Dumny polski orzeł upadł zatruty zieloną koniczyną. Stawiał dzielny odpór - choć, jak to miewa w zwyczaju, przez osiemdziesiąt minut musiał rozpędzić się, nabrać powietrza w skrzydła, by w końcu wydać z siebie pełen chwały okrzyk ducha bojowego i polec z szablą ułańską u boku. Ale kiedy już minęły chwile grozy i ostatnie minuty walki sączyły się zdradziecką trucizną wszechobecnego spisku kapłani biało-czerwonego orła zaintonowali odwieczną pieśń:
Otoś jest, podtruty koniczyną dumny orle polski. Otoś wymęczony, pamiętający fińskich odwiecznych najeźdźców! Oto leżysz z połamanemi skrzydłema, z sercem przebitym - to uczynił Podolski i inni plujący w Macierzy łono! Ciebie dwugłowy austriacki wron niskim rankingiem omamił. Ciebie małe żółte ludziki zwodziły, by determinacją wychłostać pod pręgierzem piłkarskiego świata. Ileś wycierpiał niesprawiedliwości - trudno naliczyć.
O podnieś się, wiecznie łapiący ostatni oddech orle praprzodków naszych! Niech ucichną głosy szaleńców i szarlatanów do ciężkiej pracy nawołujące. Niech umilkną głupcy sprzeniewierzający się odwiecznemu prawu łatwego zarobku. Gotujcież mocny sznur i gałąź suchą dla zdrajców chcących oceniać pracę piłkarskiego naszego orła - przecież i chłopiec stajenny spod klasztoru San Marino może z procy ustrzelić orła bielika jeśli mu tylko wola boska sprzyja.
Tak więc módlmy się o natchnienie w ostatnich minutach meczów. Tak więc módlmy się o kontuzje i niedyspozycje w drużynach przeciwnych. Tak więc donośnym śmiechem polskiego szlachciura wyśmiewać nam daj, Panie, zespoły uznane za słabsze przez statystykę. Modły wznośmy o doping kibiców. Kłaniajmy się grzecznie sędziom - a nuż kacap ruski się trafi lub szwab o świńskim ryju.
I tylko od ciężkiej pracy zachowaj nas, Panie. Amen.
Podpisano,
Kadrowicze.