Samotny niedzielny poranek. Samotny, bo w szkole halfterm, więc Żona z Synem wyfrunęli do Polandii pozałatwiać to i owo. Opróżniłem jelita, wziąłem kąpiel z bąbelkami w wannie Vivera, umyłem zęby, ubrałem się, wyprowadziłem psa na opróżnienie jelit i usiadłem do kompa. Niestety poszło w S24. Niestety, bo to złodziej czasu (o!!! - dokładnie jak teraz, a nie mowiłem!!!!). SG - skroluję, pykam kilka 'open in new tab'. Nadarzył się w tym skrolu m. in. tekst niejakiego Starosty Melsztyńskiego. Nie wiedziałem kto zacz. Nigdy wcześniej nie czytywałem. Tekst mi się spodobał, więc go pozytywnie skomentowałem.
Na to imć Starosta, jak bot jaki nie przymierzając wali mię w odpowiedzi: skoro nie jesteś z mojej bajki, to tylko dlatego, że mój tekst pochwaliłeś daję ci prawo do jeszcze jednego komentarze na moim blogu. Tak ni z gruchy, niz pietruchy. Żebym to cnotliwość Jego matki w wątpliwość poddał, czy też libido małżonki, jak mi się to raz Gajorem zdarzyło (choć nie o libido szło) - nic! Just, simple: nie jesteś z mojego podwórka, to tylko dlatego, że pochwaliłeś mój tekst, łaskawie cię toleruję na jeszcze jeden raz.
Ponieważ rzeczy była nadwyraz oczywista - gość robił z siebie buca wery macz na własne życzenie, bo taki łopatologicznego postawienia sprawy nie bycia z mojego podwórka jeszcze nie spotkałem, więc zaripostowałem nazywając rzecz po imieniu. Za co otrzymalem od Gospodarza bana.
Nie żeby mi ten ban uwierał, wprost przeciwnie - życzę z całego serca przeciwnikom z lewej strony jak najwięcej tak ewidentnie robiących z siebie shaftów sojuszników.
Alleluja i do przodu!
--
15.02.2009
NeG
