Jako że wiosna zbliża się i nadchodzi, a zima już minęła, więc spotkanie trzeba szybko zrelacjonować, bo inaczej będzie po temacie.
Zwykle o tej porze nie bywam w domu, ale akurat tego dnia na początku lutego byłem. Przypadkiem zobaczyłem, że na topolach na podwórku i dachu przeciwległego domu przysiadło całkiem liczne stadko ptaków. Większe od wróbli, w grupie wyglądały jak szpaki, ale miały rudo-popielate piórka. Przez lornetkę, a potem obiektyw aparatu wypatrzyłem – tak, żółto-czarne wypustki na skrzydłach i charakterystyczny czubek na główce. Jemiołuszki przyleciały! Co rusz siadały na połaci dachu naprzeciwko i piły wodę z roztapiającego się śniegu, albo zrywały się, by przysiąść na topoli, wśród jemioł (ale nie widziałem, by któraś z nich jadła).
Tak jak przyleciały, tak chwilę potem poleciały.