Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
150
BLOG

Rzecz o Wandzie

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Rozmaitości Obserwuj notkę 13
Wanda była podobno tak piękna, że pies z kulawą nogą by jej nie chciał, ale Niemiec i tak się na nią połakomił, co Niemcom zostało do dziś. Wydawałoby się więc, że ich gust jest trochę, że tak powiem nie teges, ale tylko wydawałoby się. Prawda jest bowiem bardziej dla nich brutalna, bo to nie tak, że popyt na brzydotę mają w modzie, tylko podaż ładnych i miłych zawodzi. Konkretnie zaś rzecz w tym, iż mało co ładnego tam się wykluwa. Ładnego i ludzkiego w ogóle, bo jak nie Fryderyk II Wielki, to Bismarck, jak nie nazizm, to Angela Merkel albo Weber jakiś

        No właśnie, kiedy sobie pomyślę, jaka głupia była ta Wanda, co nie chciała Niemca, to aż mi wstyd za swoich… Swoich? No oficjalnie niby z paszportu tak wynika, choć naprawdę, po korzeniach oceniając, nie do końca. Szybko przerzucam więc własne nieco zagmatwane pochodzenie w stronę ,,nie do końca” i zaraz mogę odetchnąć niczym pracownik dawnej kopalni ,,Machów” po fajrancie, otrząsający się z resztek siarki. Do mnie też przylgnęła, z tym że siara i to taka w … No wiecie jaka. Administrator też by chciał się ode mnie dowiedzieć, że aż ręce zaciera, ale takiego, o! – nie powiem i już. A wszystko za sprawą córki Jacka Majchrowskiego… Nie, no co ja gadam, co ja gadam, ludzie?! Oczywiście córki Kraka, fundatora Krakowa, w którym ten osiedlił Szkotów wygnanych z ich własnego kraju za skąpstwo oraz odwiedzających te strony w poszukiwaniu karczmy na rozdrożu, drogiej lichwy i taniego żywego towaru Żydów. Wróćmy jednak do Wandy.

        Otóż była podobno tak piękna, że pies z kulawą nogą by jej nie chciał, ale Niemiec i tak się na nią połakomił, co Niemcom zostało do dziś. Wydawałoby się więc, że ich gust jest trochę, że tak powiem nie teges, ale tylko wydawałoby się. Prawda jest bowiem bardziej dla nich brutalna, bo to nie tak, że popyt na brzydotę mają w modzie, tylko podaż ładnych i miłych zawodzi. Konkretnie zaś rzecz w tym, iż mało co ładnego tam się wykluwa. Ładnego i ludzkiego w ogóle, bo jak nie Fryderyk II Wielki, to Bismarck, jak nie nazizm, to Angela Merkel albo Weber jakiś. No chyba że w nieprzewidywalnych porywach coś im się uda – bo ja wiem, może spłodzone po pijanemu, w wyniku ciężkiej choroby, mieszanki półaryjskiej, o co teraz tam nietrudno albo jakoś tak nienaturalnie chyba, w parach gejowskich na przykład, skąd wzięło się głupie i homofobiczne powiedzonko: w dupie, nie w kapuście. No ale cóż, złe ponoć nie śpi.

        Wracając do Niemca, to Rydygier, bo tak mu na chrzcie dano, z zawodu wykonywanego był księciem. Tenże książę, choć Wandy na oczy nie widział, to przecież z opowieści o jej brzydocie, która przy jego krajankach czyniła ją piękną niemal oraz oceniając rzecz z konterfektu, który dla niego pewien florencki malarz-oszust sporządził, po uszy się zakochał. Zresztą nie on pierwszy dał się okpić Włochom, bo ostatnim byli prawicowo-narodowy PiS i Morawiecki, którzy nacięli się na najpierw na Mateo Salvinim, a teraz na równie prawicowo-narodowej Giorgii Meloni, zapominając prostą prawdę, że narodowcy mają obowiązki narodowe, a nie internacjonalistyczne. O tym jednak przy innej okazji, a teraz wróćmy do Rydygiera.

        Ten tak się w Wandzie rozmiłował, że za żonę brać ją chciał zaraz. Bo jak nie, to zapłacze. Nie on jednak, tylko Wanda właśnie i osiedleni tam Szkoci oraz Żydzi, jako że Rydygier w razie odmowy Kraków i ziemie położone wokół najechać zamierzał, a dla opornych całkiem niedaleko, bo pod grodem oświęcimskim obóz planował założyć. To tam wreszcie zajęliby się pracą, która podobno wyzwala, zwłaszcza jeśli narzucona zostanie w formie niewolniczej, zamiast handlem i lichwą. I jak pomyślał, tak by zrobił, gdyby nie fakt, iż po pierwsze primo, Wanda jako Polka Niemca nie chciała, co wstyd czyni i wspomnianą siarę, bo my wszyscy w jednej Europie żyjemy, w jej centralnej części dla niepoznaki nazywanej Mitteleuropą i powinniśmy słuchać, szczególnie, gdy głos dochodzi z Berlina. A drugie secundo było takie, iż w obawie, że Rydygier zobaczywszy ją, zaraz się odkocha, gdyż brzydsza była nawet niż germańskie limity to przewidują, a z tej złości jeszcze bardziej na Szkotach i Żydach się zemści, do Wisły skoczyła i tyle ją widzieli. To znaczy w Krakowie słuch o niej zaginął, albowiem płynąc nurkiem, wciąż z prądem, w międzyczasie żywiąc się rybami i co tam w gębę jej po drodze z mułem wpadło, wypłynęła dopiero aż w centrum dzisiejszej Warszawy, gdzie nowy gród założyła wraz z parą miejscowych leśnych gejów: Warsem i Sawą, parających się zawodowo rybaczeniem, zaś z upodobania – miłością. Znaczy takimi ówczesnymi Biedroniem i Śmiszkiem, choć ci po politycznej profesji robią ludziom wodę z mózgu, spuszczając potem w porozumieniu z Trzaskowskim ścieki do Wisły, co Warsowi i Sawie do głowy by nie przyszło. A że w czasie długiej podróży rzeką nogi w ramach wtórnego przystosowania się do środowiska zamieniły się jej w rybi ogon, cokolwiek zmodyfikowana córka Kraka widnieje do dziś w herbie miasta jako syrena. I choć rozwój stolicy przyjął charakter napływowy, tyle że nie z Krakowa z ,,napłyniętą” stamtąd Wandą, to ubogacił naszą stolicę kulturowo. Przy czym - to trzeba przyznać - w zarodku głęboko prowincjonalnie, a wręcz zagrodowo niemal. Znaczy konkretnie, w sensie duchowym rzecz ujmując, zubożył i schamił, co daje się odczuć już w pierwszych kontaktach. Za to zewnętrznie, jakby na przekór owej odstręczającej duchowości, uszlachetnił. I to z tego powodu nasza syrenka powierzchownie jest całkiem niczego, biust ma nie za duży, ale jędrny, taki hej do przodu, spiczasty rzekłbym, gęby gazetą zasłaniać nie trzeba, a i nie cuchnie jak dawniej, w Krakowie jeszcze, gdyż w Wiśle - chcąc, nie chcąc – trochę się wymyła. Choć ogólnie - pół jako ryba, a pół-kobieta - niepraktyczna jest wyjątkowo, bo usmażyć jej jakoś nie uchodzi, a i wziąć do łóżka też nie za bardzo - ze względów aż nadto zrozumiałych. No chyba że do takiego z wodnym materacem.

        Tu jeszcze tylko dopowiem, że jeśli Szkoci, będąc wdzięcznymi za poświęcenie się Wandy dla poddanych, uczcili jej pamięć gigantyczną rzeźbą syreny w okolicach Glasgow, to Żydzi nie posadzili jej choćby drzewka w Yad Vashem. Ale czego można się po nich spodziewać, skoro oni nawet swojego Benka Netanyahu uszanować nie potrafią – za to, że jest, no i że w ogóle.

        Dobrze, to tyle historycznych faktów, do których źródła (*) podaję niżej.

        A dlaczego o tym piszę? Hm, właśnie… Aha, już pamiętam. Otóż przeczytałem notkę mojego dawnego kolegi Bazylego69 o tym, że jego babcią była Wandalką, zaś dziadek Gotem, czyli że ma krew germańską w swoich żyłach. Skąd o tym Bazyli niby wie? Może z albumów fotografii rodzinnych, może z niemieckich familijnych przekazów – wnikać nie będę. Zresztą twierdzi, że nie tylko on, ale my wszyscy trochę Niemce jesteśmy, bo mieliśmy te same babcie i dziadków, co on. Tu Bazyli błędu nie popełnia, przynajmniej w moim przypadku, bo mój dziadek, choć nie jego, ze strony Mamy faktycznie był stuprocentowym Niemcem, czyli jak chce Bazyli Germaninem, ale jako urodzony i wychowany w Polsce świadomościowo czuł się z kolei stuprocentowym Polakiem – takie to buty, mocium panie. I całe szczęście tylko, że moja Mama urodę przejęła po swojej babce Francuzce, a z niej po matce pół-Francuzce, pół-Polce.

        Dobrze, odłóżmy moje koligacje na bok i przejdźmy do meritum, jakiemu na imię Wanda. Otóż skoro Bazyli, wychodząc naprzeciw zamówieniu blogerki E.B., która jeszcze w szkole żerowała na podpowiedziach i ściągach, wyłożył jej, jak dwa razy dwa jest cztery (co nota bene podszepnął mu po koleżeńsku bloger rk1, pracujący obecnie nad nową, łatwiejszą wersją tabliczki mnożenia dla klas pierwszych polskich liceów), no więc wyłożył jej, że wszyscy jesteśmy Charlie Hebdo… Nie, zaraz, coś nie tak! No oczywiście, że wszyscy jesteśmy Niemcami, w związku z czym na ten przykład to Niemcy Niemców mordowali w Bazylego rodzinnym ,,Bydgoszczu” we wrześniu 1939, a później w całej Polsce w latach okupacji, co jasno wynika z jego przekazu.

        Gdyby więc Wanda zamiast mieć fu-bździu we łbie, a głównie skupiać wyobraźnię na designingu nowych wianków, dupczeniu i rodzeniu dzieci, z czego dziś pozostało na szczęście już tylko dupczenie, czytała wnikliwie Bazylego, doszłaby do wniosku, że sama jest po części Niemką. A skoro tak, to wyparowałaby z niej typowa Polakom germanofobia, natomiast własną brzydotę uznałaby za coś, co jest przypisane przez Boga jej rasie i powinno skłaniać do dumy. Zamiast więc skakać do Wisły, wykorzystałaby wodę z rzeki do kąpieli już na kilka miesięcy przed przybyciem Rydygiera, znaczy raz a dobrze, czekając na niego z szeroko rozłożonymi nogami – z przerwami na czynności fizjologiczne rzecz jasna.

        Oto jak wiedza poszerza horyzonty myślowe, potrafiąc zmieniać bieg wydarzeń w świecie i prowincjonalnych półświatkach, nawet jeśli te przejawiają imperialne niemal ambicje, sądząc, że same będą zdolne wykuwać swój los.

        Obecnie czekam nieco z obawą, że Bazyli skupi się na pochodzeniu społeczności amerykańskiej, odkrywając - co nota bene może być po części prawdą - że ta składa się z mieszanki wszystkich żyjących na świecie ras i narodowości, aborygeńskich czy papuaskich wpływów nie wyłączając, a gdyby dobrze poszukać, znajdzie się miejsce nawet na tęczową6 spermę zielonego ufo z Roswell w stanie Nowy Meksyk czy geny młodych jałówek, pędzonych przez jurnych kał-bojów wraz ze stadami bydła bezkresami prerii.

        Hm, no cóż, tej szczegółowej wiedzy mogę sobie jednak oszczędzić.

-----------------------------------

* Źródła krakowskie:

image

image

* Źródła warszawskie

image





Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości