Władza istnieje w Polsce po to, by Polak miał utrudnione życie.
Na każdym kroku.
Teraz i za chwilę władza przyśle na dodatek Polakowi rachmistrza, a ten wszystko policzy. Anonimowo rzecz jasna. W to Polak także niekoniecznie uwierzy.
Władza jest w Polsce daleko.
Raz w gminie, mieście, powiecie, ale najczęściej tam daleko, w województwie lub w Warszawie.
Ta daleka władza winna jest wszystkiemu. O tym Polak dowie się nawet od urzędnika, też Polaka, w gminie, mieście, powiecie. A dowie się wtedy, gdy okaże się, iż, niestety... ale takie są przepisy.
A od przepisów jest przecież władza.
Jakaś tam władza.
Daleka.
To nie my.
Ta historia o wszechobecnej, anonimowej, bezdusznej i wrogo nastawionej, na każdym kroku i wobec tak zwanego petenta, władzy, każe przypuszczać, iż dotyczy ona w Polsce okresu, co najmniej, zaborów. Bo to przecież obca ta władza, to i wroga. Władza z nadania władcy, raz rosyjskiego, raz pruskiego, a raz habsburskiego przyjazna być nie może. Tymczasem...
Władza ma się w Polsce, wolnej, demokratycznej i od ponad dwudziestu lat niepodległej, wyśmienicie.
I nie istnieje bynajmniej po to, by służyć Polsce, a więc Polakom.
Takie Polak odnosi, nadal, nieodparte wrażenie. Często, jeśli nie prawie zawsze.
Na pewno już zawsze wtedy, gdy zwrócić się musi do któregokolwiek organu tejże władzy. Wtedy przekona się, iż... władza istnieje po to, by władza miała się dobrze.
Ale sama władza, w osobach jej różnorodnych przedstawicieli, także narzeka.
Bowiem nad nią umocowana jest (ładne sformułowanie?) zawsze... jakaś władza.
A ta istnieje w Polsce przecież po to, by także i ten Polak miał utrudnione życie.
Tak oto Polska zorganizowana jest przez Polaków dla Polaków.
Nadal.
I wszyscy na to narzekają.
I nikt tego nigdy nie zmieni.
I gdzie tu miejsce na dyskusję o jakiejś tam autonomii...