Grzegorz Olma Grzegorz Olma
486
BLOG

Kolorowe, śmieszne trumny

Grzegorz Olma Grzegorz Olma Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

Widoczna z daleka sporej wielkości butelka piwa nie reklamuje pubu ani baru. To trumna, w której trafić można do grobu. W Akrze, w zakładzie stolarskim, przed którym zdumiony stanąłem, wybór modeli jest spory. Dla prawie każdego coś interesującego.

Standard to owoc kakaowca albo anansasa. Oczywiście powiększony drewniany model owocu, wydrążony od środka tak by zmieścić w nim ciało zmarłego. Dla wymagających mogą być trumny-zwierzęta: lew, hipopotam, słoń, orzeł albo kura. Przez głowę mi przebiega, że może to trochę głupio być niesionym na cmentarz w jaskrawo wymalowanej, mega rozmiarów kurze, ale w nomen omen końcu to względna kwestia gustu. Bo jeśli kura jest obciachowa to co powiedzieć o czarnym, lśniącym bucie, takim do garnituru albo też sportowym „adidasie”? Światowo prezentuje się za to model samolotu. Jeśli zmarły cierpiał na lęk przed lataniem w ostatnia droge może wyruszyć na przykład białym cadilakiem. Bez silnika i z drewna, ale zawsze z szykiem.

Od ponad 50 lat stolarze z Akry i okolic kultuwują nową świecką tradycję związaną z obrzędami pogrzebowymi. Produkują kolorowe, śmieszne trumny, ot choćby w kształcie komórkowej Nokii.

Jak wpadli na taki pomysł? Prosto i przez przypadek. Przez długie lata miejscowi stolarze specjalizowali się w rzeźbieniu i przygotowywaniu niezwykłych krzeseł, na których, niczym w lektykach noszeni byli wioskowi kacykowie. Dłubali więc w drewnie, wymyślali finezyjne kształty by zadowolić klientów, zaspokajając przy tym ich próżność. Podobno jeden z kacyków, dla którego stolarz-rzeźbiarz majstrował krzesło w kształcie orła nie doczekał końca roboty. Zamiast w drewnianym orle wędrować po wiosce trafił w nim na cmentarz. Wkrótce ten sam twórca w podobny sposób odprowadził na miejsce spoczynku swą babkę. Jako, że ta nigdy nie leciała samolotem, a ponoć bardzo chciała, w ostatnią drogę wyprawił ją modelem aeroplanu. Pomysł się spodobał, wieści poszły w niepiśmienny lud i pogrzebowa ekstrawagancja urosła w tradycję. Okolice Akry słyna więc ze stolarzy-rzeźbiarzy przygotowujących trumny. Słyną na tyle, że w British Museum znalazł się jeden z takich trumiennych modeli.

Kolorowe trumny to niezły biznes. Mają swoją narrację, a może piar, który mówi, że trumna to jakby wizytówka zmarlego. Jego zawodu, zainteresowań, statusu społecznego. Jeśli byłeś rybakiem niech rodzina pochowa cię w różej rybie albo trumnie w kształcie łodzi. Jeśli pracowałeś na farmie kakaowaca jak znalazł jest model z owocem tego drzewa. W ostatnią drogę możesz wybrać się w cygarze (znak, że dużo paliłeś) albo korzeniu marchewki (to chyba dla rolników). Możliwości jest zresztą cała masa, a dla sprawnych rzemieślników z Ghany nie ma zapewne rzeczy niemożliwych do zrobiena. Podobnie jak dla pozostającej w smutku rodzinie, która na trumienną ekstrawagancję wydać musi minimum kilkaset dolarów. Kwotę jak na warunki lokalne nie małą, bo często stanowiącą roczny dochód nieboszczyka. A to nie jedyny wydatek. Tutejsze stypy to dopiero imprezy. Trwaja nawet tydzień a uczestniczyć w nich mogą niemal wszyscy, którzy mają czas i ochotę. I wcale nie musieli wcześniej znać zmarłego.

Kolorowe trumny, huczne stypy. Taki zaduszkowy, afrykański klimat.

Nie jesteśmy przecież tacy, jacy w lustrze się widzimy /Jonasz Kofta/ http://s03.flagcounter.com/more/rTN"> Free counters

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości