Czy wyobrażacie sobie sytuację: Jaruzelski dopina umowę z „stroną solidarnościowo-opozycyjną”. Pod Pałacem Namiestnikowskim (lub gdziekolwiek indziej) zaczynają się gromadzić ludzie (a wśród nich ludzie zwykli, prowokatorzy, ale i dużo z NZS i tych co się wyłamali z siedzenia przy okrągłym meblu), demonstracja przeobraża się w ciągły protest przeciwko ordynacji 35%, zamieszki – coraz krwawsze – rozlewają się na cały kraj, aparat władzy dzieli się na ten, który zawodzi i podnosi ręce, i ten, który szarpie się i strzela, w pewnym momencie Spawacz znika – i ukrywa się w garnizonie radzieckim w Legnicy albo odpływa na sowieckim okręcie wojennym do Królewca. Za nim uciekają pretorianie. Okrągły mebel niby tryumfuje, ale 100% wolna ordynacja swoje robi.
Ładnie, prawda? Całkowita fikcja, co prawda – ale w przypadku takiego rozwoju czy teraz ktoś by pisał, że dobrze byłoby, aby Janukowycz wykazał się mądrością Jaruzelskiego?
Oczywiście, różnice są – Ukraińcy mają co prawda gangsterskich macherów od majątku i publicznych form jego gromadzenia, tj. tzw. polityki – „oligarchów”, ale my też takich wtedy mieliśmy – różne dyrektorskie szarże z PZPR, uniesione na skrzydłach Wilczka, uwłaszczające się na fabrykach. Ale stoi przed nimi szansa, jakiej my nie wykorzystaliśmy.