Grzegorz Olma Grzegorz Olma
151
BLOG

Berlin Wschodni - lekcja historii

Grzegorz Olma Grzegorz Olma Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Dokładnie 20 lat temu, późnym wieczorem 13 sierpnia 1989 roku przez przypadek brałem udział w manifestacji pod Bramą Brandenburską. Zdarzenie warte wspomnienia o tyle, że manifestacja miała miejsce po stronie ówczesnego Berlina Wschodniego. Pokojowa, pozbawiona jakichkolwiek transparentów i do tego niema demonstracja trwała niedługo. Szybko została spacyfikowana przez NRD-owskich tajniaków i mundurowych. Ja ją zapamiętałem, bo właśnie wtedy dowiedziałem się, którego dnia powstał berliński mur.

20 lat temu w Berlinie, przez miesiąc, uczestniczyłem w budowie socjalizmu, a przynajmniej dokładałem rękę do tego by Niemcom z DDR żyło się lepiej. Przez osiem godzin, w słońcu a czasem i deszczu, kopałem i zasypywałem rowy i dziury w ziemi. Byłem jednym z grona kilku tysięcy osób, które w ten sposób spędzały część wakacji w ramach tzw. MOP-ów (Międzynarodowych Obozów Pracy –sic!).

13 sierpnia 1989 roku to była niedziela. Niemal całą spędziłem z Witkiem, moim kumplem ze szkoły średniej, na którego niemal wpadłem na stacji U-Bahn. Pożegnalne piwo postanowiliśmy wypić w centrum miasta. W ten sposób trafiliśmy do lokalu w NRD-owskim parlamencie. Dziś brzmi to nieprawdopodobnie by do jakiegokolwiek parlamentu wejść z ulicy i w dodatku na piwo. Ale wówczas było to możliwe, a całkiem fajna kawiarnia w Pałacu Republiki była ogólnodostępna.

Już późnym wieczorem, żegnajac się na Unter den Linden zobaczyliśmy, takich jak wówczas my, młodych ludzi zmierzających w kierunku Bramy Brandenburskiej. Szli w małych kilkuosobowych grupkach. Z ciekawości ruszyliśmy za nimi. Tak doszliśmy do barierek, które stały w sporej odległości od Bramy i właściwie wyznaczały granicę Wschodniego Berlina. Dalej przejść nie można było.

To co nas zaskoczyło, to ludzie stojący przy barierkach i leniwie przechadzających się obok. Kiedy zapytaliśmy o co tu chodzi powiedziano nam: dziś jest rocznica postawienia muru.

Ta manifestacja była niezwykła. Inna niż te, które miały miejsce w polskich miastach. Tu manifestowano w ciemności, w sposób niemy, bez jednego okrzyku, bez jednego transparentu. Po prostu: ludzie stali, spacerowali, milczeli.

Z Witkiem byliśmy tam krótko. W pewnym momencie jak spod ziemi pojawiły się wojskowe trabanty, policyjne wartburgi i spora rzesza tajniaków, którzy zaczęli legitymować manifestantów i nakłaniać ich do rozejścia się. Bez okrzyków, bez pałek, bez armatek wodnych. Siła perswazji wystarczyła.

To co działo się przed Bramą Brandenburską 20 lat temu, dziś, przy całym szacunku dla berlińczyków, nazwałbym flash mobem. Dlatego też gdy trzy miesiące później zobaczyłem w telewizji rozpad muru, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Fakty przeczyły doświadczeniu.

A kawałek berlińskiego muru mam w domu do dziś. Dwa lata po jego rozpadzie, niewielki fragment, dostałem w prezencie od Anny, mojej przyjaciółki z Gandawy.


 

 

Nie jesteśmy przecież tacy, jacy w lustrze się widzimy /Jonasz Kofta/ http://s03.flagcounter.com/more/rTN"> Free counters

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura