KptSparrow KptSparrow
728
BLOG

Kuba - Dolina Viñales, zagłębie przemysłu tytoniowego na Kubie

KptSparrow KptSparrow Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Czwartek, 16 Lutego, 2012

Hawanę opuszczałem z przed drzwi hotelu Deauville przy Malecónie skąd zabrał mnie autobus firmy turystycznej Transtour. Linia Transtour obsługuje hotele odbierając pasażerów ku ich wygodzie bezpośrednio z pod hoteli. Natomiast państwowa linia Viazul kursuje między dworcami autobusowymi które czasem znajdują się z dala od centrum co wiąże się z dodatkowym wydatkiem na taksówkę. Przykładowo, dworzec Viazul w Hawanie znajduje się w dzielnicy Vedado, zbyt daleko od centrum by iść tam z buta.

Po ponad dwóch godzinach jazdy w kierunku zachodnim, czas na 10-minutową przerwę na siusiu i wizytę w małym gospodarstwie gdzie spotykamy słodkie stado prosiaczków, leniwego psa na łancuchu, i kury biegające na wolności. Następnym przystankiem jest miasto Pinar del Rio skąd odbijamy na północ i podążamy krętą szosą do miasteczka Viñales położonego w  środku doliny Valle de Viñales słynącej z plantacji tobacco. Wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, dolina zachwyca unikatowym krajobrazem oraz bogactwem wiekowych tradycji.

http://dzikizachod.com/images/trips/cuba/155.jpg

Na przystanku autobusowym znajdującym się przy głównej ulicy wita nas grupka miejscowych z ofertami noclegu. Jako że nie miałem rezerwacji, a na odszukanie domów remkomendowanych przez Armando i Rodrigo należało by poświęcić trochę czasu, zdecydowałem się wysłuchać oferty młodej dziewczyny o imieniu Jeny. Na domowej roboty „prospekcie” składającym się z kilku zdjęć kwatera wyglądała niczego sobie. Był nawet widok na dolinę z charakterystycznymi wapiennymi pagórami zwanymi mogotes. Ostatecznie najważniejszym argumentem przemawiającym za wyborem Casa Jeny była jej znajomość języka angielskiego. Jak się okazało, Casa Jeny to małe ale czyściutkie mieszkanko na pierwszym piętrze zrujnowanego bloku w sąsiedztwie podobnych bloków i chlewków na osiedlu przypominającym nasze popegeerowskie osady. Mój pokój łącznie z przykryciem łóżka cały w różu z dobudowaną malutką łazienką oddzieloną zasłonką. W mieszkaniu oprócz Jeny mieszkają jej rodzice. Starszy brat się ożenił i mieszka niedaleko. Jeny poleciła mi czterogodzinną jazdę konną po plantacjach tobacco, oraz dalszą wycieczkę na piaszczystą wysepkę Cayo Levisa.

http://dzikizachod.com/images/trips/cuba/159.jpg

O godzinie 15-tej poszliśmy z Jeny kilkaset metrów od jej bloku na spotkanie z moim przewodnikiem po dolinie. Wyruszyliśmy w kierunku północno-zachodnim wąską czerwoną scieżką i wkrótce mijaliśmy pierwsze małe zagrody na które w najlepszym wypadku składał się mały domek, kryta strzechą suszarnia tobacco i parę chlewików. Inwentarz takiej zagrody to zazwyczaj parę świń, kóz, woły i, obowiązkowo, konie. Po całym gospodarstwie wszędzie biegają też kury, koguty i kurczaki. Im dalej od Viñales tym mniej zagród a więcej rażąco zielonych plantacji tytoniu. Kolor plantacji pięknie kontrastuje z czerwoną jak rdza ziemią. Po pewnym czasie napotykamy grupę „jeźdźców” z Utah którzy przybyli tu w celu wspinaczki po tutejszych górkach. Niestety, z ich relacji wynika że tego typu hobby jest w Viñales zabronione i jak się przekonali, mogotes są dobrze strzeżone przed turystami szukającymi podobnych wrażeń. Razem z amerykanami dotarliśmy do szałasu przy plantacji gdzie przywitano nas cygarami oraz lokalnym koktajlem składającym się z rumu, soku z cytryny i miodu. Właściciel oprowadzał nas po plantacji tłumacząc że najlepsze tobacco na świecie rośnie właśnie w dolinie Viñales. Oprócz optymalnych warunków pogodowych jakie tu panują i żyznej ziemi, jest to jedyne lub może jedno z niewielu miejsc na świecie gdzie tytoń wciąż uprawia się tradycyjną metodą za pomocą wołów. Nasz przewodnik dalej wyjaśnił że krzak tytoniu dzieli się od dołu do góry na pięć osobych partii. Górna partia, tak zwana Corona, która jest najbardziej wystawiona na promienie słoneczne, używana jest do produkcji cygar marki Cohiba. Inne partie używane są do produkcji innych cygar. Po zakupie domowej roboty cygar, zostawiamy jankesów i wyruszamy w dalszą drogę. Tym razem towarzyszy nam francuz Pierre i młody austryjak którego poznałem już wcześniej w Hawanie. Nasza wędrówka prowadzi do kolejnego szałasu u stóp mogote gdzie tym razem oczekuje na nas przewodnik po pobliskiej jaskini. W jaskini jak w jaskini ciemno, łatwo się zgubić, i łatwo idzie rozbić głowę. Po przebyciu kilkuset metrów dotarliśmy do małego jeziorka gdzie w końcu po wielu godzinach w siodle i w słońcu mogliśmy zaznać chłodnej kompieli. Woda była zimna. Koloru wody nie udało mi się ustalić z racji panujących ciemności. Podczas kąpieli zastanawialiśmy sie co by było gdyby nasze dwie latarki przestały działać lub nie daj Bóg coś się stało z przewodnikiem. Jakie były by nasze szanse na ponowne ujrzenie światła dziennego? Na szczęście obyło sie bez takich przygód i wkrótce znow zasiedliśmy nasze rumaki by wyruszyć w drogę powrotną.

http://dzikizachod.com/images/trips/cuba/165.jpg

http://dzikizachod.com/images/trips/cuba/176.jpg

http://dzikizachod.com/images/trips/cuba/179.jpg

 

Po powrocie do domu pierwsza próba kąpieli w mojej małej łazience wyposażonej w mały prysznic  który przysięgam mierzył co najwyżej jakieś 60 cm na 60 cm. O ile kąpiel w pozycji pionowej nie sprawiała mi kłopotu, to już schylenie się w celu wymycia nóg wymagało nie lada gimnastyki. Woda ogrzewana była za pomocą urządzenia zamontowanego nad natryskiem do którego podłączone były kable elektryczne bez żadnej izolacji. Dotknęłem niechcący jednego z kabli i lekko mnie popieściło. Trochę się speszyłem bo tyle razy człowiek słyszał że woda i prąd to zła kombinacja, ale doszedłem do wniosku że musi to być w miarę bezpieczne urządzenie gdyż inaczej ktoś już dawno by się pod tym prysznicem przekręcił.Po kąpieli i krótkiej pogawędce z Jeni i jej mamą udałem się do centrum miasteczka gdzie byłem umówiony na wieczór z francuzem, austryjakiem i naszymi przewodnikami. Mieliśmy się wybrać do miejscowego domu kultury na wieczór z muzyką i tańcem. Wcześniej odwiedziłem placówkę agencji turystycznej Transtour w celu wykupienia wycieczki nazajutrz na Cayo Lavisa. Zasiadłem w jednej z knajpek przy głównym placu i tam przy rumie czekałem na moich kompanów. Niebawem spotkałem austryjaka udaliśmy się do Casa de la Cultura. W domu kultury miały miejsce pokazy taneczne i występy muzyczne. W barze serwowano bardzo dobre mojitos.

dzikizachod.com/cuba.html

KptSparrow
O mnie KptSparrow

Jestem niedoskonałym, wiecznym optymistą z dobrym poczuciem humoru.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości