Co najmniej jedna z ofiar katastrofy smoleńskiej zmarła od 10 do 19 minut po zderzeniu tupolewa z ziemią. Tak przynajmniej wynika z formalnej rosyjskiej dokumentacji medycznej. W akcie zgonu co najmniej jednego z pasażerów, do którego dotarł "Nasz Dziennik", widnieje godzina 8.50-9.00 czasu polskiego.
http://www.naszdziennik.pl/index.php
W oficjalnych komunikatach tuż po katastrofie była informacja o trzech osobach, które przeżyły. Nie było informacji o ich stanie. Dowiemy się wreszcie czy kto rzeczywiście przeżył i zmarł tuż po katastrofie? Kto udzielał pomocy, jaki był stan rannego (rannych?), co zrobiono by utrzymać go (ich?) przy życiu?
A może był więcej niż trzech rannych tylko nie miał kto ich szukać i udzielać pomocy lub zajęty był czymś innym (ważniejszym) niż wyszukiwanie i ratowanie poszkodowanych?
12 sierpnia 1985 w Japonii rozbił się o zbocze góry Boeing 747. Zginęło 520 osób, ocalały cztery. Ocalałoby więcej, gdyby nie to, że służby ratownicze postanowiły zaczekać do rana ze wspinaczką po zboczu uznając, że nikt nie mógł przeżyć katastrofy. Do miejsca katastrofy przybyli po... 15 godzinach. Tuż po rozbiciu się samolotu żyło conajmniej kilkadziesiąt osób jak relacjonowali, ci którzy ocaleli. Jak było w Smoleńsku?
Rzecz teraz nie o rannych. Pamiętam, że na jednej z relacji z miejsca katastrofy było widać w tle Rosjanina w mundurze, który znalazł coś drobnego wśród szczątków, obejrzał i wsadził sobie do kieszeni munduru. Co to było? Zegarek? Obrączka? Było to dla mnie wielkim szokiem. Nigdy więcej tej relacji już nie widziałem w telewizji. Od pierwszych minut, z pierwszych relacji było widać, że wszystko jest robione (celowo?) nie tak jak przebiega to w cywilizowanym świecie na miejscach katastrof.
Minęły ponad trzy miesiące. Biała księga - mapa pytań blogerów Salonu24 ma już 32 strony: http://home.comcast.net/~fotoszop/ks/Biala_Ksiega_S24.pdf
