Emacton Emacton
239
BLOG

Ministry, ich mać

Emacton Emacton Polityka Obserwuj notkę 0

Ilu ich już było? Grad i jego historie o arabskich inwestorach, którzy mają dużo pieniędzy i chęci by przejść katorgę polskiego prawa i kupić upadającą stocznię. Ten sam Grad, który miał być zdymisjonowany, gdyby się okazało, że szejkowie się rozmyślą i pozostawią stocznię na pastwę losu i wszechogarniającej rdzy. Dotrwał do końca, bo miał zasługi, znane bliżej chyba tylko premierowi, bo sam zainteresowany pewnie nawet nie wiedział o co dokładnie chodzi.

Grabarczyk, człowiek, który prawdopodobnie pod wpływem „emocji” zjawił się na budowie drogi w kujawsko-pomorskiem z kaskiem na głowie założonym odwrotnie – chyba dlatego, by nie zaszkodził jego bujnej i rozpoznawalnej fryzurze à la Ken od Barbie. Też miał dokonania: po pierwsze był prekursorem nowej dziedziny sportowej, zwanej potocznie ekstremalnym wchodzeniem przez okno do skutych lodem pociągów, po drugie oddawał nowe drogi.

 Jednak trzeba przyznać, że raczej zamiast wspomnianych „nowych dróg” oddawał ogólnie pojętej tłuszczy nowe, nierealne terminy oddania do użytku tychże, oczywiście po przeprowadzeniu stosownego remontu. Podobnie jak poprzednik, dotrwał do końca, bo miał zasługi, również znane wąskiemu gronu osób, a ponadto miał swoją spółdzielnię, która mogła narobić niezłego bajzlu w partyji, jeszcze większego niż sam prezes tej spółdzielni w obszarach podległym swojemu stanowisku.

Był też trzeci, który w przeciwieństwie do dwóch pierwszych nie dotrwał do końca, bo został usunięty. Ale nie w atmosferze skandalu, jak przystało na inne, cywilizowane kraje, tylko w atmosferze sympatycznej, wręcz powszechnej szczęśliwości. Klich Bogdan, bo o nim mowa, psychiatra z wykształcenia, były minister obrony narodowej z Bożej łaski. Za jego kadencji zginęli wszyscy najważniejsi dowódcy Wojska Polskiego z Szefem Sztabu Generalnego i samym Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych na czele. Ale to się nie liczy, bo przecież (i tu znowu cecha łącząca wszystkich wymienionych) miał zasługi, o których mogą jedynie krążyć legendy, bo tylko do tego rodzaju „faktów” się zaliczają.

Zastanawiające jest, że przy takich osobach i ich dokonaniach, na stanowisku ówczesnego ministra sprawiedliwości dochodziło do częstych zmian z tak błahych powodów jak samobójstwo zwykłego więźnia (skazanego zdaje się na dożywocie, więc co za różnica) związanego ze sprawą zagadkowej (oczywiście dla niektórych, ociemniałych) śmierci tego, który „niepotrzebnie nawiązywał kontakty z ludźmi spod ciemnej gwiazdy, oraz któremu to bogactwo ojca w głowie zakręciło, więc „dobrze mu tak”.

Oni już byli, jak zwykli mówić przeciwnicy w zależności od rodzaju zajmowanej pozycji w polskiej polityce. A kto jest dzisiaj?

A jest doktor Mucha, powołana przez samego premiera z bliżej nieokreślonego merytorycznie powodu do pełnienia stanowiska ministra sportu i turystki. Jedni mówią, że jest do tego osobą odpowiednią, inni, że sam premier chce mieć na EURO2012 kobietę (skądinąd niczego sobie, biorąc pod uwagę kwestię urody) do pokazywania się publicznie przed światowymi telewizjami podczas relacji z rozgrywek finałowych. Jeszcze inni, ci źli i niedobrzy, mówią, że ma być ewentualnym kozłem ofiarnym za pięć poprzednich lat straconych na twórczym nic nierobieniu poprzedników w razie (zdaje się że spodziewanej) klapy całej imprezy.

Nasuwa się pytanie, czy pani doktor Mucha (kojarzyć się może z panią doktor Zosią) ma jakieś osiągnięcia na swoim koncie.

Otóż ma. Mimo, że działa dopiero nieco ponad 100 dni, zdążyła już dwa razy otworzyć ten sam stadion (aż dziw bierze, że się z wrażenia nie zawalił), oraz całkowitym przypadkiem, po wycieku informacji, wstrzymała (zdaje się, że chwilowo, bo już zapowiedziano odwołanie) proces wypłaty półmilionowej premii za piękne oczy byłemu podwładnemu.

Ponadto podczas rozmowy z dziennikarzem zamiast wyjść z twarzą i na jedno podchwytliwe pytanie dać jakieś usprawiedliwienie, że działa od niedawna i jeszcze wszystkiego nie ogarnęła, dała… sobie szansę na osiągnięcie kolejnego poziomu doświadczenia w umiejętności mówienia wiele pustych, niepotrzebnych (wstrzymam się, bo za chwilę będę cytować byłego (!) wicemarszałka i jego „cynicznych” „chamskich” itp.) zdań poprzez przekazanie niczego konkretnego (ale efekt zapchania eteru jest), utworzyła z niczego trzecią ligę hokejową. Cud normalnie!

Na swoją obronę ma pani minister kolejne cudowne twory umysłowe: to ci źli mężczyźni, którzy nie mogą znieść faktu, że jako pierwsza kobieta w historii została ministrem sportu, przebijając mityczny szklany sufit, zajęła dotychczasową „męską działkę”. Pomijając kwestię, że kilka stołków wcześniej była już kobieta na stanowisku ministra sportu, doktor Mucha znalazła wsparcie wśród nawiedzonych kobiet(onów), szukających kolejnego punktu odniesienia do przeprowadzenia rewolucji feministycznej. Osobistości te, wszędzie widzące dyskryminację kobiet, znalazły w osobie pani minister kolejny autorytet, wręcz żywą legendę „kobiety wyzwolonej” (z logicznego i racjonalnego myślenia chyba).

Teraz każda jawna niekompetencja, która zaistnieje podczas urzędowania doktor Muchy będzie ukrywana pod płaszczykiem „ochrony przed dyskryminacją”

A jako, że doktor Mucha poczuła wiatr w żaglach, popłynęła na kolejną bezludną wyspę, by szerzyć tam swoje rewolucyjne mądrości . Poprosiła pewnego znanego z obiektywizmu dziennikarza, by ten w swojej dobroci i łaskawości zwracał się do kobiety wyzwolonej per „pani ministro” (zdaje się, że nawet program do edytowania tekstów ma swoje ciemnogrodzkie korzenie, bo słowo „ministro” jest podkreślone) , a nie, jak przystało na normalnych ludzi, „pani minister”.

Oczywiście środowiska określające się mianem obrończyń uciemiężonych przez mężczyzn kobiet nie pozostały dłużne i odpowiedziały swoją propozycją rewolucji językowych w sferze nazw zawodów, gdzie najciekawszym przykładem może być odpowiednik męskiego „szpiega” żeńska, feministyczna „szpieżka” (również podkreślone jako błąd).

Niestety, zdaje się, że na przeszkodzie do ogólnoświatowej rewolucji słownej stanął sam pan premier, ofiara starego patriarchalnego systemu, który ogłosił światu, że wciąż zwracać się do podwładnej będzie tak, jak do tej pory.

Mając na uwadze dotychczasowe doświadczenia naszego rządu w sprawie zawodowej odpowiedzialności ministrów za ich poczynania, można mieć przypuszczenie, graniczące z pewnością, że nawet wielka katastrofa, którą może skończyć się EURO2012, nie będzie odpowiednim powodem do dymisji pani ministry.

Zadać sobie należy pytanie, jakie działanie, jaka cecha mogłaby się przyczynić do natychmiastowego odwołania niekompetentnych członków rządu? Zdaje się, że tylko przynależność do PiS-u, co samo w sobie jest zbrodnią.

 

Emacton
O mnie Emacton

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka