Sprytny to sposób na dziennikarstwo. Dodawać do papieru wartościowe rzeczy, książki, albumy... A na papierze forsować swoją wizję świata gdzie Polak ma alergię na Żyda, którą uleczyć może tylko publiczna lustracja właściwego poglądu. Gdzie piłka nożna sprowadzona jest do porachunków bandytów w szalikach - bo przecież na świecie mecze wolne są od pierwiastka awanturniczego, tylko u nas wojny, wojny, wojny...
I o tym ostatnim kilka słów skreślę. Po bojkocie podjętym przez Wiarę Lecha (świetna sprawa, swoją drogą) omawiana gazeta wciąż sieje zamieszanie wśród polskich drużyn. Szczególnie łatwo o to na Śląsku, kaj sie synki ciulali plac na plac, klub na klub - tako tradycja...
Więc wyobraźmy sobie sytuację, w której drużyna ze stolicy województwa gra z drużyną ze sporo mniejszego miasta. Kibice nie mają wobec siebie żadnych pretensji, nie ma animozji i "świętych wojen". Dla omawianej gazety oznacza to niewykonanie normy. Wtem hołota sympatyzująca z inną całkiem drużyną rozwiesza wulgarny transparent na jednym z bloków otaczających stadion gospodarzy.
"O święty Prowokatusie! O nadobna święta Panienko Zwado!" - modli się pismak omawianej gazety - "Mam cudowny materiał na główne zdjęcie do artykułu! Dziękuję wam, kibole ***, za główny akcent meczu. I nawet cenzury nie trzeba - niech młodzi nasiąkają kolorytem!".
Bo przecież nie chodzi o to, że Gieksiarze z Cidrami wojowali dopingiem na boisku. Liczy się, że jaskiniowcy z Bytomia rzucili mięsem niepytani... A potem można już spokojnie narzekać, że przecież mecze piłki kopanej to zawsze popis chamstwa i pogardy. Wykształceni i młodzi z wielkich miast, którzy wierzą w ideę liberalnego podnoszenia podatków (sic!), lubią czasem poczytać o urwisach i o tym, że na stadionach bez zmian.