Ellena Ellena
48
BLOG

iberoamerykańskość

Ellena Ellena Kultura Obserwuj notkę 0

co kto zwie gatunkiem, czyli co kto lubi oraz o potrzebach fizjologicznych w literaturze

 

             Kiedy człowiek (człowiek, który czyta przynajmniej od czasu do czasu) sięga po książkę w bibliotece czy księgarni, nie zdaje sobie zazwyczaj sprawy z tego, że tak naprawdę to książka może sięgać po niego. „Wybór” może zależeć od tytułu, okładki, rodzaju czcionki, czy też krótkiej recenzji z tyłu oglądanego dzieła. Wiadomo, że zazwyczaj wybiera się z jednego lub kilku gatunków literackich.

             Tu zaczną się moje wynurzenia intymne. Mimo, że zazwyczaj czytam literaturę ambitną, klasykę lub poezję, zdarza mi się też czytać fantastykę. Jest zazwyczaj wciągająca, posiada wartką akcję i magiczne światy. Za największą zaletę można uznać pewnie to, że się szybko czyta i można skończyć taką 300-400 stronicową fantastyczną książkę w kilka godzin na przykład w pociągu podczas podróży pociągiem z Wrocławia do Rzeszowa lub z Rzeszowa do Wrocławia.

             Horrorów nie pożyczam, ani nie kupuję, bo albo są kiepskie, albo straszne. Nie przepadam za strachem dla strachu, ani za kiepskimi książkami. W kryminałach zazwyczaj od początku do końca wiem, jak potoczy się akcja, więc trudno jakiemuś mnie zaskoczyć.

           Jest za to pewien rodzaj literatury, który od „pierwszego razu” mnie zauroczył – literatura iberoamerykańska. Oczywiście „iberoamerykańska” w moim pojęciu, a nie encyklopedycznym, gdzie „literatura iberoamerykańska to w najczęstszym rozumieniu twórczość pisarzy Ameryki Łacińskiej w języku hiszpańskim i portugalskim”. Jeśli zgodziłabym się na taką interpretację, to do grona pisarzy iberoamerykańskich musiałabym dodać jakże popularnego dziś Paulo Coelho i każdego innego grafomana, który w Ameryce Łacińskiej napisze coś po hiszpańsku lub portugalsku.

           Moja literatura iberoamerykańska nie opiera się nawet na założeniu, że autor musi pochodzić z Ameryki Południowej, bo do grona książek iberoamerykańskich zaliczyłabym „Pod wulkanem” Malcolma Lowrego - Anglika. Według wikipedii ta powieść jest „na wskroś europejska” z czym się kompletnie nie zgadzam i uważam, że ten, kto to napisał – nie czytał tej książki lub nie czytał jej uważnie. Oprócz egzotycznego klimatu, wulkanów nad miastem, czy tawern i mezkalu – iberoamerykańskie są relacje międzyludzkie, iberoamerykańskie jest upijanie się mezkalem i widziadła upojenia alkoholowego, bezsensowna śmierć, oraz iberoamerykański sposób opisu.

           Chyba najbardziej ten rodzaj literatury kojarzy się z realizmem magicznym, który dominuje i określa rzeczywistość w powieściach iberoamerykańskich. Chyba najbardziej znanym autorem Ameryki Łacińskiej, który owym realizmem magicznym się posługuje się Gabriel Garcia Marquez. W „Sto lat samotności” aż kipi od magicznych wydarzeń, które w dużej mierze Marquez przeniósł z newsów gazetowych na kartki książki.

             Można przytoczyć wiadomość o kobiecie, której córka zaszła w ciążę i uciekła, a matka, żeby uniknąć skandalu, powiedziała, że córka została wniebowzięta. W książce ta dziewczyna o niesamowitej urodzie, która robiła ogromne wrażenie na mężczyznach jednocześnie ich onieśmielając i prowadząc do zguby, nie pożądała nikogo. Zaloty mężczyzn śmieszyły ją. Nie znała takiego uczucia jak miłość, właściwie nie miała żadnych uczuć. Chodziła nago po domu albo w lnianym worku, ogoliła się na łyso, a i tak nie zabiło to jej urody. Pewnego zwyczajnego dnia wieszała pranie i została razem z prześcieradłami wzięta do nieba.

             „Sto lat samotności” to książka niezwykła o stu latach rodu, który wziął się z kazirodczego związku kuzynów, którego przekleństwem jest samotność. Znajdziemy tam szalonego wynalazcę, nieugiętego pułkownika, który cało wychodzi z dziesiątek zamachów, związki mniej lub bardziej rodzinne, dziewczynkę, która je ziemię, siostry, które chcą się zabić, z zazdrości o mężczyznę, prostytutkę, która spała z kilkoma pokoleniami rodziny, ogromne członki i nieodparte żądze oraz dziecko, zjedzone w całości przez mrówki. (Kiedyś moi rodzice pracowali w ogrodzie i zostawili wózek ze mną w środku pod jabłonką. Mrówki z tej jabłoni trochę mnie pogryzły, więc może dlatego te wszystkie historie mnie przekonują).

           Co jeszcze mnie uwodzi w tego typu literaturze? Na pewno brak jakichkolwiek oporów przed ukazywaniem cielesności i ukazywanie jej w sposób naturalny (a nie brutalny). Pisarze iberoamerykańscy nie tylko nie boją się pisać o seksie, oni nie boją się pisać o naturalnych potrzebach ludzkich  na przykład takich jak wydalanie, (stosy nocników w „Sto lat samotności” lub zachwyty nad własną fizjologią – pełne pietyzmu opisy czasu spędzonego na pielęgnacji ciała, wyrywaniu włosów z nosa, czyszczeniu uszu, czy właśnie wydalaniu w „Pochwale macochy” Llosy. W naszej kulturze takie rzeczy to temat tabu, w europejskich książkach rzadko wspomina się o np., o tym, że bohater musiał skorzystać z toalety. Nasi bohaterowie nie korzystają z toalet. Oni są ponad to.

           Być może, literatura iberoamerykańska, fascynuje mnie dlatego, że opisuje zupełnie inną kulturę, sposób patrzenia na świat, czy nawet oferuje inny sposób czytania (Gra w klasy). Pozwala wejść inny świat, bez przenoszenia się na płaszczyznę fantazji. Tam mieszają się dwie rzeczywistości, nic nie musi zostać wyjaśnione racjonalnie, a i tak przyjmujemy to bez zmrużenia oka.

           Prawda jest taka, że literatura iberoamerykańska ma swój magiczny klimat, którego nie da się do końca wytłumaczyć, czy opisać. Albo to ktoś kupi, albo nie. Ja kupuję. Zawsze i na pęczki.

 

 

Ellena
O mnie Ellena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura