Przegraliśmy z drużyną Onana
Matki Sarmackiej ekipa pokonana
Nie zlękli się Gotarta-tarana
Polska duma znów poszarpana
O tym, że wcale nie jest dobrze pisałem wczorajtutaj, więc to nie jest tak, że naglę zaczynam biadolić, gdy coś nie poszło po naszej myśli. Ale nie da się z klasową drużyną wygrywać, gdy z 5 koszykarzy rzuca tylko dwóch, z czego jeden w dodatku jeszcze rozgrywa, przechwytuje i asystuje. Jeżeli jedyna nasza gwiazda NBA oprócz robienia dobrej atmosfery, tylko zbiera, to może i wygramy z drugim garniturem z Litwy, ale już nie z Turcją. Dziś już było nieco lepiej, w II (i tylko II) kwarcie Gortat zaczynał rzucać pod koszem, ale robił to był zmuszony absencją Lampe albo Logana. Tymczasem gdy cała gra polega na: weź Logan, zamieszaj i coś traf, albo weź Lampe i się tam spróbuje wepchnąć, to jest to za mało, stanowczo za mało.
I nie chodzi tu o taktykę, bo ta, będąca kopią gry Phoenix z niesamowitym Nashem, dotychczas zdawała egzamin. Chodzi o to, że gdy nie ma Logana, albo gdy mi nie idzie, nie ma za bardzo kto wziąć na siebie ciężaru gry. W dodatku Lampe razi nieskutecznością
i nawet wczoraj żal było patrzeć jak polskie Twin Towers cztery razy pod rząd nie potrafiły w końcu wepchnąć tej piłki do kosza. W dodatku Logan z meczu na mecz gra coraz słabiej, wczoraj miał straty, dziś z kolei nie potrafił się przebić przez blok obronny. I nie ma się co dziwić, bo skoro inni nie trafiają, to trener Turków już wiedział, że zatrzymać Logana, to zatrzymać cały polski atak.
Albo więc Panowie maja jakiś manewr w ataku (nieśmiertelny Wójcik?, Gortat w ataku 1: 1, bez tych drewnianych zasłon) albo trzeba będzie drżeć czy Logan będzie miał dzień czy nie. A swoją drogą jak kątem oka patrzyłem na mecz z Bułgarią, to sobie pomyślałem że za lat kilkadziesiąt to będą niby Mistrzostwa Europy, a i tak większości krajów grać będą Amerykanie.
PS Zgodnie teorią „pełni szczęścia osiągnąć nie można” dziś obstawiać należy remis. Choć serce mówi, że może się uda.