Wiktor Kornhauer Wiktor Kornhauer
136
BLOG

Tusk prosił Rosjan o "spowolnienie" Kaczyńskiego?

Wiktor Kornhauer Wiktor Kornhauer Polityka Obserwuj notkę 23

Jarosław Kaczyński: (...) Strona białoruska zachowała się bardzo poprawnie. Na lotnisku czekał autokar i samochód osobowy. Wsiedliśmy i ruszyliśmy w drogę do Smoleńska.Po drodze zorientowaliśmy się, że tempo jazdy jest spowalniane. Dziś wiem, że nasze postoje i powolne tempo jazdy były wymuszone przez ścigającą nas delegację z premierem Tuskiem, który koniecznie chciał dotrzeć do Smoleńska przed nami. W pewnym momencie limuzyna z Donaldem Tuskiem minęła nas i dopiero wtedy pozwolono nam normalnie jechać. To była zresztą jakaś kompletna paranoja. Bo jeśli premier polskiego rządu ścigał się ze mną, kto pierwszy dojedzie do miejsca katastrofy, to widocznie szczególnie zależało mu, by się tam pokazać. Państwo wybaczą, ale nie jestem w stanie nawet zrozumieć takiej mentalności. Ja jechałem do ciał moich najbliższych – do Leszka, Marylki, Przyjaciół. To, co wyrabiał wówczas pan Tusk, po prostu nie mieści mi się w głowie.

Gazeta Polska:Ma Pan pewność, że was zatrzymywano celowo?

Jarosław Kaczyński: Nie mam co do tego wątpliwości. Rozmawialiśmy z kierowcą. Mówił nam „nie lzja”. Ale jak limuzyna z premierem Tuskiem bez zatrzymania nas minęła, rozkaz przestał obowiązywać. (...)

* * *

Wiem, że czepam się szczegółu, ale od dłuższego czasu zastanawiam się jak, od strony formalnej, mogła wyglądać dziwaczna operacja pod kryptonimem "spowolnić Kaczyńskiego by nie dotarł do Smoleńska przed Tuskiem"? Po głębokim namyśle wydaje mi się, że Rosjanie sami na ten pomysł nie wpadli i ktoś musiał ich o to specjalnie poprosić. Pytanie jakie sobie zadaje brzmi: Kto i w jaki sposób mógł to zrobić? Do pewnego momentu nie byłem w stanie przyjąć do wiadomości, że polski Premier może się okazać osobą tak małostkową żeby wykorzystywać kanały dyplomatyczne do gangsterskiego spowalniania swojego rywala traktując podróż do Smoleńska jako swoisty wyścig, który trzeba wygrać. Dzisiaj jestem coraz mocniej przekonany, że tak się jednak stało a tym samym śmierć polskiego Prezydenta i 95 innych osób została potraktowana jak rutynowe zbieranie sondażowych punktów.

Jeżeli urzędnicy z Kancelarii Premiera maczali swoje brudne paluchy w tej grze to chciałbym wiedzieć jak to wyglądało. Do kogo tym razem zadzwonił pan Arabski lub jego ekwiwalent żeby dopiec ocalałemu "kaczorowi"? Znamy historie z odmawianiem nieżyjącemu już Prezydentowi samolotu więc wydaje się, że warto wyjaśnić i tę sprawę. Chociażby po to by się na przyszłość ustrzec tego typu niedojrzałości i zamknąć pewne sprawy w klatce procedur.

A konkluzje? Cóż, są niewesołe. Wychodzi na to, że Premierem Polskiej Rzeczpospolitej jest mały, złośliwy człowieczek, który nawet w chwili osobistej tragedii innych chcę bez końca upokarzać swoich przeciwników politycznych. I w sumie nie jest ważne czy wynajmuje do tego białoruskiego szoferaka mówiącego "nie lzja" czy też zrobi to za pośrednictwem pewnego biłgorajskiego indywiduum posługującego się świńskim ryjem.

I jedno i drugie jest wyjątkowo obrzydliwe.

Pozdrawiam

Polecam:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka