mateusz.tomczak7 mateusz.tomczak7
133
BLOG

Kolacja w Katalonii

mateusz.tomczak7 mateusz.tomczak7 Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Piłkarskie danie podane w jednej z najlepszych hiszpańskich restauracji - Camp Nou. Na jednej tacy repertuar zagrań z pierwszej piłki, niesamowita wymienność pozycji, natomiast na drugiej zabójcze podwajanie krycie i pressing skoncentrowany na obszarze narożników skraju pola karnego. Tylko wytrawny kibic futbolu wie, które danie smakuje lepiej, i które bardziej mu odpowiada. Każdy ma prawo wybrać coś dla siebie, a przecież apetyty ostrzą sobie wszyscy, zarówno sympatycy ,, Barcy'', jak również kibice Atletico.

Obie ekipy mają w swoich szeregach znakomitych snajperów. W drużynie ,, Los rojiblancos'' prym wiedzie silny niczym tur Diego Costa, natomiast w ekipie z ,,Camp Nou'' filigranowy, lecz zabójczo skuteczny Leo Messi. Oboje w dorobku ligowym mają po 25 trafień, natomiast w Lidze Mistrzów Messi ma o jedno trafienie więcej niż Costa. Dorobek Argentyńczyka to 8 goli, przy 7 golach Hiszpana brazylijskiego pochodzenia. Zarówno jeden, jak i drugi mają kolosalne znaczenie dla swoich drużyn i niesamowity wpływ na ich grę.

Do spotkania w ćwierćfinale Ligi Mistrzów Atletico Madryt miało jeden punkt przewagi nad Barceloną w lidze hiszpańskiej. Rozgrywki pucharowe to zupełnie inna płaszczyzna niż rodzima liga i porusza się na niej zupełnie inaczej, bo o wiele trudniej. Większa jest stawka spotkania, rośnie presja wyniku a zawodnicy zdają sobie sprawę z odpowiedzialności za każde kopnięcie piłki. Drżą prezesi na trybunach, trenerzy wybuchają na ławkach rezerwowych a miliony widzów przed telewizorami zastyga w niepokoju. Takie właśnie są rozgrywki Ligi Mistrzów - specyficzne, wyjątkowe, emocjonujące i nieprzewidywalne. Szczególnie kiedy spotykają się w niej lider i wicelider ligi mistrzów Świata i Europy. Wtedy właśnie napięcie i emocje sięgają wyżej niż trybuny stadionu Camp Nou.

Barcelona to tradycja, nie tylko klubowa, ale także kultury gry, stylu i kreacji meczu. Jak nikt inny potrafi wymieniać między sobą piłkę długimi minutami, które ciągną się w nieskończoność. Wszystko to z dokładności i niesamowitym wręcz pietyzmem. Nie ma chyba na świecie bardziej cierpliwej drużyny niż ,, Blaugrana ''. Xavi i Iniesta znają się wręcz na pamięć, a z ich wzajemnej ,, chemii piłkarskiej '' skwapliwie korzysta Leo Messi. Wszystko co wyżej napisane zdarza się niemal zawsze, no właśnie, z wyjątkiem ostatniej potyczki. Atletico niczym rozjuszony byk rzucił się na niewinną Barcelonę. W ruch szły kopnięcie, uderzenia łokciem, szturchnięcia, kuksańce, walka barkiem, wślizgi. Jednym słowem wszystkie aspekty futbolu charakterystyczne dla stylu wyspiarskiego. W obrębie szesnastki swojego pola karnego drużyna Diego Simeone zastosowała niemal kopię prawdziwego, włoskiego Catenaccio, nie dając Barcelonie przyspieszyć akcji i wejść we własne pole karne. Wszystko to wzbogacone o cudowne dotknięcia piłki przez Koke, namaszczonego przez Xaviego na swojego następcę w reprezentacji Hiszpanii. Nagle wtedy, kiedy nie mogłem się nadziwić taktycznego geniuszu Simeone, który zaszczepił w swojej drużynie mieszankę trzech najbardziej efektywnych styli w światowym futbolu na boisku kontuzjowanego Diego Costę zmienił Diego. Banita, który po roku zesłania wrócił do drużyny z przeciętnego, niemieckiego VfL Wolfsburg, zrobił coś tak niewiarygodnego, że po całej sytuacji stałem jeszcze przez minutę wpatrując się w telewizor z niedowierzaniem. Będąc przekonany, ze lata świetności brazylijczyka przeminęły wraz z jego odejściem z Werderu Brema, ten jakby na przekór moim myślom posłał z 25 metrów niesamowitą bombę w kierunku lewego okienka bramki strzeżonej przez Pinto. Piłka w mgnieniu oka zatrzepotała w siatce, a niedowierzaniom graczy Barcelony nie było końca. Nagle Atletico, które przez cały mecz miało za zadanie kąsać ostro graczy ,, Blaugrany'' niczym bullterier, spuszczony z kagańca, zdobyło się na tak finezyjne zagranie. Właśnie ta akcja Diego może okazać się momentem przełomowym, który zdecyduje o finale tej rywalizacji. Drużyna z ,, Vicente Calderon'' nie zachłysnęła się bajkowym strzałem brazylijczyka i z niesamowitą konsekwencją dalej ustawiała zasieki na szesnastym metrze od bramki Curtoisa. Ekipa trenera Martino znalazła skuteczny sposób na przełamanie tych kolczastych zasieków tylko raz, gdy do zagrania Iniesty doszedł Neymar i na pełnej szybkości, strzałem w dalszy róg bramki nie dał szans belgijskiemu bramkarzowi.

W obliczu rewanżu kibiców Barcelony nie napawa optymizmem fakt, że ten heroiczny wysiłek pod koniec spotkania to wszystko na co było stać ich pupili tego wieczora. Gra Atletico natomiast pozwala myśleć, że kolacja w Barcelonie była tylko przystawką przed ucztą w Madrycie.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości