dzida dzida
784
BLOG

Cała Polska (nie)kocha Tuska?

dzida dzida Polityka Obserwuj notkę 4

Coś słabo musi być z realizacją "polityki miłości" skoro pan premier - twórca owej oryginalnej teorii - zamiast na spotkanie ze "zwykłymi" ludźmi, jeździ po Polsce na "ustawki", organizowane przez Grasia i spółkę (tzn. ludzie są zwyczajni, ale po selekcji i odsianiu elementu nieprawomyślnego). A mimo to co jakiś czas trafi się jakiś "egzemplarz", który znów spyta "jak żyć".

Porównanie z tzw. potiomkinowskimi wsiami, które odwiedzała jedna Imperatorowa Wszechrusi jest w pewnym sensie nie na miejscu (Tusk chyba zna prawdziwą sytuację na prowincji - w przeciwieństwie do carycy Katarzyny, której Grigoryj Potiomkin organizował przenośne wioski, w której weseli chłopi-przebierańcy machali do podróżującej Dnieprem cesarskiej łodzi), choć mechanizm jest ewidentnie ten sam.

Chodzi o to, że Tusk - jak każdy człowiek próżny - chciałby być chwalony, pieszczony, poklepywany, komplementowany, a informację kiepskie wolałby raczej wypierać. Dla premiera ważne jest to, że pochwali go Merkel, jakieś ciepłe słowa bez znaczenia powie Sarkozy jakiś Barrosso - widok umęczonych twarzy ludzi, którzy naprawdę ledwo wiążą koniec z końcem jest (domyślam się) dla niego osobiście bardzo nieprzyjemny - dla jego partii zaś niezwykle groźny.

A groźny jest z kilku oczywistych powodów, z których najważniejszym jest odmitologizowanie tej całej "narracji" (modne słowo), którą karmione jest społeczeństwo od lat 4. Lepiej więc przekaz ocenzurować, pokazać mandaryna w sytuacjach ludzkich - jak zabija gazetą muchę w autobusie, czy odpowiada "rozkaz!" na słowa jakiegoś człowieka, że "ma być lepiej panie premierze!".

Dlatego też Tusk woli zabrać w podróż np. redaktora Machałe, który całą tą "maskirowkę" opiszę w sposób taki, by jego mama miała miała szansę na reelekcje (Warszawa, lista nr 7 - PO, miejsce nr 4), albo "zawsze wierną" Katarzynę Kolende-Zalewską (jest tak blisko pana Donalda, że już bliżej to...) a lepiej nie wpuszczać jakiś jątrzycieli z "Gazety Polskiej", którzy mogliby zrobić materiał niezbyt wpisujący się w plan. No, ale widocznie Machała uważa czytelników "Wprost" za dość poważnych idiotów, z czym akurat mogę się z redaktorem warunkowo zgodzić.

Widać też, że swoją podróżą PO ewidentnie chce również nobilitować mieszkańców mniejszych miejscowości (oczywiście pod wybory). To wciąż działa, gdy przyjedzie jakiś "pan z telewizora" zamieni dwa słowa, da zrobić fotkę, uściśnie dłoń. Kłopot polega na tym, że PIS wpadł na to dużo wcześniej i - idę o zakład - licznik "shake hands" ma znacznie wyższy.

Tak na marginesie, to skala niezadowolenia (może raczej - rozczarowania, zawiedzenia) jest chyba naprawdę znaczna skoro nawet po Grasiowej selekcji niektórym uczestnikom puszczają nerwy. Nie wiem, czy obraz kobiety, której premier ociera łzy i obiecuję, że ktoś się z nią skontaktuję (ciekawe, czy słowa dotrzymał?) bardziej wpłynie na ocieplenie wizerunku, czy pokaże prawdę o "czerwonych enklawach biedy" na "zielonej wyspie". Nie mówię już o kibicach, którzy PO darzą miłością... trochę inną (widziałem coś takiego kiedyś "Kocham PO. Od tył"), przy okazji obnażając brak opanowania jednego "gentelmena" z oksfordzkim akcentem.

Wszystko się okaże 9 października. Bo o wyniku wyborów zadecyduję nie program tylko fobie, pusta kieszeń, skleroza i Smoleńsk.

 

dzida
O mnie dzida

Staram się pisać krótko. Nie zawsze wychodzi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka