Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
2539
BLOG

Wielka chwila dziennikarstwa

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 127

        Tak właśnie skomentował na Twitterze szef portalu Onet.pl Bartosz Węglarczyk moment, w którym Shepard Smith ze stacji CNBC przerwał przemówienie Donalda Trumpa, gdy ten informował opinię publiczną o popełnionych fałszerstwach wyborczych. A konkretnie Smith oznajmił: ,,Cóż, przerywamy, ponieważ to, co mówi prezydent Stanów Zjednoczonych, jest w dużej mierze absolutnie nieprawdziwe. I nie pozwolimy, aby to trwało, ponieważ to nieprawda”. Podobnie zareagowały cztery inne wielkie stacje telewizyjne: MSNBC, ABC, NBC i CBS.

        No więc pozwolę sobie zapytać: Kto upoważnił Sheparda Smitha i jego kolesiów z pozostałych propagandowych, bo przecież nie informacyjnych telewizornii, do występowania w roli sędziów arbitralnie oceniających to, co prawdą jest, a co nią nie jest? A ponieważ w Stanach Zjednoczonych, podobnie jak w innych krajach europejskiej cywilizacji, do miary konstytucyjnego pryncypium sprowadzono wolności słowa i prasy, a tak naprawdę jej zaakceptowaną przez motłoch iluzoryczność, więc chciałbym, by przynajmniej ta iluzja, niczym faustowska chwila, trwała wiecznie. To znaczy, żeby żaden dziennikarski pętaczyna nie udowadniał mi, że media stały się już władzą, która nie informuje, ale cenzurując informacje przepuszcza przez propagandową tubę tylko te niusy i komentarze, jakie w sposób zamierzony kreują pośród maluczkich pożądany z punktu widzenia środków masowego przekazu ogląd świata.

        Decyzję o tym, czy fałszerstwa wyborcze miały miejsce, czy nie, podejmie sąd, a nie ten czy inny medialny dupek, który śmie przybrać togę i ogłosić, że zgodnie ze swoją wiedzą o stanie spraw uznaje wystąpienie wciąż urzędującego prezydenta za przekazujące fałszywe treści i …ucina je. A gdyby nawet ów dupek miał rację, to jego świętym obowiązkiem jest kontynuowanie transmisji do końca i dopiero później, na bazie własnej, tej lepszej prawdy, nie tyle opiniowanie wypowiedzi głowy państwa, co przedstawienie Amerykanom innej wersji wydarzeń zaprzeczającej słowom Trumpa. Bo to sami obywatele mają zdecydować, co jest dla nich bardziej wiarygodne i przekonujące. A pomóc im może i powinien jedynie sąd.

        Pytaniem tylko pozostaje, czy sąd - nawet jeśli znalazłby podstawy do zakwestionowania legalności wyborów, zdecyduje się podważyć aktualny ich wynik - de facto zaakceptowany już przez większość społeczeństwa. Od czasów letnich rozruchów na ulicach miast sytuacja jest wciąż zapalna i może lepiej jest pogodzić się z usankcjonowaniem fałszerstw niż zaryzykować ogłoszenie prawdy, która spłynie krwią.

        Na marginesie tych rozważań wypadałoby stwierdzić, że coś się chyba zacięło w tak dobrze dotąd pracującej konstytucyjnej maszynie, stojącej na straży amerykańskich praw i wolności. Oto okazało się, niejako wbrew pierwszej poprawce, że trudno czasem pogodzić wolność słowa z wolnością prasy. Oczywiście nie zawsze, a tylko wtedy, gdy prasa - w imię własnych czy reprezentowanych interesów - stawia swoją wolność ponad wolność słowa nielubianego przez nią prezydenta. Czy zatem poprawka była zła? No nie, absolutnie, poprawka była dobra. Tyle tylko, że nie na czasy rozpędzającego się właśnie totalitaryzmu, który wypełzł z nor lewackiego uniwersyteckiego matecznika, oferując moralnie ciasne i światopoglądowo chwiejne recepty uzdrowienia świata

        I jeszcze słówko o Shepardzie Smisie oraz innych amerykańskich wodzirejach propagandy, a także zapatrzonym w nich Bartoszu Węglarczyku. Otóż w państwach normalnej demokracji, takiej, którą można objąć rozumem i zaakceptować, ich zachowania i słowa byłyby powodem wręczenia wilczego biletu na dalszą pracę w dziennikarstwie. Niestety, zarówno Stany Zjednoczone, jak i Polska, weszły w późny etap demokracji liberalnej, w którym oficjalnie nienazwany jeszcze z imienia rodzący się zamordyzm został podniesiony do rangi cnoty. Cnoty dającej rzekomo skuteczny odpór rodzącej się nietolerancji, autokracji, a kto wie, czy nawet i nie drepczącemu za nimi faszyzmowi. Znaczy gwałt niech się gwałtem odciska, jak pisał wieszcz, choć ten pierwszy, ten odciskany, jest wielce dyskusyjny, bo jakoś trudno go dostrzec i posmakować.

        Hm, coś w tym jest, coś bardzo niepokojącego, skoro inaczej nie można.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka