Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
120
BLOG

Gdyby

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Społeczeństwo Obserwuj notkę 12
W rozmowach z Ukraińcami, a wielu ich dotarło w moje okolice w ostatnim ćwierćwieczu, mogłem zorientować się w dwóch sprawach: skali totalnej korupcji panującej u naszych sąsiadów oraz czymś znacznie gorszym, a mianowicie akceptacji społecznego, przestępczego raka za coś normalnego. Coś, co żyje już własnym życiem jako immanentna część organizacji państwa, a tym samym składowa egzystencji tamtejszych obywateli. I tak oto demoralizacja korupcją i złodziejstwem przestały dziwić, szokować i buntować, bo te stały się normą

        Ale co tam ukraińska korupcja, zacznijmy od Mośka. Był taki przedwojenny jeszcze dowcip o tym, jak to w pewnej żydowskiej rodzinie żył młody chłopak o tym właśnie imieniu. Otóż ten Mosiek znany był ze swojej wielkiej mądrości, bo cały czas myślał. Dlatego rodzina i znajomi – ba, mieszkańcy całego kahału niemal rokowali mu już teraz wielką naukową lub przywódczą na polu religii przyszłość, mimo że Mosiek był skryty i przedmiotu swych rozmyślań nie zdradzał nawet przed najbliższymi. Jednak sam fakt, że całe dnie spędzał na głębokich rozważaniach wystarczył, by niejako a priori widzieć w nim geniusza. A przynajmniej cadyka, co też jest zajęciem intratnym.

        I tak to trwało, aż pewnego dnia jego ojciec nie wytrzymał i zapytał:

        - Mosiek, synu, ciągle jesteś zamyślony. Nie rozmawiasz z nami, nie zdradzasz, co tak przykuło twoją uwagę. Czy może błąkasz się po krainie filozofii, a może religii, czy obmyślasz nowe prawa fizyki albo czy w głowie rozwiązujesz skomplikowane zadania matematyczne? Ewentualnie, co byłoby pożądane, poszukujesz nowych, najbardziej intratnych lokat kapitału?…

         Zwracając nagle zamyśloną twarz w stronę ojca Mosiek przerwał mu serię dociekliwych indagacji i nagle zapytał:

        - Tate, a ty pamiętasz, jak cztery lata temu rzuciłem kamieniem w szybę, w domu naszego sąsiada kupca Zajdenfelda, a ta z wielkim brzękiem posypała się w kawałki, za co sprałeś mi tyłek?

         - No pamiętam, Mosiek – odrzekł zdziwiony nieco pytaniem ojciec, bo nie sądził, że jego nad wyraz mądry syn, co zostało już wcześniej ustalone, zacznie długo oczekiwaną rozmowę od w sumie tak błahej sprawy.

        - To od tamtej pory, tate – kontynuował Mosiek - ja tak sobie myślę i myślę, że gdyby wziąć wszystkie szyby z całego świata i zrobić z nich jedną wielką szybę, i gdyby ze wszystkich kamieni na świecie stworzyć jeden wielki kamień, i gdyby później rzucić ten kamień w tę szybę, to jaki to musiałby być wielki brzęk?!

         Dowcip ten przyszedł mi do głowy nie bez powodu, a tym stały się artykuły zamieszczone w części ukraińskich mediów, krytykujące niedawno przekazane Kijowowi przez Holandię i Danię samoloty F-16. Znaczy, że stare, że nie odpowiadają wymaganiom współczesnego pola walki, i że Ukraińcy liczyli na najnowsze modele, a wyszło jak zawsze. Jak zawsze, to znaczy tak, jak na przykład z czołgami Leopard II, przekazanymi Ukraińcom, ale nie w ich najnowszych wersjach. To znaczy wersjach czołgów, a nie Ukraińców, bo z tym gorzej. Albo z samolotami MiG-29, o które zabiegali od niemal roku, a gdy już je dostali, to zapragnęli Jastrzębi, bo tamte be, fe i w ogóle nieładne takie. No a że Jastrzębie też już ich nie cieszą, to tylko patrzeć, jak zachce im się nowiutkich F-35 i kilku eskadr Raptorów. Bo jak nie, to… To będą płakać. Tylko co to ma wspólnego z Mośkiem i korupcją? Spokojnie, i do tego dojdziemy.

       Hm, to teraz przyjrzyjmy się niedozbrojeniu Ukrainy od całkiem innej strony. Wiem, iż niektórzy się oburzą, że drwię sobie z ciężko doświadczanego narodu, ale ani mi to w głowie. No i ani to mój naród jakby na to nie patrzeć.

       Zatem sprawa ma się tak: jest Ukraina jednym z najbardziej skorumpowanych państw w Europie. Łapówki biorą tam wszyscy, którzy mogą, a ci, którzy nie mogą, marzą o tym, by je brać i odbić sobie część z tego, co dali w łapę innym. Ale najbardziej wymowny niech będzie przykład sprzed kilku lat.

        Mam znajomego Ukraińca, Petro, który przybył fo USA czternaście lat temu na zasadzie wylosowanej wizy. ,,Wylosowanie” kosztowało go $2500. Później musiał zapłacić za szybsze uzyskanie paszportu, by nie czekać roku i więcej, za co zapłacił $500. Przyśpieszenie badań lekarskich, normalnie zaplanowanych tak, że mógłby się do nadejścia ich terminu zestarzeć albo rozchorować, a wymaganych przez ambasadę USA przy wyjazdach na stałe - $200. Przyśpieszenie daty odlotu - $250. Sprawy związane z przekazaniem mieszkania rodzinie - $500. A gdy na kilka dni przed wyjazdem zaprosił najbliższych do restauracji na pożegnalny obiad, samo zamówienie sali wymagało kolejnej doli - $250. Ba, jakby było mało, babcia klozetowa powiedziała, że nie ma papieru toaletowego, ale może dać swój własny, tyle że za większą opłatą. A jak tu tak bez papieru, i to na imprezie pożegnalnej? No nijak, po prostu nie uchodzi. Żeby chociaż łopian albo chrzan jaki rosły gdzieś pod rękę, w donicach na przykład, w każdym przepierzeniu, ale nie. Zostawił więc babie $20 i zapowiedział, że kto się powoła na te dwie dychy, niech sobie korzysta z kibla i papieru skol’ka ugodna za darmo. Łaskawie zgodziła się.

        Zapyta ktoś teraz, skąd młody, bo trzydziestoletni Ukrainiec miał na łapówki kilka tysięcy dolarów. Już mówię.

        Na ponad cztery lata przed wyjazdem do Stanów wybrał się do pracy w Londynie. A jak? No właśnie, sposobem. Ponieważ Ukraina nie należała i długo jeszcze nie będzie należeć do Unii, jeśli w ogóle, nie mógłby być tam legalnie zatrudniony. Od czego jednak pomocni, przedsiębiorczy ludzie? Znalazł ,,firmę” ukraińsko-litewską, eksportową, działającą pod Wilnem, która zajmowała się szmuglem Ukraińców do Wlk. Brytanii. A jak wiemy Litwa już wtedy była członkiem UE. Zapłacił pożyczone $3000 i w umówionym terminie wyjechał na Litwę. Tam przez miesiąc mieszkając w ,,bazie” firmy spał, jadł i uczył się litewskiego, a że rosyjski znał z kraju, więc zawsze mógł podawać się za Litwina rosyjskojęzycznego. Po miesiącu dostał do ręki niebudzący najmniejszych podejrzeń litewski paszport, z którym wyjechał do Londynu, gdzie przez trzy lata pracował na budowie już jako legalnie zatrudniony gastarbajter-posadzkarz. Litwin rzecz jasna.

        W rozmowach z Ukraińcami, a trochę ich dotarło w mój rejon przez ostatnie ćwierćwiecze, mogłem się zorientować w dwóch sprawach: skali totalnej korupcji panującej u naszych sąsiadów oraz w czymś znacznie gorszym, a mianowicie akceptacji społecznego, przestępczego raka za coś normalnego. Coś, co żyje już własnym życiem jako immanentna część organizacji państwa, a tym samym składowa egzystencji tamtejszych obywateli. I tak oto demoralizacja korupcją i złodziejstwem przestała dziwić, szokować i buntować, bo te stały się normą.

       No dobrze, ale jaki ma to związek z F-16 i innym uzbrojeniem potrzebnym Ukrainie? Zaraz do tego dojdziemy, proszę się nie niecierpliwić.

        Jeszcze pod koniec pierwszego dziesięciolecia obecnego wieku, zgodnie z badaniami Management Systems International, najwyższy poziom korupcji na Ukrainie stwierdzono w kontroli pojazdów (57%), służbie zdrowia (54%), sądownictwie (49%) i szkolnictwie wyższym (43,6%). Roczne straty budżetu państwa spowodowane korupcją wyniosły w tym czasie około 2,5 miliarda dolarów rocznie, natomiast w wyniku korupcyjnego handlu w zamówieniach publicznych 10-15% budżetu, czyli około 7,4 miliarda dolarów trafiało do kieszeni skorumpowanych urzędników. Powyższe dane nie brały pod uwagę przeliczanej w pieniądzu skali zjawiska korupcji w codziennym życiu Ukraińców czy korupcji politycznej. Jeśli Petro zapłacił 2500 dolarów za ,,wylosowaną” wizę, to budżet na tym nie tracił, tylko jeden z tych, których nie było stać na taki wydatek, więc zezwolenia na wyjazd do USA mu nie przyznano. Znaczy w demokratycznie prowadzonej przez najbardziej demokratyczne państwo na Ziemi loterii wizowej demokratycznie przegrany po prostu nie mógł być szczęśliwcem, a nazywając rzecz po imieniu – był na wizę za biedny. Lub może za mało ,,przedsiębiorczy", kto wie? Podobnie to nie państwo stawało się uboższe, gdy Petro dawał w przysłowiową łapę za paszport, za badania lekarskie czy za szybciej uzyskany bilet lotniczy. Co nie znaczy jednak, że te wszystkie pieniądze cuzamen do kupy wzięte – od łapówek na szczycie kijowskiej władzy poczynając, a na 20 dolarach wspomnianej babci klozetowej kończąc - nie uczestniczyły w jednym wielkim obiegu korupcyjnym, liczonym w skali lat w setki miliardów dolarów, który to obieg nie miałby miejsca, gdyby Ukraina była państwem prawa.

       Dobrze, to teraz wróćmy do naszego Mośka, a w zasadzie jego gdybania i przez chwile posłużmy się naszym własnym. No to gdybajmy.

        Otóż wyobraźmy sobie, co by było, gdyby wszyscy obywatele Ukrainy dający łapówki - od tych milionowych poczynając, a na milionach ,,groszowych” kończąc - płacone przez trzydzieści lat każdego dnia urzędnikom, policjantom, lekarzom, nauczycielom, pracownikom handlu, linii lotniczych, przedstawicielom samorządów, wojskowym, babci klozetowej i czort wie komu tam jeszcze, no więc gdyby te korupcyjnie wydane pieniądze wspomniani obywatele wpłacali na jeden numer bankowy? I co byłoby dalej, gdyby okazało się, że ten jeden numer bankowy jest numerem konta specjalnego funduszu, z którego Ministerstwo Obrony Ukrainy może dokonywać zakupów sprzętu wojskowego – u siebie i za granicą? Zaraz, co? A no tak, oczywiście, na pewno konto okradziono by w tempie szybszym, niż by powstało. To prawda. Załóżmy jednak, że stał się cud, taki prawdziwy, prawosławny, i gdyby jednak wbrew wszelkim prawom rządzących tamtejszą społecznością go nie okradziono - to wtedy co? Hm, gdyby go nie okradziono, i gdyby te wszystkie pieniądze wydać na sprzęt wojskowy, którego Kijów potrzebuje z uwagi na swoje parszywe sąsiedztwo, no i gdyby jeszcze zakupionego sprzętu nie rozkradziono z magazynów, to władze Ukrainy nie musiałyby jeździć po prośbie i narzekać, że dostają stare, bo kupiłyby sobie nowe - to, co chcą i na co byłoby je stać. A stać byłoby je na wiele.

       Pozostaje tylko jeden problem: jak przekonać Ukraińców, że prawo jest prawem, a nie zachcianką bujającego w obłokach gamonia, którego należy wykiwać, i żeby czuć się bezpiecznie przeznaczane na codzienne łapówki pieniądze wysyłali na wspomniane konto zakupów uzbrojenia?

       Hm, no cóż, tego to nawet pochłonięty medytacjami Mosiek jeszcze nie wymyślił, ale pomarzyć można, prawda?


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo