Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
134
BLOG

Rozmyślania różne przy dystrybutorze

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Gospodarka Obserwuj notkę 17
Wystarczy przekonać motłoch, że rynek sam się rządzi i Boże broń nie należy w niego ingerować, bo może być tylko gorzej, a ludziska w pokorze, poddańczo niemal, zwieszą głowy

        Właśnie zatrzymałem się na stacji benzynowej – tak normalnie, jak zawsze, żeby zatankować. No bo niby co można robić na stacji benzynowej? A tu paliwo, to, którego używam w moim samochodzie, czyli 89 oktanów, sprzedawano tym razem już po $4.08 za galon. Tydzień przedtem, w tym samym miejscu, kosztowało $3.88, a dwa tygodnie wcześniej $3.68. Natomiast cztery tygodnie temu płaciłem $3.48 – identycznie, co dwa i trzy miesiące wstecz. Przedtem było po $3.28, utrzymując się na tym poziomie przez długi czas.

        Cóż, trudno. Wysiadłem z samochodu, otworzyłem wlew i zacząłem tankować, a przy tym zamyśliłem się trochę. Bo to jest tak, iż często łapię się na tym, że zawsze, w każdej sytuacji, myślę. Nawet wtedy, gdy myślę o tym, żeby nie myśleć, po prostu odpocząć, to też myślę, zatem wszelkie próby powstrzymywania się od myślenia z góry skazane są na niepowodzenie.

        A pomyślałem właśnie, że gdybym zapytał naszego sędziwego Dziadka Śpiocha albo jak kto woli - Dziadka Potykacza z Białej Chaty, dlaczego obecnie benzyna drożeje w takim tempie, ciągnąc wszystkie ceny wzwyż, zapewne odpowiedziałby, że tak musi być, bo rządzą tym prawa rynku, a jak wiadomo prawa rynku są święte. Bardziej święte od wszystkich świętych nawet.

        Tu warto zaznaczyć, że poprawną czy błędną, nieważne, ale zawsze jakąś wiedzą – o ile tylko zaśnie lub obwody mu się nie skopcą - Dziadek przebija Ala Gore’a. Tamten zapytany w okresie kampanii wyborczej w 2000 roku, kiedy ceny paliw szybowały w górę, jakie są tego powody, odpowiedział, że nie wie, ale zapyta doradców. On, będący przez osiem lat wiceprezydentem największego mocarstwa świata i kandydatem na najwyższy urząd w państwie, po prostu nie miał pojęcia o przyczynach gwałtownych podwyżek cen benzyny i diesla, decydujących o kondycji amerykańskiej gospodarki. Jego predyspozycje do sprawowania władzy były więc równe tym, jakimi popisał się przed orlenowską komisją sejmową Włodzimierz Cimoszewicz – były premier i szef MSZ, który sądził, iż w tamtym czasie Rosja zapewnia jedynie czterdzieści procent zapotrzebowania Polski w ropę naftową, podczas kiedy faktem było, że ponad dziewięćdziesiąt. No i z taką wiedzą zarządzał całkiem sporym krajem. Nie w Afryce, w Europie.

        Dziś Al Gore, ekologiczny spryciarz, nadal nie musi za dużo wiedzieć. No bo i po co, skoro założona przez niego spółka Generation Investment Management wypłaca mu miesięcznie 2 mln dolarów wynagrodzenia, a jego majątek szacowany jest na 300 milionów. Zatem w swojej posiadłości w Tennessee może palić, tak jak to lubi, wszystkie światła w każdym pomieszczeniu i nie przejmować się, jeśli benzyna zdrożeje nawet o dwieście czy trzysta procent. Spokojnie, chłop da radę, mając przy okazji w małym poważaniu i Gretę Thunberg, i własną bzdurną, klimatyczną religię i wreszcie zubożenie swoich rodaków.

        Wróćmy jednak do praw rynku. Te od upadku komunizmu działają niczym magiczne zaklęcia, zamykając nie tylko gęby bezmyślnym, oszukanym masom, ale na dodatek wymuszając na nich pogodzenie się z losem. Wystarczy przekonać motłoch, że rynek sam się rządzi i Boże broń nie należy w niego ingerować, bo może być tylko gorzej, a ludziska w pokorze, poddańczo niemal, zwieszą głowy.

         - Paczka masła po dwadzieścia dolarów a chleb po pietnaście? Cóż, tak musi być – odpowiedzą ze zrozumieniem. I zaczną coś kombinować dopiero wtedy, jak im brzuchy do kręgosłupa przyrosną. Rzecz w tym, że wreszcie ockną się głodni, z siekierą w garści, czy co tam kto ma pod ręką. Ale to dłuższy proces. Na razie, dopóki socjotechnika działa, nie trzeba obawiać się strajków, manifestacji… Ba, może i rewolucji nawet, kto wie? A gdyby najprostsza inżynieria społeczna nie zadziałała, wtedy trzeba już posłużyć się tą bardziej wyszukaną, jak niegdyś sławetnym ruchem Occupy Wall Street, który stworzono odgórnie tylko po to, by zawieść oczekiwania niemyślących i myślących inaczej, albowiem myślący, czyli ułamek społeczeństwa, od razu ocenili to jako socjotechniczną sztuczkę, mającą rozładować atmosferę niezadowolenia, a jednocześnie spacyfikować wszelkie marzenia o zmianach. Natomiast jeśli i to by zawiodło, wtedy zawsze można sięgnąć po historycznie wypróbowane sposoby perswazji.

        – No, skoro rynek tak decyduje, to musimy się z tym pogodzić – klepią nowe prawdy objawione masy z podpowiedzi autorytetów z nich wyrosłych na najlepszych uczelniach, ale kupionych przez elity pieniądza i władzy, więc zdradzieckich klasowo. Nikt nie pyta, dlaczego to układy pomiędzy Waszyngtonem a Saudami i resztą OPEC decydują o cenie baryłki ropy, a nie rynek? Dlaczego o upadku lub przetrwaniu wielkich firm w Stanach na przestrzeni dwudziestu lat już kilka razy rozstrzygały nie prawa rynku, ale rząd, uruchamiający gigantyczne dotacje? Albo taki Chrysler, który pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku zdziadział, dostał zadyszki i stał na skraju bankructwa, z którego wyciągnął go za uszy nie Lee Iacocca, jak dawniej się mówiło, ale rząd federalny, który przyznał firmie gwarancje kredytowe w wysokości 1.5 miliarda dolarów. A przyznał, bo Chrysler był odpowiedzialny za projekt czołgu Abrams.

        Hm, to jednak w kontakcie z ekonomią człowiek coś jeszcze może – popatrz, popatrz!... Oczywiście, gdy chce, bo jak nie, to wracamy do starego scenariusza o niewidzialnej ręce praw rynkowych.

        Świat niby kręci się tak samo od stuleci wokół władzy i pieniądza, jednak towarzysząca temu zjawisku oprawa nauk i propagandy ulega zmianie. Stare prawdy i wierzenia, a co gorsza dogmaty wraz ze wszelką wiedzą od dziś niesłuszną, bo zagrażającą nowym trendom w paranaukach, jak gender czy klimatyzm, są passe, natomiast katolickie wytwory paraintelektualne nawet wstydliwe jako kamuflujące pedofilię. Teraz niczym grzyby po deszczu wyrastają nowe, jedynie słuszne słuszności: genderowo-homoseksualne, ekologiczno-klimatyczne, ekonomiczne i inne łgarsko-bzdurno-debilne. Ludzie łatwo dali się przekonać, że istnieje więcej płci niż dwie i można nimi żonglować niczym pomarańczami na jarmarku, że chodzenie z brzuchem i rodzenie dzieci jest niefajne, że wsadzanie członka w brudny męski tyłek jest OK, ba, nawet lepsze i kto wie czy może nie bardziej zgodne z prawami natury od starej, niemodnej już, heteroseksualnej kopulacji. Przekonano już nawet nieprzekonanych, że wartość dodatkowa i inne marksistowskie wymysły to tylko kombinacje idiotów obliczone na zdobycie władzy, że bogacenie się czyimś kosztem, nawet zagłodzenia go, jest jak najbardziej normalne i etyczne, a nawet chwalebne i nie ma przeciwskazań, by jeden procent ludzkości posiadał dwa razy większy majątek od pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu. No i jeszcze, że trzydzieści kilka w cieniu, które kiedyś było zwykłym letnim upałem cieszącym wczasowiczów, dziś urosło do rangi tropikalnego żaru zagrażającego życiu na planecie. A jeśli zima jest zbyt zimna, natomiast lato zbyt chłodne niż z teorii dla idiotów by to wynikało, wtedy przekonuje się, że to zimno zimą i chłód latem są tylko oczywistym potwierdzeniem teorii ocieplenia naszej planety. Na dowód czego w telewizji pękają, kruszę się i opadają z potwornym hukiem do oceanu lodowe góry, grzebiąc w arktycznych odmętach pingwiny, foki, niedźwiedzie polarne i inny miłe ludzkiemu sercu żyjątka. A kto wie, może nawet przejeżdżających tamtędy Rudolfa z czerwonym nosem i Świętego Mikołaja, wiozących bogaczom w prezencie kolejne miliardy pod choinkę i biedę wraz z rózgami dla plebsu. Na co wystraszona gawiedź z większą ochotą odłącza piece węglowe i gazowe, instalując pompy cieplne i panele fotowoltaiczne, do czego ją na wszelki wypadek przekonano ulgami, a jak nie, to przymuszą, gdyby nie wykazywali zbytniego entuzjazmu dla zmian. No i żeby producenci tych nowych systemów grzewczych mogli zbić na po części ogłupionych, a po części zastraszonych ludziach fortuny. A jak każą zainstalować w każdym mieszkaniu rowerowe dynamo i pedałować przez cztery godziny dziennie, to będą pedałować. Bo jak nie, to… Nu zajec, pagadi!

        Wracając do Dziadka, to ten opowie bajdy o prawach ekonomii, o ile tylko nie zapytamy go zbyt późno. W nocy podtrzymują go bowiem bardzo małym prądem, głównie pamięć, odinstalowując z niego do rana zestaw baterii. Chodzi o to, by w trakcie ładowania nie przegrzał się i nie zapalił - jak samochód elektryczny albo telefon komórkowy. Nie oznacza to wcale, że Dziadek jest równie skomplikowany niczym smartfon czy Tesla Muska – po prostu niektóre zasady działania są podobne: naładuj i wyczerp w trakcie używalności, naładuj i wyczerp… Przy czym na bateriach gość ma ograniczony zasięg i mniejszą możliwość koncentracji. Dlatego w samochodzie czy w samolocie działa z akumulatorów, a w pomieszczeniach ciągnie energię prosto z gniazdka. Gdyby jeszcze nie puszczał bąków i nie żarł steków, byłby już całkiem fajnie ekologiczny.

        Niektórzy cieszą się już teraz na okoliczność zmiany, to znaczy, że wróci stary, nowy prezydent Donald Trump – ten od lwiej grzywy, samoopalaczy i – jak podkreślają lewacy - częstego gadania bzdur. Choć prawdą jest i to, że zdarza mu się powiedzieć coś szczerze i z sensem. Na przykład wtedy, gdy mówi, że musi na stronę, to znaczy, że musi i już? Byli tacy, którzy wygrali z najlepszymi: Dawid z Goliatem, ostracyzm z Temistoklesem, Scypion z Hannibalem, Wellington z Napoleonem i prawdopodobnie komar z Aleksandrem Macedońskim, ale nikt jeszcze nie wygrał z tą jedną, jedyną potrzebą, więc można założyć nawet wielokrotną szczerość Donalda Trumpa, powielaną w analogicznych sytuacjach wymagających szczególnej prywatności.

        Trump również wierzył w rynek i prawa ekonomii, a zwłaszcza prawo do bankructwa, którym w swojej biznesowej karierze ratował się cztery razy, przy okazji renegocjując własne długi i uzyskując ochronę przed wierzycielami. Można zatem uznać, że jego cudownym wzlotom towarzyszyły kontrolowane przepisami upadki, w których zawsze zapewniał sobie miękkie lądowanie i kolejny wzlot. A że ktoś na tym tracił? Cóż, takie są ,,prawa rynku”, w które wierzył. Zresztą trudno, żeby nie wierzył, podobnie jak w amerykański mit kariery od pucybuta do miliardera, skoro na przestrzeni trzech pokoleń sam doszedł na szczyt. Tyle tylko, że jego dziadek, imigrant z Niemiec, nie był pucybutem a golibrodą, choć trzeba przyznać, iż ze smykałką do interesów.

        Choć za Trumpem-człowiekiem nie przepadałem i nadal podtrzymuję swoje zdanie, to nie mogę nic złego powiedzieć o okresie jego prezydentury. Benzyna była tańsza o dolara od tej najtańszej za Dziadka Śpiocha, ceny w miarę stabilne, rynek pracy dawno nie miał się tak dobrze, akcje wędrowały systematycznie w górę, a wrogowie Stanów nie podskakiwali, z Niemcami włącznie, którym prezydent-biznesmen docisnął amerykańskie wędzidło. I wszystko byłoby OK, gdyby nie bałagan na szczytach władzy, jednak zainicjowany przez kręgi demokratyczno-lewackie, nie mogące przeboleć porażki wyborczej, które przez cztery lata starały się na różne sposoby wykoleić Trumpa, a co udało im się dopiero w wyborach. Właśnie wykoleić go, a nie z nim wygrać. To, że przy okazji podzielono politycznie i zantagonizowano społeczeństwo, osłabiano państwo i tracił na tych wybrykach wizerunek Stanów Zjednoczonych – mało to lewaków i zaczadzonych ich propagandą przygłupów z administracji, sądownictwa oraz z opiniotwórczej branży artystyczno-celebryckiej, obchodziło. Celem było odsunięcie PiS i Kaczyńskiego… No nie, oczywiście odsunięcie Donalda Trumpa od władzy. Ha, jak to my, Polacy, kreujemy równoległą historię politycznej szpetności na wzór i podobieństwo tej zza oceanu.

        Cóż, zobaczymy. Czas pokaże, czy jeśli Donald Trump zostanie ponownie prezydentem, tankując przy tym dystrybutorze samochód będę do niego pompował droższą czy tańsza benzynę. Póki co, naśladując slogan Konwencji Republikańskiej z 2008 roku, zapytany przez dziennikarza o sposób naprawy ekonomii, były prezydent odpowiedział krótko: ,,Drill, Baby, Drill”. To dobrze, że klimat, Al Gore i Greta Thunberg nadal nie robię na nim wrażenia.  

        I tyle moich medytacji podczas tankowania, bo właśnie nalane pod korek paliwo zatrzymało pompę. Czas wracać do domu i przy okazji zająć umysł cokolwiek przyjemniejszymi rozmyślaniami. Nawet o bzdurach. Po prostu człowiekowi to się należy – zwłaszcza w dzisiejszych czasach.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka