Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
205
BLOG

Żelek pani Joanny

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Społeczeństwo Obserwuj notkę 35
Co począć, gdy motłoch kocha nienawidzić, a nienawidzi głównie swoją słabość, czyli bycie wdzięcznym

                                                                                                                                             Motto:                                                                                                                                                             

                                                                                                                                             Żaden dramat to jest wielki,

                                                                                                                                             abortujcie z siebie żelki.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                        

        Znałem różne, znaczy nie żeby zaraz osobiście, tylko tak – ze słyszenia lub z pobieżnego oczytania. Ewentualnie z wypatrzenia na ekranie. Były wśród nich Joanna d’Arc, Joanna Szalona, Joanna III d’Albert, Joanna Seymour oraz Matka Joannę od Aniołów – ta ostatnia niby literacko-filmowa tylko, ale jednak. Oprócz tego kilka Joann drobniejszego płazu przewija mi się przez pamięć, jak Pacuła, Rawik, Moro, Szczepkowska, Trzepiecińska oraz Mucha, ale nie ta od packi, tylko od śpiewu, a dokładniej od fałszowania w Sejmie solo oraz w chórze z całą swoją polityczną formacją. No i Senyszyn - od gadania bzdur po profesorsku. A teraz siła oddziaływania mediów zmusza mnie, by dorzucić do listy panią Joannę, mimo że nie jest to osoba, o którą chciałbym się otrzeć.

        Sprawa pani Joanny z Krakowa do wczoraj jeszcze Joanny od Tabletki Poronnej, była oczywistą bombą z opóźnionym zapłonem, i to o całe trzy miesiące. Rzecz bowiem działa się w kwietniu, a zdetonowano ją dopiero w lipcu, by ubić z niej wyborczą pianę, choć tak naprawdę nie było z czego. No bo z faktu, że pani Joanna zapragnęła farmakologicznie się wyskrobać, a jak zapragnęła, tak zrobiła, co zaowocowało obfitym krwawieniem i rzekomo myślami samobójczymi, sensacji nie da się ulepić. Nawet dodając do tego jej telefon do psychologa, powiadomienie policji oraz przeprowadzenie przez stróżów prawa rewizji osobistej. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby pani Joanna - dziś już Joanna od Żelka, bo tak będzie kojarzona - przemyciła w kieszeni szlafroka rewolwer i zachciała do łazienki - wysikać się, jak to ma w zwyczaju mawiać dzisiejsza inteligencja rodem od dziadków na wsi albo tak tylko, żeby nos przypudrować, jak Barbara Blida. Ewentualnie, gdyby żyletkę w gaciach ukryła, którą jak jeszcze można się pochlastać. Ba, na śmierć nawet. Tusk zażądałby wtedy głów ministrów Kamińskiego i Ziobry oraz Kaczyńskiego i Morawieckiego do kompletu. Zatem lepiej od razu obnażyć babę do rosołu, sprawdzić i mieć święty spokój – tak przynajmniej by się wydawało.

        Nic z tego, opozycja nie pozwoli, żeby taki temat się zmarnował. No i współpracujący z nią, apolityczny do cna redaktor Kraśko, który prowadząc wywiad z panią Joanną od Żelka, skupił się na sprawie jej wymuszonego negliżu, dwukrotnie pytając z wielkim zdziwieniem, czyżby stróże prawa rzeczywiście zmusili ją do dokonania striptisu, na dodatek krwawego, bo zaraz po poronieniu, na ich policyjnych oczach? No a niby czyich, skoro nikogo innego nie było? Robił redaktor Kraśko przy tym taką minę, jakby sam chciał to zobaczyć i pewnie pani Joanna zgodziłaby się na powtórkę, gdyby tylko ją o to poprosił. Była przecież na wizji, a mało jest tak dobrych okazji do przedłużenia swoich symbolicznych pięciu minut do dziesięciu – może nawet z hakiem.

         Zatem niby żadna sensacja, ale jak się ją medialnie ubarwi i podkręci, politycznie nagłośni, a samą panią Joannę odpowiednio zaserwuje – na wdowio, w koronkach, niczym czarną mambę, bo przecież wciąż opłakuje swój żelek, z niebezpiecznym długością i barwą manikiurem, z tajemniczą, nieco żałobną tapetą ,,na trupa” prosto od kosmetyczki, no i z nagością w tle - wtedy na motłochu wywrze to pożądane wrażenie wraz z odpowiednimi reakcjami. I nie chodzi o te skonsumowane pod prysznicem lub z braku laku w łóżku z żoną, choć chciałoby się z Joaśką, tym bardziej, że ta już wie, gdzie kupić i jak zastosować poronną tabletką, gdyby coś zadziałało nie tak. Nie, chodzi o te reakcje najwłaściwsze, najbardziej cenne – wykrzyczane na ulicy, do czego przymierza się ryży berliński jurgieltnik na dwa tygodnie przed wyborami. I zjawi się tłum, bo żal mu Joaśki, no a jej nieszczęście można przecież skojarzyć i połączyć z nielubianym Kaczorem i jego PiS-em, choć ten napycha ludziskom portfele żywą gotówką. Ale co począć, gdy motłoch kocha nienawidzić, a nienawidzi głównie swoją słabość, czyli bycie wdzięcznym.

        Pani Joanna, już powszechnie rozpoznawalna, a zatem mogąca robić za transparent poszkodowanych pań, których pozycja społeczna ma się podobno w Polsce jak za króla Ćwieczka, została zaproszona na posiedzenie parlamentarnego zespołu ds. kobiet. Jako gościnia – tak zaprezentowała ją Wanda Nowicka. No i tam gościnia przedstawiła się, a w zasadzie zareklamowała jako dyrektorka muzeum, siostra i kochanka – całkiem niezła, jak sama dodała. Trzeba przyznać, że wysoko postawiła sobie poprzeczkę w kwestii uprawianego seksu, bo przecież nie miłości. Kobieta ambitna, że hej! Dziś powiedziano by, że ma rozmach w tych sprawach. Na samą wieść tabuny samców już ostrzą sobie zęby… No nie, zaraz, jeśli już coś, to nie zęby właśnie, a myśl o Joaśce stawia im to i owo niczym kosy na sztorc. Jednak mnie urzekł szczególnie jeden fragment, gdy wspominała, że po zażyciu tabletki znalazła na podpasce coś jakby galaretkę - taki żelek, jak uściśliła. Jej żelek.

        Cóż, nikt tego nie sprawdził czy to jej, czy tylko pozostałość po kolejnym, może wczorajszym partnerze. W każdym razie ma oczy na mokrym miejscu, bo na wspomnienie żelka zaraz się rozbeczała. Widać ładny był i czemuś jej bliski. Ale po co oczy wypłakiwać? Na pewno znajdzie się wielu, którzy chętnie wzbogacą ją o kolejne porcje wrażeń, z którymi - o ile tylko pieniędzy wystarczy – poradzi sobie jak przedtem. Tyle że sensacji nikt z tego już nie zrobi, bo i po co? Redaktor Kraśko, ba, nawet pies z kulawą nogą się nią nie zainteresuje. Jej czas już przeminął razem z żelkiem na podpasce. I dobrze.


Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo