Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
174
BLOG

Bazyli1969. Ten Bazyli

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 15
Wzniósłszy bandziorów i ludobójców na cokoły, Kijów nie może przepraszać teraz za ich działalność. Mleko się rozlało i tyle. Bo jak to tak, bohaterowie z narodowego panteonu świętych mieliby zostać oskarżeni o ludobójcze czyny przez ukraińskie władze, które same kanonizowały bandziorów i teraz za ich czyny przepraszają? No ludzie, myślcie , k..., trochę, to nie boli!

        Mój były salonowy kolega Bazyli1969 pod pewnym względem zaczął przypominać przypadek niejakiego Echo24, zwanego również niezawisłym, choć zwisłym – wiekowo i w ogóle, przy czym ,,w ogóle” pełni tu rolę klucza do charakterologicznego i biologicznego zrozumienia typka z Krakowa. Przy czym chodzi oczywiście o niezawisłość spod znaku ***** *** - hasła wszystkich peerelowskich inteligentów, skupiającego pod wspólnym sztandarem niezrozumiałą, wewnątrzgatunkową nienawiść, głupotę, narodową zdradę i wspólne klasowe korzenie.

        Nie, nie, Bazyli absolutnie pod tę charakterystykę nie podpada, ba! - wręcz przeciwnie, co mówię szczerze. Rzec można nawet, iż gość zagubił się chyba pomiędzy meandrami głoszonej wszem i wobec potrzeby patriotyzmu i mgły narodowych imponderabiliów, z którymi sam nie wie do końca, co począć. Znaczy, nie przymierzając, jak Jasiek z rogiem i czapką z piór. Poza tym pochodzi z Bydgoszczy. I choć jest to gród towarzysza dedy, który jakby na złość narodowym interesom publicznie głosi nieciekawe poglądy, a więc i – o tempora, o mores! – wciąż oddycha, co niestety może być zaraźliwe, to Bazyli odwrotnie - przesiąkł powietrzem wydychanym przez polskie ofiary krwawej niedzieli, unoszącym się jeszcze tu i ówdzie, wraz z kurzem, nad ulicami i śmietnikami miasta. Śmietnikami historii, rzecz jasna. I gdyby Bazyli pochodził z Krakowa, jak niezawisły, z Warszawy, Gdańska, Poznania lub jakiegoś tam Wrocka-Klocka, mógłby się ośmiogwiazdkowym echoizmem i wynarodowiającą europejskością zarazić - ot tak, z powietrza nawet. Jednak Bydgoszcz oferuje widać świadomościowe antidotum dla zdziczenia poglądów i obyczajów, za co w ogóle cześć i chwała prowincjonalnym ośrodkom.

        Dobrze, to teraz do rzeczy. Otóż jeśli Bazyli zaczął w czymś przypominać Echo, to w kompromitującym zwyczaju powielania starych tekstów, wcześniej już publikowanych w Salonie. Zdarzyło mu się właśnie dwa dni temu odkurzyć ubiegłoroczną notkę zatytułowaną - dość niefortunnie zresztą - ,,Sława Ukrainie! Tej Ukrainie”. A dlaczego niefortunnie? To proste. Bo Papież, wypowiadając słowa: ,,Tej Ziemi” i mając na myśli Polskę, łączył ją jako zniewoloną w formie lecz nie w treści całość, stawiającą świadomościowy, pokoleniowy już odpór systemowemu złu, a więc społeczność godną pomocy Ducha. Natomiast Bazyli sam dzieli Ukrainę na gorszą i lepszą, te barbarzyńską i tę przesiąkniętą głębokim humanizmem, co wynika z treści jego tekstu. Dlatego nie ma jednej ukraińskiej ,,tej ziemi”. Jest jedna dobra, a druga zła, co mieszając cuzamen do kupy otrzymamy tylko złą, bowiem zło jest zawsze bardziej zagęszczone i dominujące nad dobrem. Czyli to trochę tak, jak ze śliwkami – zmieszasz robaczywe ze zdrowymi i zaraz wszystkie będą robaczywe. I ,,ta ziemia” też.

        Wracając zatem do rzeczy, mam nadzieję, że kolejne rocznice wołyńskiej masakry Polaków nie staną się powodem każdorazowego odsmażania tego samego kotleta, który – co ważne – już w pierwszej kulinarnej odsłonie był nieświeży. A w czym rzecz?

        Ano w tym, że Bazyli, dostrzegając bandytyzm taplających się ,,we krwi swych polskich sąsiadów” członków UPA i ,,znacznej części Ukraińców”, wybiera niczym rodzynki z zakalca i usłużnie podtyka czytelnikom pod nos przykłady tej nieznacznej części sąsiadów, która wspomagała naszych rodaków, niejednokrotnie przepłacając odwagę życiem. Czy ja mogę negować fakty, to znaczy twierdzić, że Bazyli łże? Ależ nie – tak było i nie mam zamiaru zaprzeczać. Ale…

        No właśnie – jest pewien szkopuł. Zapytajmy więc Bazylego, czy w okresie wołyńskiej rzezi, uciekając z żoną i córkami przed ukraińską siekierą, unikałby Ukraińców w ogóle, czy może liczył jednak na pomoc tego czy owego? Statystyczną rzecz jasna. No na przykład oceniałby swe szanse przynajmniej jak jeden do jednego albo chociaż jak jeden do dwóch, że uda mu się trafić na nafaszerowanego od stóp do głów samogonem i humanizmem dobrego Ukraińca, czy wręcz przeciwnie – tego złego? Co, statystyka nie ta? No więc ile: jeden do trzech, jeden do pięciu, jeden do dziesięciu?... Jeden sprawiedliwy na dziesięciu barbarzyńców, tak? Pan wie, bo je nie mam pojęcia? Zakalec to zakalec i tyle.

        Wymienia te dowody bratniej ukraińskiej pomocy Bazyli, a ja czytam - już po raz drugi zresztą, choć po roku, więc mógłbym coś zapomnieć – i łzy niczym te grochy po policzkach mi ciekną. Choć nie jak kakao, bo nie lubię. Tak samo, jak nie lubię i nie trawię nawet drętwej gadki o dobrych Ukraińcach w czasach wołyńskiej rzezi, o dobrych Niemcach w okresie dymienia kominów obozowej zagłady i o dobrym Stalinie, który mógł kazać zabić, a kaprys jakiś lub chwilowe lenistwo generalissimusa uratowało niedoszłą ofiarę. To co, dobry Stalin? Jak spał chyba, prawda?.

        Sytuacje, które wymienia Bazyli, a które należały do wyjątków, nie powinny zakłócić prawidłowości oceny tamtych tragicznych wydarzeń jako czasu rzezi, nazywanego trafnie ludobójstwem. Bo Ukraińcy, podobnie jak Niemcy, stanęli en masse po stronie zła i nie ma powodu separowania rodzynek, które razem z ciastem stanowią zakalec. W innym przypadku damy pretekst, jak Niemcom, do mówienia o wyzwoleniu ich z oków nazistowskiego zła, pomijając fakt, że sami się w nie zakuli. Dlatego prawidłowo mówimy o pomocy Polaków udzielonej niedawno Ukraińcom, jak i o mordach Ukraińców popełnianych przed osiemdziesięciu laty masowo na Polakach. Odszukiwanie i nagłaśnianie przypadków niegodnego czy nawet przestępczego zachowania naszych rodaków w stosunku do uchodźców z Ukrainy, podobnie jak i sporadycznych sytuacji pomocy udzielonej Polakom przez Ukraińców w czasie masowej rzezi, absolutnie nie zmienia oceny obu wydarzeń, a zaciera jedynie prawidłowy ich odbiór i jest społecznie oraz historycznie szkodliwe.

        Dlatego, panie Bazyli, wypada się potknąć raz, ale żeby dwa razy na tym samym schodku, to już tylko Joe Biden potrafi – przynajmniej tak do tej pory sądziłem.

       A na koniec drobna uwaga. Tak naprawdę mało mnie obchodzi, czy Ukraińcy przeproszą Polaków, czy nie. Zresztą nie jest to dobry moment na tego typu żądania i trzeba być durniem, szkodnikiem lub księdzem Isakowiczem-Zaleskim, by tego nie rozumieć. Bardziej by mi zależało, by idąc tropem nie tyle przyjaźni, co wspólnych interesów, sąsiedzi okazali nam polityczną pomoc i stali się militarną podporą w złym czasie. To znaczy zależałoby mi, gdyby było możliwe, a przecież nie jest i nie będzie. Dlaczego? 

        No właśnie. Skoro Ukraińcy, wykorzystując obecną sytuacją zagrożenia bytu państwowego, wzięli na sztandary rodzącej się wspólnoty byłych nacjonalistów z bandycką przeszłością, w tym antypolską, wraz z epizodem ich kolaboracji z hitlerowcami, to zaszczepią nowej tkance narodowej raka ksenofobii, szowinizmu i przyzwolenia racji stanu na bandytyzm. Oni jeszcze może tego nie wiedzą albo nie chcą wiedzieć, jednak historia zawsze toczy się w jedną stronę, implikując podobne skutki. W każdym razie, wzniósłszy bandziorów i ludobójców na cokoły, Kijów nie może przepraszać teraz za ich działalność. Mleko się rozlało i tyle. Bo jak to tak, bohaterowie z narodowego panteonu świętych mieliby zostać oskarżeni o ludobójcze czyny przez ukraińskie władze, które same kanonizowały bandziorów i teraz za ich czyny przepraszają? No ludzie, myślcie, k…, trochę, to nie boli! Byłoby to kompletnie nielogiczne, natomiast żądający przeprosin Polacy poruszają się jak w polityczno-historycznym matriksie, kompletnie oderwani od rzeczywistości.

        Zapyta ktoś, czy Ukraińcy mieli jakieś inne wzorce narodowej dumy, sławy i chwały, wokół których mogliby się skupiać. Odpowiedź brzmi: nie. No więc ten wspomniany nacjonalistyczny, obowiązkowy z braku lepszych narodowych drogowskazów, rak, skierowany we wszelką obcość i inność, już niedługo obwąchiwaną na okoliczność państwowej zdrady, a także w sąsiedztwo, wobec którego podnoszono pretensje i roszczenia terytorialne, wcześniej czy później odbije się nam, Polakom, czkawką. Zwłaszcza że ekonomicznie, politycznie i militarnie Kijowowi bliżej będzie do Berlina, niż do Warszawy. A że nauczyli się walczyć i jak wszyscy cyryliczni Euroazjaci zapożyczać i przyswajać nowinki techniczne, które służą zabijaniu – począwszy od wideł i siekiery, a na Krabie i Leopardzie kończąc, bardzo szybko, ze wsparciem Zachodu, który przyrzekł im pomoc w odbudowie kraju, awansują do roli lokalnego mocarstwa.

        Pytaniem tylko pozostanie, czy nawet wtedy Bazyli1969 - tak, tak, ten Bazyl właśnie - nadal będzie łudził się myślą o dobrych Ukraińcach i powielał stare, krótkowzroczne i ryzykowne teksty?


Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka