Z jednej strony śmierdzące, najdroższe na świecie drogi i stadiony, orliki ze śmierdzącą sztuczną nawierzchnią i takie same ministerialne magazyny, wypchane nieprzydatnym komputerowym sprzętem. A w mediach szczęście na obliczach różnych Zulu-Gulu nabijających kabzę w Brukseli i filmiki pokazujące rozradowanego premiera, pokładającego się ze śmiechu. Nie wiadomo, czy z tego, co robi przed kamerą, czy z widzów, którzy to oglądają, i dreszcze ubranej na różowo wicepremiery.
Z drugiej strony mamy wyludniającą się Polskę, statystyki pokazujące, jak wyglądał dochód narodowy w poszczególnych województwach w 2001 roku i dzisiaj, los polskiego przemysłu, rybołówstwa, nauki i edukacji z głodnymi dziećmi, służby zdrowia!!!, narodowych przewoźników, czy mediów.
Podobnie jak wicepremiera i ja odczuwam dreszcze, gdy patrzę na bezrefleksyjną radość premiera, cieszącego się tak, jakby dla niego liczyła się sama kasa płynąca z Unii.