"Mam wrażenie, że PO niepotrzebnie ulega pokusie obijania się z PiS-em. Jeżeli z kłótni czyni się główne narzędzie walki, to może jest to skuteczne, ale destrukcyjne i budzi niebezpieczne demony. PO czasami niepotrzebnie brutalnie atakuje Kaczyńskiego, choćby wtedy, gdy pojawiają się opinie dotyczące personalnych właściwości prezesa - powiedział w Poranku Radia TOK FM Waldemar Pawlak", czytamy w serwisie Onet.pl
Polityka polska zajmuje się, i to niestety nie od dzisiaj, sama sobą. A może raczej należałoby powiedzieć, iż pewni panowie (a czasem i panie) zajmujący się w Polsce zawodowo polityką, nie umieją "rozmawiać" już na żaden inny temat, jak tylko o innych. Fajnie mają. I dobrze im za to płacą. Podatnicy. Czyli my wszyscy.
A media, państwowe (przepraszam, podobno publiczne), jak i wszystkie prywatne, żyją z tych przepychanek, pyskówek, połajanek, kłótni i swarów. Codziennie do kolejnego studia radiowego lub telewizyjnego zapraszani są ciągle ci sami, a na pewno tacy sami, adwersarze. I "zabawa" zaczyna się od nowa. Co z niej wynika? Nic.
Czasy, gdy spierano się u nas w temacie kształtu tej lub innej reformy (pomijając niedawną i całkowicie bezprzedmiotową kłótnię o OFE) odeszły w niepamięć. Teraz jesteśmy jedynie świadkami przepychanek, połajanek, obelg i kalumnii. Platforma ustami Niesiołowskiego nie jest, niestety, w niczym lepsza, od Prezesa PiS. Były Prezydent Wałęsa wygłaszając swe opinie o chorobach Kaczyńskiego ucieszyć może, co najwyżej, zdecydowanych przeciwników prezesa. Co z tego wynika dla jutra Polski? Nic.
Dzika satysfakcja, wynikająca z faktu, iż raz ten, a raz tamten (tamta) dowalili werbalnie temu lub tamtemu (tamtej), przypomina zabawy w piaskownicy w przedszkolu, w którym przedszkolanki nie panują już dawno i zupełnie nad przedszkolakami. A dzieci, cóż, są tylko dziećmi. I czasami (często?) bywają okropne.
Czy jesteśmy właśnie w dużym przedszkolu, które Polska się nazywa? Dorosłych, rozsądnych, rozważnych, gotowych do współpracy i kompromisu tu brak?
Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.
Trzecim w tym "przedszkolu" nie jest PSL wicepremiera Pawlaka. W najlepszym wypadku czwartym. Trzecim mogłoby być, może i ewentualnie, SLD. Mogłoby czysto teoretycznie. Gdyby zdecydowało się kiedyś wyjść z kącika, w którym obecnie (i znowu nie od dzisiaj) uparcie i na własną prośbę tkwi. Z kącika, w którym PZPR-owska przeszłość byłych (i ba, zasłużonych) towarzyszy, przestanie wreszcie odgrywać w SLD jakąkolwiek rolę. Gdyby SLD wyszło z kącika, w którym (co chwilę) wykonuje cichy, ale wyraźny przyklęk przed Kościołem Katolickim. Rozmawiać można bowiem nie tylko na kolanach. Tak jak wino, w myśl starego dowcipu, produkować można, także, z winogron.
Gdyby młodsi szefowie polskiej lewicy umieli wreszcie podpatrzeć przykłady, raz z Zapatero, a raz z niemieckich Zielonych, wówczas PiS wraz Platformą Obywatelską obudziłyby się pewnego pięknego dnia z ręką w znanym wszystkim naczyniu nocnym.
Ten dzień jutro nie nadejdzie. Polskie przedszkole w temacie "lewica" raczkuje dopiero. Bardzo nieśmiało i nieudolnie. Nawet o ząbkowaniu nie może być jeszcze mowy.