Próba ograniczenia Polakom dostępu do alkoholu może się dla rządu Tuska skończyć bardzo źle (fot. flickr.com/photos/noprawns)
Próba ograniczenia Polakom dostępu do alkoholu może się dla rządu Tuska skończyć bardzo źle (fot. flickr.com/photos/noprawns)
Łukasz Rogojsz Łukasz Rogojsz
1273
BLOG

„Wysokoprocentowe ACTA”, czyli rząd na alkohol rękę podnosi

Łukasz Rogojsz Łukasz Rogojsz Polityka Obserwuj notkę 13
Jak nie leki to internet, jak nie internet to alkohol. Wygląda na to, że po walce o wolność w internecie Polaków czeka walka o prawo do spożycia właśnie. Polska przychyliła się bowiem do wprowadzenia na terenie Unii Europejskiej modelu „zarządzania” sprzedażą alkoholu znanego z krajów skandynawskich. Notowań rządu Donalda Tuska z całą pewnością to nie poprawi. W Polsce na trunki wysokoprocentowe ręki podnosić nie wolno.

- Gdy wydarzy się coś złego, pijesz, żeby zapomnieć. Kiedy zdarzy się coś dobrego, pijesz, żeby to uczcić. A jeśli nie wydarzy się nic szczególnego, pijesz po to, żeby coś się działo - mawiał o alkoholu jeden z najwybitniejszych poetów XX wieku Charles Bukowski.

Zawsze niezwykle lubiłem twórczość Bukowskiego. Jego dystans do świata, ironię i sarkazm, nonkonformizm i absolutny brak poprawności politycznej. Powyższe kilka zdań również sobie cenię, ponieważ mimo swojej prostoty, a także pewnego moralnego i światopoglądowego ekshibicjonizmu - ujmują sedno sprawy. To, z czym gdzieś w głębi większość ludzi się zgadza, kiedyś zgadzała lub będzie się zgadzać w przyszłości.

Wbrew powszechnemu mniemaniu, Polska krajem pijaków nie jest. Nigdy nie była i pewnie nigdy nie będzie. A panujący w Europie mit o Polakach-alkoholikach jest mocno przekłamany. Ale żeby nie było, umówmy się – lubimy sobie wypić. Bez względu na wiek, płeć, poglądy polityczne czy status ekonomiczny.

Teraz okazało się, że i to władza planuje nam utrudnić. Że niby chce rozwiązać w ramach Unii Europejskiej nasze „problemy alkoholowe”. Ale jakie problemy ja się pytam? To chyba politycy mają jakiś problem, skoro kolejna umowa międzynarodowa przeszła w czasie polskiej prezydencji bez echa, a wyborcy dowiadują się o niej dopiero w dniu dzisiejszym?

Postanowienia nowego dokumentu, silnie lobbowane przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), mogą wejść w życie już w kwietniu, o ile oczywiście Parlament Europejski przegłosuje kontrowersyjny akt prawny. A co rządzący mogą nam zafundować, bo to zapewne interesuje największą liczbę czytelników?

Prohibicję niemalże, brzmi odpowiedź. Wzór handlu alkoholem ma być zaczerpnięty z krajów skandynawskich. A to nie wróży nic dobrego. Co więc nas czeka?
 
  1. przejęcie sprzedaży alkoholu przez państwo
  2. umieszczenie sklepów z alkoholem tylko na obrzeżach miast
  3. ograniczenie godzin pracy sklepów z alkoholem do ośmiu dziennie
  4. praktycznie całkowity zakaz reklamy i marketingu wyrobów alkoholowych

Nie trzeba mieć ani IQ na poziomie 150, ani być politykiem czy konstytucjonalistą, żeby dostrzec absurdalność tych postanowień. Każde z nich godzi w pokaźną liczbę wolności obywatelskich czy naszych konstytucyjnych praw. Zwłaszcza zaś przejęcie branży alkoholowej przez państwo budzi moje szczególne obawy. Z drugiej strony, wyjaśnia to doskonale, dlaczego resort zdrowia zaakceptował wspomniany dokument bez słowa krytyki.

Przejęcie handlu alkoholem oznaczałoby dla budżetu Polski niewyobrażalne wręcz zyski. Przynajmniej w krótkotrwałej perspektywie, do momentu rozkwitu „alkoholowego podziemia” i „domowego bimbrownictwa”, czego na pewno nie udałoby się uniknąć. A czy w czasach kryzysu, szukania oszczędności wszędzie i na wszystkim może być lepszy motyw działania niż astronomiczne zyski?

Wizja skończenia jak Skandynawowie mnie osobiście przeraża. Poczciwy monopolowy sprowadzony do rangi apteki ze specjalnymi medykamentami, a stare dobre pół litra czystej do roli ciężkiego antybiotyku na receptę? Obłęd! A po to wszystko będę musiał, jako mieszkaniec Warszawy, jeździć do jakiegoś Nadarzyna, Piaseczna czy innego Wołomina.

I jeszcze może, jak to w krajach skandynawskich ma miejsce, wprowadźmy centralny rejestr, w którym odnotowuje się miesięczne spożycie każdego szarego Kowalskiego. Tak, żebym broń Boże nie wypił w danym tygodniu czy miesiącu więcej niż przewiduje ustawa. A jeśli mi się zdarzy, to co? O 6.00 rano obudzi mnie Centralne Biuro Śledcze czy może zamkną mnie w klinice odwykowej?

Swoją drogą, Skandynawowie srodze się przeliczyli, sądząc że wspomniane regulacje rozwiążą ich problemy z alkoholem. Stało się wręcz przeciwnie. Zaczęli pić więcej, tyle że po kryjomu. Zakazane kusi bardziej, zawsze, to stara prawda. Więc nasi koledzy z północy piją w domowych zaciszach lub pędzą własny bimber, wymierzając solidny cios odpowiednim gałęziom gospodarki.

A i samo picie przybrało w ich wykonaniu dziwne kształty. Z racji, że nie mogą kupić tego alkoholu za wiele, magazynują go, robiąc zapasy krok po kroku. Przez tygodnie lub nawet miesiące. Cierpliwie. Kiedy już jednak mają wszystkich swoich „przysmaków” pod dostatkiem, siadają i piją. Piją aż im sił starcza, piją do końca. Swojego końca. Może w ten sposób nasz rząd chce ograniczyć wydatki na świadczenia społeczne? Całkiem sprytnie, muszę przyznać.

Już zresztą jestem sobie w stanie wyobrazić poruszenie tą kwestią na polskiej scenie politycznej, kiedy tylko panie i panowie z Wiejskiej zwietrzą, że można na całej sprawie ubić świetny polityczny interes. Nagle wszyscy, nawet ci od lat „zaszyci” czy zdeklarowani abstynenci, zaczną być pierwszymi obrońcami alkoholu nad Wisłą.

I tak, oczami wyobraźni, widzę prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego przepraszającego się z alkoholem i rozpoczynającego krucjatę na rzecz ochrony prawa do zakupu i spożycia trunków wysokoprocentowych. A za nim inni, Zbigniew Ziobro, Janusz Palikot, Leszek Miller...

Wszyscy nagle odkryją, że zawsze lubili i nadal lubią spożywać. Jakiż to będzie piękny obrazek - wywiady, happeningi, konferencje. Może nawet zakupy w monopolowym lub degustacje przed kamerami? Pełen asortyment, mówiąc językiem wiadomej branży.

Kwestia, którą w tym wpisie poruszyłem, jest niezwykle kontrowersyjna, ale i nie mniej interesująca. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę polskie przywiązanie tak do wolności osobistych, jak i, nie ukrywajmy, alkoholu. Można pisać o tym godzinami, poruszając coraz to nowe wątki. I jestem pewien, że tak właśnie będzie w nadchodzących dniach, tygodniach, a może nawet miesiącach.

Polacy w swojej historii przeżyli wiele, wiele byli w stanie tolerować, wiele wybaczyć czy zapomnieć. Przecierpieliśmy utratę niepodległości i własnego państwa, zniszczenia i okupację podczas II wojny światowej czy blisko pół wieku „opieki” Wielkiego Brata z Rosji. Dużo przeszliśmy, bardzo dużo.

Niech jednak żaden polityk nad Wisłą nie liczy, że ten naród przymknie oko na próbę zawłaszczenia przez państwo alkoholu i odebrania obywatelom swobodnego dostępu do trunków. Nie pozwoliliśmy politykom ograniczyć wolności w internecie, jednak dopiero teraz rząd może się przekonać, co znaczy wściekłość ludu.

Parafrazując klasyka, taka mała uwaga pod adresem pomysłodawców wprowadzenia tychże regulacji w Polsce: „Każdy polityk czy działacz, który odważy się podnieść rękę przeciwko napojom alkoholowym, niech będzie pewny, że mu tę rękę lud polski odrąbie”.  

"Człowiek rośnie w grze o wielkie cele" - Friedrich Schiller "Osiąga się triumf przez zwalczanie trudności" - Victor Marie Hugo "Fortuna boi się odważnych i uciska bojaźliwych" - Seneka Młodszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka