myśli studenta myśli studenta
393
BLOG

Sasin: Lech Kaczyński rzeczywiście kochał Polskę - wywiad

myśli studenta myśli studenta Polityka Obserwuj notkę 1

Z okazji I rocznicy katastrofy smoleńskiej zachęcamy Państwa do przeczytania wywiadu z zastępcą szefa Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego – Jackiem Sasinem. Wywiad przeprowadził Przemysław Niechcielski, 28 stycznia po projekcji filmu „Mgła”.

Przemysław Niechcielski: Czy wykluczy Pan wątek sztucznej mgły jaka miała być celowo wywołana 10 kwietnia w Smoleńsku?

Jacek Sasin: Trudno się w tej sprawie wypowiadać, gdyż nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, nie mam też żadnej możliwości zbadania tamtej mgły. To co na pewno mogę powiedzieć, to co uderzało tam na miejscu, wtedy chwilę po katastrofie, to był fakt, że mgła była niezwykle gęsta i okalała tylko lotnisko i najbliższe okolice. Miałem możliwość być i w mieście Smoleńsk i na cmentarzu, który jest oddalony tylko kilka kilometrów od lotniska i tam mgły nie widziałem. W momencie kiedy przyjechałem na lotnisko, mgła była wszechogarniająca, ograniczała możliwość dostrzeżenia czegokolwiek na przestrzeni kilku metrów. Nie mogę wykluczyć, że to było naturalne zjawisko atmosferyczne, tym bardziej jeśli specjaliści tak orzekli, to trudno mi z tym dyskutować.

P.N.: Jaka była Pana pierwsza myśl, gdy otrzymał Pan informację o katastrofie?

J.S.: Ta informacja była mi trochę dozowana. W momencie katastrofy byłem na cmentarzu w Katyniu, a więc nie byłem bezpośrednim świadkiem tych pierwszych zdarzeń jakie miały miejsce na lotnisku. Pierwsza informacja pochodziła od pracownika protokołu dyplomatycznego, do którego dzwonili przedstawiciele polskiej ambasady w Moskwie. Przekazał on mi informację niezwykle enigmatyczną i jak się później okazało nieprawdziwą, że doszło do jakiegoś wypadku w samolocie. W taki sposób to sformułował. Biorąc pod uwagę, że był to samolot prezydencki, można było przypuszczać, że coś się na jego pokładzie niedobrego wydarzyło , ale nie można były przewidywać, że doszło do tak strasznej katastrofy. Za chwilę, gdy próbowałem tą informację poszerzyć, dowiedzieć się czegoś więcej, ten sam pracownik sprecyzował mi, że według jego wiedzy samolot miał problem z lądowaniem i lądując na lotnisku prawdopodobnie zjechał z pasa. To wyglądało już dużo groźniej, jednak dawało nadzieję, że nikomu nic się nie stało , a jeśli nawet doszło do jakiegoś wypadku to jest to stosunkowo niegroźne. Tak naprawdę o tym co się rzeczywiście stało, dowiedziałem się gdy udało mi się połączyć z moim kolegą, pracownikiem Kancelarii Prezydenta, który był na lotnisku. Kiedy dzwoniłem do niego, on już był przy wraku samolotu i opisał mi jak wygląda prawdziwy rozmiar tej tragedii. Chociaż tak naprawdę dopiero naocznie byłem w stanie przekonać się co rzeczywiście się stało. To był obraz przerażający i każący uznać , że prawdopodobnie nikt tej katastrofy nie przeżył.

P.N.: 10 kwietnia zginęło bardzo wielu Pana przyjaciół, współpracowników. Jak to jest gdy w jednej chwili człowiek traci tak wiele bliskich mu osób?

J.S.: To jest rzeczywiście doświadczenie, które trudno opisać. Powstaje jakaś wielka pustka. Całkiem niedawno komuś to tłumaczyłem, bo byłem pytany, jakie główne wrażenia zapamiętałem z 10 kwietnia i najbliższych dni po katastrofie. Z tych dni, które wypełniały pożegnania i pogrzeby. Przede wszystkim to co zapamiętałem to poczucie ogromnej straty, której nie da się opisać. Osobiście znałem chyba 90% pasażerów tego samolotu, nie tylko tych, którzy pracowali w Kancelarii Prezydenta, byli związani z Prezydentem, ale również innych. Z niektórymi, którzy tam zginęli się przyjaźniłem, miałem bardzo bliski kontakt właściwie codziennie. I to była taka wielka strata, to było poczucie jakiejś pustki, wielkiego braku. Nagle w jednej chwili zabrakło tych ludzi, którzy stanowili moje najbliższe otoczenie. To jest coś czego właściwie do dzisiaj nie można zabliźnić, nie można zasypać. To jest tak, że przez bardzo długi okres czasu, miałem takie momenty, kiedy zapominałem, że Ci ludzie nie żyją, chciałem z kimś porozmawiać, coś ustalić. Były takie momenty, że mając jakiś problem, chciałem pójść do Prezydenta i go rozwiązać. Dopiero po sekundzie zdawałem sobie sprawę, że już nie jest tak jak było wcześniej, że jest to już niemożliwe. Niestety czasu się nie cofnie.

P.N.: Wszyscy wiemy jaki wizerunek Lecha Kaczyńskiego lansowały ogólnopolskie media. Pan znał zmarłego Prezydenta prywatnie. Jakim był człowiekiem?

J.S.: Miałem wrażenie w czasie pracy z prezydentem Lechem Kaczyńskim, że żyje w jakiejś innej rzeczywistości. Słuchałem mediów, czy chciałem, czy nie chciałem, musiałem wiedzieć jaką rzeczywistość one kreują. Wydawało mi się wówczas, że żyję w jakimś innym świecie, znam jakiegoś innego Prezydenta, obracam się w jakiejś innej rzeczywistości. To były dwa światy, które bardzo rzadko i okazjonalnie się zazębiały ze sobą. Ten zbiór był tylko czasami pokrywający się. Rysowano przecież Prezydenta, to pamiętamy, jako człowieka małostkowego pozbawionego poczucia humoru, kogoś takiego niezwykle nieprzyjemnego w odbiorze, zakompleksionego, kogoś kto składał się właściwie z samych wad. A ja znałem Prezydenta zupełnie innego. Znałem Prezydenta dowcipnego, uśmiechniętego, człowieka z krwi i kości, człowieka, który dysponował także ogromnymi pokładami autoironii. Żartował z siebie, pozwalał z siebie żartować. Nie obrażał się broń Boże o to, a wręcz było widać wyraźnie, że sprawia mu to przyjemność. Prezydent Lech Kaczyński był kopalnią wiedzy na tematy przeróżne. Ja jestem historykiem z wykształcenia, On był prawnikiem, jak wiemy, natomiast w tych potyczkach, takich dyskusjach historycznych nie miałem szans z jego wiedzą. Być może zabrzmi to patetycznie, ale jest prawdziwe. Lech Kaczyński był człowiekiem, który rzeczywiście kochał Polskę. Było widać, że to co się dzieje z Polską, to co będzie się z nią działo w przyszłości nie jest mu obojętne, jest sensem jego pracy i jego działalności. Może ostatnie co powiem, to Prezydent Kaczyński był człowiekiem, niezwykle osobiście skromnym. Nie był to człowiek, który dbał o jakieś zaszczyty dla siebie, czy o dobra materialne. To było zresztą zarzutem pod jego adresem i jego brata Jarosława Kaczyńskiego. Co to za ludzie, że nie dorobili się majątku są tyle czasu w polityce? No właśnie tak, bo to nie było dla Lecha Kaczyńskiego ważne, ważna była Polska.

P.N.: Bardzo dużo miejsca w polskich mediach poświęca się przyczynom katastrofy. Jesteśmy jeszcze bardzo daleko od poznania rzeczywistych przyczyn. Jakie według Pana, na tą chwilę, na ten stan wiedzy jaki Pan posiada, są główne przyczyny tej katastrofy?

J.S.: To jest niezwykle trudne pytanie, bo tak jak Pan powiedział nasza wiedza jest niezwykle fragmentaryczna, w tej sprawie. Mimo, że za nami już prawie 10 miesięcy śledztwa. Śledztwa, które prowadzą równolegle organy państwa rosyjskiego, komisja MAK, która wydała z siebie ten skandaliczny raport i rosyjska prokuratura, a równocześnie prokuratura polska. Tak więc badających wiele, a efektów co kot napłakał. Ten raport MAK-u, który chciałby nam powiedzieć, że zamyka sprawę, a tak naprawdę niczego nie zamyka. On buduje obraz wygodny dla Rosji, a to nie jest obraz który uznać możemy za prawdziwy. W tej chwili są rzeczy, które trudno podważyć. Chociażby fakt, że samolot był źle naprowadzany przez kontrolerów lotu. To nie ulega żadnej wątpliwości. Nawet na konferencji pani Anodiny słyszeliśmy te tragiczne nagrania z ostatnich chwil lotu, kiedy obok krzyku pilotów, którzy zorientowali się, że za ułamki sekund dojdzie do katastrofy, cały czas słyszeliśmy głos z wieży „jesteś na ścieżce i na wysokości”. To pokazuje, że piloci do ostatnich chwil otrzymywali fałszywe informacje dotyczące położenia samolotu. To jest przyczyna, którą trudno lekceważyć i uznać, że nie miała ona wpływu na to co się stało. Pewnie trzeba też wskazać przyczyny po stronie polskiej. Przede wszystkim pewną niechlujność w przygotowaniu tego lot. Cały czas pojawiają się informacje, że piloci nie mieli właściwej informacji chociażby o pogodzie, która spotka ich w Smoleńsku. To jest taki zestaw faktów, z którym nie można dyskutować, który jest niepodważalny. Zachodzi pytanie co powodowało, że informacje wypływające z wieży kontroli lotów były tak skrajnie nieprawdziwe w stosunku do rzeczywistości. Tutaj pewnie nie poznamy odpowiedzi, bo zginęła część dowodów, jak chociażby nagrania rozmów kontrolerów z Moskwą. Dowiedzieliśmy się, że mimo wcześniejszych twierdzeń kontrolerów, że aparatura działała, zacięła się taśma i nie możemy tych rozmów poznać. Zeznania kontrolerów, też budzą wątpliwości, są zmieniane w czasie śledztwa, są przedkładane ich nowe wersje. To wszystko powoduje, że nie możemy być spokojni o to jakie były prawdziwe przyczyny tej katastrofy, o to że poznamy prawdziwe przyczyny tej katastrofy. Niestety stawia to w bardzo złym świetle państwo rosyjskie i jego instytucje. Bardzo wyraźnie widać, że Rosjanie w tej sprawie mataczą, ukrywają dowody, próbują coś ukryć. Ja oczywiście nie potrafię odpowiedzieć na pytanie co próbują ukryć, ale jeśli ktoś tak postępuje to znaczy, że ma coś na sumieniu.

P.N.: Jak ocenia Pan działania gabinetu Donalda Tuska w dochodzeniu do prawdy?

J.S.: Pan Premier popełnił grzech pierworodny w tej sprawie. Mianowicie zdecydował o tym, że śledztwo będzie prowadzone wyłącznie przez stronę rosyjską. Przyjął konwencję chicagowską, która tak naprawdę, wiemy już teraz dokładnie, do tej sprawy nie miała prawa być zastosowana. I nie została właściwie zastosowana, o czym wydaje się Pan Premier dowiedział się teraz. To nie konwencja chicagowska, a załącznik do niej był stosowany. Zamyka to nam w tej chwili możliwość jakiegoś dalszego dochodzenia do tego co się znajdzie w raporcie instytucji, które badały przyczyny tej katastrofy. To był grzech pierworodny, który położył się cieniem na całej tej sprawie. Pytanie czy Pan Premier podjął tą decyzję świadomie, czy była ona wynikiem niewiedzy. Odpowiedź w każdym przypadku jest dla Pan Premiera kompromitująca. Rząd nie zrobił w tej sprawie tego co powinien. Najpierw powinien zażądać możliwości prowadzenia śledztwa przez organy państwa polskiego. Nie wierzę, żeby było to niemożliwe, myślę, że determinacja rządu polskiego przeważyłaby, że tak by się właśnie stało. Ale nawet jeśli podjął tą fałszywą decyzję, to powinien bardzo aktywnie przez cały okres działać na rzecz tego aby Rosjanie nie mogli wytworzyć takiej jednostronnej, korzystnej tylko dla siebie wersji. Słyszałem chociażby utyskiwanie polskich prokuratorów na to, że nie otrzymują żadnych materiałów i żadnych dowodów, o które zwracają się do strony rosyjskiej. Brakowało tutaj również działań dyplomatycznych ze strony polskiego rządu, aby wspomóc prokuraturę, w tych działaniach, w tych oczekiwaniach otrzymania od Rosjan dowodów. Ja osobiście muszę ocenić rząd negatywnie w tej sprawie. W tej chwili widać wyraźnie, że ta błędna polityka owocuje tym, że polski rząd, polskie władze, polskie organy państwowe, nie mają możliwości dalszego dochodzenia prawdy w tej sprawie.

P.N.: Gdzie i jak będzie Pan obchodził pierwszą rocznicę tej tragedii?

J.S.: Będę ją obchodził na grobach moich przyjaciół, którzy zginęli. Na pewno będę chciał być przy grobie pana Prezydenta i pani Prezydentowej na Wawelu. Uważa, że powinienem tam być, że powinienem tam złożyć kwiaty w rocznicę katastrofy. Bardzo żałuję swoją drogą, że pan Prezydent Komorowski nie widzi takiej potrzeby, aby w rocznicę śmierci swojego poprzednika na urzędzie złożyć kwiaty na jego grobie. Ja będą tam na Wawelu i będę na grobach moich przyjaciół w Warszawie, bo większość moich kolegów jest tu pochowanych. Na pewno nie wybieram się na żadne obchody do Smoleńska.

P.N.: Miał Pan lecieć wraz z Prezydentem 10 kwietnia do Smoleńska. W pierwszych doniesieniach medialnych Pana nazwisko pojawiło się wśród ofiar. Jak czuje się człowiek, któremu tak jakby darowane zostało drugie życie?

J.S.: Tak to właśnie traktuje. Uważam, że przeżyłem cudem. Bardzo często towarzyszyłem Prezydentowi w jego podróżach i właściwie to, że tym razem pojechałem samochodem tam na miejsce, było wynikiem jakiś ustaleń. Wynikało to z naszych obaw w kancelarii, że ta wizyta jest wizytą trudną i dobrze by było, żeby ktoś z kierownictwa kancelarii wcześniej tam na miejscu wszystkiego dopilnował. Stąd taka decyzja, że pojechałem wcześniej, ale była to sytuacja wyjątkowa, tak więc czuje się trochę jak człowiek cudem uratowany, jak człowiek, któremu dano szansę żyć dalej, któremu dano drugie życie. No cóż po prostu mam jeszcze coś ważnego do zrobienia i tak naprawdę to jest takie memento dla mnie, że po pierwsze nie odkładać spraw na później bo późniejsze chwile mogą nie nadejść, a po drugie żeby nie przeoczyć ważnej rzeczy, dla której być może przeżyłem, która być może zdecydowała, że Bóg dał mi możliwość dalszego stąpania po tej ziemi. Mam nadzieję, że uda mi się wyłowić tą rzecz z potoku codziennych zajęć.

Człowiek, piłka nożna, kabaret i, w mniejszym stopniu, polityka - to moje życie. Online: All: Zamieszczone na tej stronie wszystkie notki należą do autora tego bloga i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za jego zgodą. Myśli Studenta Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka