Rosjanie są mistrzami intrygi. Mam na myśli ogłoszenie raportu MAK - chyba nikt nie ma wątpliwości, że to raport rosyjski (Putina), a jedynie formalnie autoryzowany przez komisję, tak zwaną międzynarodową. Otóż Rosjanie ogłosili swój raport tak, by poszły 2 komunikaty jednocześnie (nawet znacznie więcej komunikatów, ale na dwóch się tu skupiam). Komunikat oficjalny dany na wiarę owcom mówi, że katastrofę spowodował właściwie cały "wesoły autobus", którym w tej wersji była polska delegacja do Katynia. Mam na myśli owce w sensie orwellowskiego "Folwarku zwierzęcego".
Świat naturalnie składa się nie tylko z owiec. Nie wchodząc w szczegóły tego bestiariusza, powiedzmy tylko, że komunikat z raportu dla pozostałych, czyli dla nie-owiec, był bardzo jasny: zabiliśmy polskiego prezydenta i dowództwo wojskowe, a przy okazji paru innych, którzy mieli tego pecha, że zachciało im się rzucić wyzwanie Wielkiej Rosji, demonstrując na jej świętej ziemi polski (ergo antyrosyjski, plugawy) patriotyzm.
Podkreślam, że ten drugi komunikat jest bardzo jasny dla każdego zdrowo myślącego człowieka (nie-owcy). Zresztą sam fakt - na poziomie wywiadów wojskowych i rozmaitych spec-służb był wystarczająco czytelny już 10 kwietnia. Dziś może najwyżej pojawić się pytanie, dlaczego oni tak jasno to komunikują w swoim raporcie? Mogli przecież zrobić niby pieczołowitą rekonstrukcję wraku, podrobić wszelkie potrzebne zeznania, udawać współpracę ze stroną polską (za parę srebrników znalazłoby się pełno chętnych z każdej specjalności, by podżyrować rosyjską wersję) itd. Dlaczego nawet się nie starali? Myślę, że jest w tym barbarzyńska pogarda dla zachodnich standardów, gdzie państwa też czasem robią straszne rzeczy, ale jednak utrzymują obywateli w Matriksie życia w liberalno-demokratycznym raju.
Putin z barbarzyńską pogardą pokazał światu zachodniemu nie tylko swoją siłę i władzę, ale także to, gdzie on ma te zakłamane zachodnie standardy. Myślę, że on czuje się z tym lepszy od zachodnich hipokrytów i "mięczaków". Akcja w Smoleńsku musiała mu dać kapitalną satysfakcję na wielu poziomach - osobistym, historycznym i właśnie: poprzez okazanie tej pogardy mięczakom w jego rozumieniu.
Nie wiem, czy ktoś wsłuchał się na spokojnie w nagranie z kabiny pilotów. Ono naprawdę wiele wyjaśnia. Nie chodzi mi o synchronizację i analizę wszystkich parametrów lotu - oczekuję tu w przyszłości jakiejś księgi spisanej przez prawdziwie niezależnych polskich ekspertów. Mam na myśli to, że wieża z pełną świadomością i perfidią do ostatnich sekund sprowadzała nasz samolot wprost do uderzenia w ziemię. Nasi piloci mieli pełne zaufanie do działań wieży. Inaczej nie umieli, bo zaufanie do wieży, to część ich zawodu. A więc wsłuchajcie się dobrze w ton głosu, gdy - już ginąc - wypowiadają ostatnie przekleństwa. Jest w tym głosie bezgraniczne zdumienie. I chyba jeszcze w ostatnim ułamku sekundy, gdy myśli za sprawą natury biegną z kosmiczną szybkością, doznali tego przebłysku zrozumienia, co właśnie zrobiono im i Polsce. Mam nadzieję, że Lech i Maria zdążyli jeszcze spleść swoje dłonie i spojrzeć sobie ostani raz w oczy... Tak to właśnie sobie wyobrażam. Potem zapewne wybuchła ta straszliwa bomba, która dosłownie unicestwiła większość ciał i rozszarpała konstrukcję Tu-154 na strzępy. Nagranie w raporcie zostało przerwane o chwilę wcześniej.
Gdy zrozumiemy już, co właśnie Putin stara się przekazać światu i Polsce, przychodzi ta straszna tytułowa myśl: "co się stało z Polakami?". My, którzy w wiekach chwały byliśmy bastionem przeciwko morderczym germańskim najazdom i niezliczonym najazdom różnorakich barbarzyńców. To nie są bajeczki. Pokolenia dzielnych i mądrych ludzi osiągnęły zadziwiającą, jak na ten zakątek świata, biegłość w sztuce wojennej. W kolejnych wiekach, byliśmy jednym z najtrudniejszych do ujarzmienia narodów. A gdy już ten naród rozdeptano, to jeszcze szliśmy "z wisami na tygrysy". Jakże muszą się teraz wstydzić za nas nasi przodkowie w innym świecie. To prawda, że w Katyniu i na innych polach śmierci w latach wojny Polsce obcięto głowę.
Teraz, gdy jest już całkiem jasne, że znaleźliśmy się pod rządami obcych sługusów (to nawet nie są zdrajcy, nie uważam ich za Polaków), a Rosja i Niemcy ponownie rozszarpują resztki Polski, przyglądamy się temu bezczynnie. Nie mówiąc o tych zupełnie obłąkanych naszych braciach, którzy jeszcze temu przyklaskują i szydzą z kaczki pieczonej po smoleńsku czy "zimnego Lecha" na Wawelu. Zadaję sobie pytanie, dlaczego naród, który w warunkach okrutnej hitlerowskiej okupacji stworzył podziemne państwo - fenomen na światową skalę, dzisiaj siedzi cichutko i coś tam kwili, tępo patrząc w telewizory.
Czy świat nie może nam pomóc? Ale komu ma pomagać? Tuskowi, który w kluczowej chwili, gdy NATO po cichu wchodziło w stan gotowości bojowej, pokazał się światu w objęciach Putina? Komorowskiemu, który będąc w USA, pieprzył trzy-po-trzy tak strasznie, że oni tam teraz chyba patrzą na Polskę już tylko z rodzajem zażenowania związnego z myślą, że kilka lat wcześniej kalkulowali możliwość strategicznego sojuszu z tak żałosnym krajem? Owszem, świat może nam pomóc, ale my musimy pokazać, że tej pomocy chcemy i potrzebujemy. Jeszcze za czasów pierwszej Solidarności (pomijając agenturalną otoczkę tego ruchu) Polacy coś jednak światu pokazali i to było niepodważalne osiągnięcie naszego narodu, czy ostatnie?
Dzisiaj są te kilkutysięczne manifestacje. Dobrze, że one są. Inaczej już tylko rozpacz i beznadzieja. Ale potrzebujemy demonstracji na miarę Krakowskiego Przedmieścia z narodowego tygodnia, a nawet jeszcze większych. Nie agresywnych, bo to na nic, ale wymownych jak najgorszy wyrzut sumienia. Potrzebna jest także konspiracja. To już ten czas. Oczywiście - to otwarte forum - piszę o tym czysto teoretycznie. Oto przykład.
Świat może poruszyć dowód zbrodni Putina pokazany przez Polaków. Powtórzmy: Amerykanie nie mają powodu demonstrować danych ze swojego elektronicznego wywiadu, nie wiedząc nawet, czy Polacy tego chcą. Jedynym dowodem w Polsce są dziś chyba ciała ofar. Jest pewne, że sowieckie sługusy, nie przeprowadzą ekshumacji. Tak jak pewne jest, że zdrowy na umyśle człowiek, nie wejdzie na ulicę pod przejeżdżającą ciężarówkę. Myślę, że profesjonalna konspiracyjna grupa mogłaby przeprowadzić niezbędne badania. Potrzebny byłby koordynator, kilka osób z przeszkoleniem w służbach do zabezpieczenia operacyjnego, kilka osób z dostępem do odpowiednich laboratoriów, prokurator gotowy "spalić się", poświęcić swoją karierę, by chociaż para-urzędowo zaświadczyć, jak czynności przebiegały.
W porównaniu z akcjami do jakich zdolne było AK w nie tak znowu dawnej historii nie wymagam przecież wiele. Ale może za wiele jak na naród bez głowy...