Przyznam, że zdegustował mnie ten tytuł. W pierwszej chwili mnie rozbawił, ale w następnej ochota do uśmiechu mi odeszła.
Co to znaczy, że Polska jest bezpieczna? To ważne pytanie i wcale nie oczywiste.
Moim zdaniem znaczy to, że polski rząd, polskie wojsko, policja i wszystkie inne odpowiedzialne instytucje i służby są w stanie zachować kontrolę nad terytorium państwa i odeprzeć każdą próbę ograniczenia suwerenności narodu polskiego.
Z tego punktu widzenia większym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski jest Trybunał Konstytucyjny z ajatollahem Rzeplińskim, niż kilku nafaszerowanych semteksem zamachowców na Okęciu, czy Dworcu Centralnym.
Bardziej szkodzi bezpieczeństwu Polski wysokie bezrobocie, obelżywie niskie płace wyganiające młodych ludzi za granicę, czy genderowe zakusy na umysły naszych dzieci czy wnuków.
Nikt nie jest w stanie zapobiec akcji kilku samobójców, którzy postanowią się wysadzić w powietrze w tłumie pasażerów metra czy w hali odpraw lotniska. Żadne policje tajne, widne i dwupłciowe nic tu nie pomogą.
Jednak bezpieczeństwo państwa można zapewnić, mimo kilkudziesięciu, czy nawet kilkuset ofiar takich zamachów.
Po prostu w trakcie operacji poszukiwania podejrzanych o zbrodnię zamachu trzeba zastrzelić co najmniej dwa razy tyle podejrzanych o śniadej karnacji, ile ofiar zginęło w zamachach. A dziesięć razy tyle zamknąć w obozach wychowawczo-integracyjnych, z opcją wielokrotnego przedłużania „turnusów”, aż do uzyskania pożądanego stopnia integracji.
I uchwalić takie prawo, że w przypadku kolejnych zamachów ilość osób poddanych wychowywaniu i integrowaniu będzie wzrastała geometrycznie.
I nie ja to wymyśliłem, tylko bliskie nam narody. Nie należy lekceważyć dorobku sąsiadów, kiedy służy on umacnianiu bezpieczeństwa Polski.
