KptSparrow KptSparrow
208
BLOG

Kuba - Dzień III

KptSparrow KptSparrow Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

Hawana - Poniedziałek, 13 Lutego, 2012

Następnego dnia z samego rana wybrałem się na dalsze zwiedzanie. Na początek trafiłem do muzeum Rewolucji mieszczącym się w starym pałacu prezydenckim którego ostatnim mieszkańcem był prezydent dyktator Fulgencio Batista. Gdy ktoś chce na Kubie poczuć komunę, powinien wybrac się właśnie do tego muzeum. Liczne sale pałacu podzielono chronologicznie, począwszy od eksponatów stanowiących dowody ucisku i przestępstw dyktatury Batisty wspieranego przez stany zjednoczone. W muzeum znajdziemy też gabloty z wszelkimi dokumentami, proklamacjami, oświadczeniami i obwieszczeniami z czasów rewolucji. Jest też broń, ubrania, buty i przedmioty dziennego użytku należące do licznych bohaterów rewolucji, w tym Fidela, Che i Raula. W każdej sali siedzi kustosz który bacznie się nam przygląda. Widać że są dumni z rewolucji, a conajmniej sprawiają takie wrażenie. Tym trudniej było mi udawać zainteresowanego kolejnym zdjęciem czy kolejnym obwieszczeniem w kolejnej gablocie. W dodatku w języku dla mnie niestety niezrozumiałym. Za najciekawszą część wystawy muszę uznać sale z przykładami licznych osiągnięć rewolucji w dziedzinach sportu, medycyny, nauki, rolnictwa i innych. Ostatnim punktem muzeum jest jacht Granma na pokładzie którego Fidel Castro, jego brat Raul, Che Guevara i dziesiątki innych rewolucjonistów przypłyneli z Meksyku na Kubę by rozpocząć rewolucję. Wokół oszklonego jachtu możemy podziwiać inne formy transportu z czasów rewolucji, w tym czołg, dwa samoloty, i osobisty Range Rover Fidela. Tuż obok płonie wieczny ogień ku pamięci bohaterów tamtych dni a wszystkiego pilnują zaopatrzeni w krótką broń i gwizdki żołnierze.

Ponure gabloty muzeum rewolucji wybiły mi z głowy dalsze zwiedzanie więc postanowiłem złapać taksówkę do Vedado gdzie miałem odszukać biuro kanadyjskiej firmy Caribbean Transfers by odebrać moją za wczasu opłaconą kartę debetową. Po dość długich poszukiwaniach – biuro znajduje się w prywatnym domu z tyłu podwórka – odebrałem swoją kartę, moją jedyną finansową deskę ratunku na Kubie, jako że amerykańskie karty kredytowe i debetowe na Kubie nie działają.

Rad że załatwiłem sprawę pomyślnie i z ulgą na sercu, wybrałem się na piwo do znajdującej się tuż obok państwowej restauracji o sympatycznie znajomej nazwie Varsovia. Na miejscu szybko spostrzegłem wystraszonego jak sarna anglika o imieniu Chris który przyleciał do Hawany noc wcześniej i od rana nie może się z nikim dogadać. Jako że ja już byłem po całym dniu w Hawanie trochę obcykany, począłem mu opowiadać o geografi miasta i tłumaczyć co i jak. Szybko zdecydowaliśmy że dalszy ciąg dnia spędzimy razem zwiedzając stare miasto.

Na początek wróciliśmy do Starej Hawany i wstąpiliśmy do baru El Floridita, jednego z ulubionych miejsc Ernesta Hemingwaya. Słynny pisarz miał zwyczaj odwiedzać El Floridita by wypić swoją dzienną Daqueri. Nic dziwnego, właśnie tu wymyślono ten słynny na cały świat koktajl. Tam też spotkałem po raz pierwszy rodaków z wycieczką. O ile się nie mylę z Wrocławia. Chwilkę porozmawialiśmy i ja, wciąż jeszcze pewien swych możliwości lingwistycznych, pomogłem zamówić soki owocowe dla dzieci.

Chris po kilku drinkach poczuł się lepiej i wyruszyliśmy w poszukiwaniu bankomatu w celu pobrania pieniędzy. Przy banku był jeden bankomat i długa kolejka. Przez pół godziny Chris usiłowam zrozumieć dlaczego bankomat jest tylko jeden i dlaczego musi stać tak długo w kolejce. Mnie, człowieka zza żelaznej kurtyny to nie dziwiło.

Kolejnym celem naszej podróży był Hotel Ambos Mundos na dachu którego znajduje się restauracja z barem. Ów miejsce zapamiętał Chris z internetu gdy wałkował informacje o Hawanie. W Ambos Mundos miałem po raz pierwszy styczność z toaletą która mimo dość wysokiej kategorii hotelu, smierdziała jak te na Dworcu Centralnym w Warszawie. Nie zabrakło też babci klozetowej. Bo co to za komunizm bez babci klozetowej? Po kilku drinkach i piwach wyruszyliśmy w dalszą drogę.

Gdy tak spacerowaliśmy po starej Hawanie, mój kolega został zaczepiony przez dwóch gości oferujących domowy obiad. Jako że obiad u zwykłych ludzi jest jedną z ofert na którą na Kubie naprawdę warto się skusić, zgodziliśmy się. Na początku można trochę się wystraszyć gdy jest się prowadzonym poprzez ciemne klatki i podwórka z odpadającym tynkiem. Można też się speszyć wchodząc do czyjegoś biednego mieszkania z małymi dziećmi na podłodze, ale jedzenie jest naprawdę pyszne. Przy okazji można porozmawiać lub usiłować porozmawiać ze zwykłymi kubańczykami którzy są bardzo serdeczni. Należy jednak pamiętać aby dokładnie zorientować się w cenach zamawianych dań by nie być na koniec nie miło zaskoczonym. Nasi nowi koledzy, Alex i old man (stary mężczyzna) stanowili naprawdę swietny duet i byli mocno wygadani. Mój anglik zaoferował im po obiedzie mimo że nie musiał tego robić. Kolejne godziny minęły przy pysznym jedzeniu, zimnym piwie Crystal i dyskusjach na wszelkie tematy. Na koniec wymieniliśmy się emailami i wyruszyliśmy w dalszą drogę.

Ostatecznie zakończyliśmy wieczór w barze którego nazwy nie pamiętam z muzyką na żywo i potańcówkami. Mój towarzysz Chris się nawalił a ja nie miałem serca go pozostawić w takim stanie na pastwę Hawany. Wsadziłem go do taksówki i odwiozłem do jego domu w Vedado. Właścicielka domu go wpuściła bez słowa, ale, jak się później dowiedziałem, dała mu ostro popalić następnego dnia. Sam udałem się w drogę powrotną do mojej casy. Z Chrisem miałem się spotkać następnego dnia. Jednak biorąc pod uwagę jego skłonność do alkoholu (i moją też), zdecydowałem że dalsze spędzanie czasu w barach będzie miało efekt przeciwny zamierzeniom mej podróży.

dzikizachod.com/cuba.html

KptSparrow
O mnie KptSparrow

Jestem niedoskonałym, wiecznym optymistą z dobrym poczuciem humoru.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości