mój widok z hotelu na rzekę...wielka rzekę w oddali. A ten dom z pawej na 25 lat
mój widok z hotelu na rzekę...wielka rzekę w oddali. A ten dom z pawej na 25 lat
dry dry
4309
BLOG

Krasnojarsk, Rosja. Na krańcu świata?

dry dry Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

 

Jakoś mi się tak zebrało na tę Rosję ostatnio, wstrząśnięty deklaracjami władzy  radzieckiej/rosyjskiej w sprawie dynastycznej schedy tejże władzy wykonawczej. Odbyłem nie tak dawno podróż do Krasnojarska. Była to moja niemal najdalsza podróż na terenie Rosji na Wschód. Było to dla mnie sporym zaskoczeniem co tam zastałem. Spodziewałem się u ludzi  mentalności bardziej sztywnej do jakiej byłem przyzwyczajony w europejskiej części Rosji, a tymczasem spotkałem ludzi bardzo miłych, spokojnych, poważnie oceniających realia w jakich żyją. A przede wszystkim to byli ludzie bardzo otwarci i chętni do współpracy. Mało tego - zastałem tam bardzo ciekawe zabytki architektury XIX w, czego juz naprawdę się nie spodziewałem. Dowodzi to jak mało wiemy o wschodzie,nawet podróżując tam stosunkowo często...
Spędziłem tam parę dni w realiach mało biznesowych. Tak się złożyło, że dysponowałem czasem w określonym terminie i zbiegł się on z urodzinami mojego znajomego. Nie zastanawiał się on długo i zaprosił mnie na tę uroczystość, która odbywała się niejako trójstopniowo. Najpierw były obrzędy w jego firmie, następnie  w klubie wynajętym tego dnia specjalnie dla niego, a na końcu w domu dla rodziny. Nie przeszkadzało to oczywiście rodzinie być również klubie… Na szczęście wiedziałem o tym wcześniej, więc na lotnisku nabyłem prezent, który wręczyłem mu w firmie – w końcu łączą nas zależności tego typu.  
Najciekawsza dla mnie była część oficjalna w jego firmie.  Wiązało się to z całym rytuałem, polegającym na toastach, mowach okolicznościowych i wręczaniu prezentów po kolei według ustalonego grafika zgłoszonego wcześniej. Inwencja zaproszonych była naprawdę szeroka. Były wiersze, kuplety, piosenki i przyśpiewki. Z prezentów były obrazy, wiersze, podarki okolicznościowe, a nawet jakieś specjalne aranżacje administracyjne, typu pozwolenie na poprowadzenie drogi z bazy transportowej do ulicy przebiegającej w pobliżu (dotychczas była to tymczasowa droga z płyt betonowych). Wiele mów i kupletów były nawet dowcipne i śmieszne okolicznościowo, wiązały się z jakimiś określonymi wspólnymi sytuacjami, których nie do końca rozumiałem. Można było odnieść wrażenie, ze społeczność lokalna naprawdę poważa i ceni mojego znajomego. Jako gość zagraniczny miałem specjalne miejsce obok partnera z Chin mojego znajomego. Mój sąsiad posługiwał się usługami chińskiej tłumaczki, która jakoś tak słabo radziła sobie z językiem rosyjskim na mój gust…lecz cóż, może miała jakieś inne ukryte talenty…Podziwiałem szacownego jubilata, ponieważ musiał napić się z każdym, a ja ledwo maczałem ust korale…Impreza trwała parę godzin. Wielu nowo poznanych moich znajomych przyznawała się do polskich korzeni u rodziców, czy nawet w dalszych pokoleniach. Odniosłem wrażenie, ze większość obecnych na sali to Polacy, ponieważ znali kilka słów, generalnie to każdy znał na 11 literę alfabetu… Następnie przenieśliśmy się do klubu.
Wystrój klubu był w  stylu wschodnim i dopatrywałem się w nim elementów z baśni tysiąca  i jednej nocy. W takim też stylu była odziana i cała obsługa. Zaproszone kobiety, łącznie z żoną szefa ubrane były również w ten sposób. Ponieważ byliśmy po pracy, byliśmy więc w garniturkach i powiem szczerze, że czułem się jakoś dziwnie. Może nie czułbym się lepiej przebrany we wschodnie szaty, jednak czułem pewien dysonans z otoczeniem  i w związku z tym dyskomfort.  Nawet kilka głębszych mi nie pomogło…
Wśród atrakcji oprócz jedzenia i muzyki były pokazy i kurs tańca wschodnich tańców. Oczywiście był też taniec derwisza. Zgłosiłem się do nauki, lecz niestety słoń nadepnął mi na ucho i słabiutko mi szło, oj słabiutko. Mam jednak poczucie humoru i dystans do siebie, wieć się nie przejmowałem. Robiłem co mogłem, jednak wzbudzało to wesołość, no cóż…
Następnego dnia miałem ciężki dzień…niestety był on dla mnie roboczy  i prowadziłem prezentację-wykład dla kilkuset uczestników. Na szczęście okazało się, że wielu z nich poznałem dzień wcześniej i odniosłem wrażenie, że mają podobny stan nieznośnej ciężkości żywota podobny do mojego, więc specjalnie nie wgryzałem się w tematykę teorii nowoczesnych technologii budowlanych…  Oczywiście potem znów był bankiet, bo jakże by inaczej…Do tego doszła zabójcza dla mnie różnica czasu. Na szczęście Andrey był przewidujący i opracował taki plan, że miałem możliwość odpocząć przed wieczorem. A wieczorem był rejs po Jeniseju...a raczej miał być, ponieważ statek nie wypłynął  z powodu awarii. Całe szczęście, że nie dał rady odpłynąć, bo jakby się popsuł na środku rzeki, to zapewne nie zdążyłbym na samolot…Wieczór odbył się więc na redzie i polegał głównie na rozmowach kuluarowych. Ponieważ rano miałem samolot, doszliśmy do wniosku, ze nie ma sensu tej nocy spędzić w hotelu i prosto ze statku pojedziemy na lotnisko. Miałem za to swoją kajutę, podobnie jak i kilka osób obecnych na bankiecie, więc miałem czas odpocząć.
Był to dla mnie bardzo ciężki wyjazd. Poznałem jednak dzięki temu kogoś ważnego dla mnie w poznawaniu innej kultury i środowiska. Ogromnym zaskoczeniem były zabytkowe domy kupców i cerkiew z XIX w. całkiem nieźle zachowana. (Garść informacji jako opisy na zdjęciach!) Znamy się już wiele lat i lubimy spędzać czas w swoim towarzystwie, choć na początku był pewien dystans. Ostatnio Andrey był u mnie, teraz niedługo musze pojechać z rewizytą…  
 
P.S. To mój trzeci wpis "rosyjski" po dwóch o Moskwie w dzień, a nawet  ... i o Moskwie w nocy.  Zapraszam

Zobacz galerię zdjęć:

a teraz troche popatrzmy na miasto...
a teraz troche popatrzmy na miasto... więcej wody :) więcej budynków może...nic nie zapowiada niespodzainki w centrum... dom oligarchy...hm... cóż za róznorodność... statek co nie dał rady popłynąc... wielka rzeka Jenisiej...tutaj to ona zaczyna bieg...nie wyobrażam sobie jaka jest szeroka u ujścia...(widziałem Wpogę...) więcej wody... trochę zabytków epoki carów - statek wycieczkowy... cóż za cerkiew... stare miasto zabytkowy dom w centrum miasta. Nikt z moich znajomych nie znał jego historii... centrum miasta ładne, prawda? taki budynek z lat 50tych???... data na frontonie przeczy takiej tezie :) dawno nie było Lenina, to macie...może się jeszcze przyda... dalej spacerujemy po centrum... piękne, prawda? ładnie, stare domy kupców Rosyjskich za cara... dworzec kolej transsyberyjskiej, cóż za kunszt... całkiem niezłe... nabrzeże...
dry
O mnie dry

"Nothing in the World is so powerful as an idea. A good idea never dies and never causes changing its form of life". Frank Lloyd Wright.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości