jak to ma miejsce w Europe Zachodniej. Fundamentalistom bardzo pomogła „wojna z terrorem” prezydenta USA G.W.Busha. Najpierw zamachy z 11 września 2004 ukazały, że Amerykę można skutecznie zaatakować nawet na jej własnym terytorium, a potem inwazje wojsk Zachodu w Iraku i Afganistanie obnażyły fiasko idei budowy państwowości w oparciu zachodni model demokracji, praw jednostki, rządów ustanowionego przez ludzi prawa. Ludność tych krajów odrzuciła amerykańskie i europejskie wzorce, uznała je za obce i gorsze od ich własnej tradycji.

Zachód współpracował z bliskowschodnimi autokratami, gdyż gwarantowali oni społeczny spokój, niezbędny, aby ropa naftowa i gaz ziemny bez przeszkód docierał do europejskich i północno amerykańskich portów. Do szejków i dyktatorów płynęły ogromne pieniądze, znacznie przekraczające możliwości ich racjonalnego wykorzystania w rozległych, ale słabo zaludnionych państwach. W krajach naftowych ich obywatele mieli wszelkie udogodnienia – bezpłatne szkolnictwo, służbę zdrowia, mieszkania, pracę. Te kraje, jak np. Egipt i Jemen, których zasoby węglowodorów były niewielkie, wspierane były przez zasobniejszych sąsiadów, a ich mieszkańcy mogli liczyć na zatrudnienie w krajach naftowych. Spokój ten okazał się złudny. Tunezja i Libia, kraje, w których obywatelom żyło się znacznie lepiej, iż w wielu europejskich krajach, komfort materialny okazał się niewystarczającym remedium dla setek tysięcy młodych ludzi, oczekujących od życia czegoś więcej, niż dachu nad głową i pełnej lodówki. Ludzie krajów arabskich mieli, i mają kompleks Zachodu – to stamtąd przybywały atrakcyjne dobra konsumpcyjne, to stamtąd dostarczano wzorce kulturowe – filmy, muzykę. Bliski Wschód dostarczał w zamian tylko jedno dobro – ropę, którą i tak wydobywano za pomocą maszyn i urządzeń dostarczanych z Zachodu i pod nadzorem zachodnich specjalistów. Na Zachodzie zdawano sobie sprawę z tych nastrojów społecznych, ale w powszechnym odbiorze budziły one w Europie i Ameryce Północnej pogardę dla nieudolnych muzułmanów, a wśród elit panowało przeświadczenie, ze procesy demokratyzacyjne wyrwą świat arabski z wielowiekowego letargu. ”Arabska wiosna” roku 2012 początkowo zrodziła przeświadczenie, że właśnie ten przełom nastąpił, że oto Bliski Wschód odrzucając dyktatury dołączy do demokratycznego Zachodu. Wojska NATO wsparły libijskich rebeliantów w ich walce z Kaddafim przekonane, że oto wspierają koniec anachronicznej dyktatury i na jej miejsce powstanie nowe państwo, gdzie prawa wszystkich obywateli będą szanowane, a powstały chaos ma charakter przejściowy. Te nadzieje skończyły się ostatecznie wraz ze śmiercią ambasadora USA w Libii Christophera Stevensa. Już wcześniej wybory w Egipcie wygrali po obaleniu Mubaraka islamiści, także w Tunezji ugruntowali oni swoja pozycję. Libia, gdzie zaangażowanie Zachodu było tak jednoznaczne po stronie rebeliantów, oczekiwano, ze będzie inaczej, ze można się spodziewać choćby wdzięczności. Stevens reprezentował nowy model amerykańskiej dyplomacji – otwartej na inne kultury, dążącej do poznania i zrozumienia zachodzących zjawisk. Miałem możliwość rozmowy z Ambasadorem w Waszyngtonie DC i byłem pod wrażeniem jego wiedzy i przekonania, że Stany Zjednoczone musza odrzucić imperialne myślenie na rzecz wzajemnego zrozumienia. Niestety, w Libii przewagę uzyskali udzie, którym obce jest wszelkie porozumienie. To nie jest prawda, ze sprowokował ich jakiś amatorski filmik – został on nakręcony wiele miesięcy temu, wydobyto go z zapomnienia tylko po to, by uzasadnić antyzachodnią nagonkę. W Benghazi czekali na Ambasadora zabójcy, gdy przybył tam odwiedzając miejscowy amerykański konsulat i tym samym było pewne, że ochrona Ambasadora będzie niewielka. Zamordowanie amerykańskiego dyplomaty dowodzi, że islamiści nie cofna się przed niczym, aby udowodnić swoje antyzachodnie nieprzejednanie, jako jedyna prawdziwa polityczna alternatywa dla muzułmańskich mas.

„Arabska wiosna” nie przyniosła sukcesu demokracji, zwyciężył islamizm, skrajnie upolityczniona wersja islamu. Nie ma ona nic wspólnego z tradycjami wielowiekowej i zróżnicowanej kultury muzułmańskiego Bliskiego Wschodu. Islamiści w równym stopniu jak zachodnich dyplomatów atakują oczytanych w Koranie mułłów, tradycyjnych przywódców biegłych w islamskim prawie, sufich – a także wyznawców innej, niż sunnicka, odmian islamu: szyitów, alawitów, izmailitów. Żyjący od wieków na tych terenach chrześcijanie są mordowani – lub, w najlepszym razie, wysiedlani. Islamistyczny Bliski Wschód to zupełnie nowa, groźna dla globalnego pokoju, jakość polityczna. Islamizm, to skutek globalizacji i umasowienia idei politycznych, które podobnie jak w Europie w XX stuleciu tworzą totalitarne ruchy społeczne. Europa, zaangażowana w sprokurowany przez siebie kryzys ekonomiczny, zdaje się tego nie dostrzegać. Być może obudzi się, gdy już będzie za późno, gdy, jak w starożytnym Rzymie, najeźdźcy od wewnątrz rozsadzą skostniałe struktury społeczne.

 

dzbytek
O mnie dzbytek

Starszy pan, były stoczniowiec, absolwent SGH (d.SGPiS)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka