Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
96
BLOG

Wystarczy przegłosować (z cyklu Wyborczych Niestrawności)

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 24
Wyznaczenie Sławomira Nitrasa - zapamiętanego z przerzucania zawartości torebek posłankom PiS i fizycznego ograniczania ruchów wiceministrowi Sebastianowi Kalecie - na osobę odpowiedzialną za zgodność z prawem nadchodzących wyborów było jednak dość ryzykowną decyzją. Przypomina bowiem sytuację wpuszczenia lisa do kurnika w celu ochrony zgromadzonego tam ptactwa przed zającem, niesłusznie zresztą podejrzewanym o złe uczynki

        Jest taka akcja pod nazwą: ,,Pilnuję wyborów”, promowana przez Platformę Obywatelską. I właśnie dwa dni temu Donald Tusk ogłosił, że Sławomir Nitras – sejmowy chuligan uczyniony przez capo di tutti capi odpowiedzialnym za patrzenie ludziom uczciwym na ręce - zameldował o wykonaniu zadania. To znaczy o zmobilizowaniu pięćdziesięciu tysięcy podejrzliwych nad miarę antypisowców, chętnych kontrolowania głosowań w komisjach całego kraju. No i odtrąbiono sukces!

        Oczywiście Tusk nie byłby sobą, to znaczy bezczelnym manipulantem i politycznym łobuzem polskiej sceny politycznej, który może sobie hulać do woli dzięki zaodrzańskiemu wsparciu i podszytej lękiem, gamoniowatej postawie władz zjednoczonej prawicy, gdyby po raz nie wiadomo już który nie pojechał po przysłowiowej bandzie. Wysiłek Nitrasa skomentował bowiem słowami: ,,Nie ukradną nam demokracji. Teraz wystarczy ich przegłosować”.

        Hm, no cóż, w rozumieniu prawa powiedział nieco za dużo, bo otwarcie zarzucił głównym przeciwnikom, czyli PiS, szykowanie wyborczego fałszerstwa. Dziwić więc może postawa Państwowej Komisji Wyborczej, która jako odpowiedzialna za przygotowanie i przeprowadzenie wyborów powinna w osobach ludzi ją reprezentujących poczuć się oskarżona, a tym samym obrażona zarzutem współudziału w planowaniu przestępstwa. Sprawa jest oczywista i chyba nie tylko obawa przed reakcją Unii, ale i przed swoistym poczuciem sprawiedliwości sądów polskich, na co dzień zadaniowanych przez opozycję, wiąże swobodę ruchów pisowskich władz i innych podmiotów przed wystąpieniem na drogę prawną. Nie dość bowiem, że zostały pomówione, to na dodatek przegrałyby sprawę. A taka ciapowatość i niezdarność na całej linii podważyłaby ich wiarygodność wśród wyborców. No bo przecież – wielkie niestety – sądy polskie cieszą się jednak wśród części motłochu nadal zaufaniem i autorytetem. Zwłaszcza gdy motłoch uważa je za swoje sądy i polityczną składową opozycyjnego układu.

         I tu narzucają i się dwie refleksje. Pierwsza taka, że wyznaczenie Sławomira Nitrasa - zapamiętanego z przerzucania zawartości torebek posłankom PiS i fizycznego ograniczania ruchów wiceministrowi Sebastianowi Kalecie - na osobę odpowiedzialną za zgodność z prawem nadchodzących wyborów było jednak dość ryzykowną decyzją. Przypomina bowiem sytuację wpuszczenia lisa do kurnika w celu ochrony zgromadzonego tam ptactwa przed zającem, niesłusznie zresztą podejrzewanym o złe uczynki. Ten nawet nie typ, ale moralnie mętny typek, zamierzający heblować katolików, szybciej sam będzie nadzorować dokonanie fałszerstwa wyborczego niż ochraniać wybory przed ich sfałszowaniem. Bo to działa trochę tak: pokaż mi osobę, którą czynisz odpowiedzialną za jakąś akcję, a powiem ci, co planujesz, ryży obwiesiu.

        Natomiast refleksja druga jest taka, że na szczęście Donald Tusk – osobnik nie tyle inteligentny, co nieprzeciętnie sprytny, choć manipulując i uprawiając polityczną łobuzerkę spada zawsze na cztery łapy, to zdarza mu się też popełnić kompromitujący błąd. Skoro bowiem poczynił założenie, że dzięki jego akcji przeciwnicy nie ukradną im (czytaj: nieświadomemu faktów stronnictwu zaodrzańskich interesów w Polsce, którym z nadania Berlina Tusk kieruje) demokracji, więc wystarczy tylko przegłosować PiS, by wybory wygrać. A co, jeśli nie uda się przegłosować?

        Przez wypowiedzenie jednego zdania za dużo trudno będzie w sytuacji wyborczej przegranej zarzucić oponentom fałszerstwo. No bo jak to tak: Nitras a wraz z nim pięćdziesiąt tysięcy platformerskich cerberów warowało, pilnowało, wystarczyło przegłosować, a tu klęska. Znaczy nie ma wystarczającego poparcia i tyle.

        Może być jednak i tak, że to nie w braku wystarczającej ilości zwolenników opozycji tkwi problem, co w zbyt małej ilości reklamówek wypchanych euro i dostarczonych na wybory do siedziby Platformy prosto z Berlina. Cóż, kto wie?


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka