Krzysztof Habich Krzysztof Habich
720
BLOG

Polska jest najważniejsza?

Krzysztof Habich Krzysztof Habich Gospodarka Obserwuj notkę 3

Ciężar dźwigania flagi polskiej.

Władza miła jest i cudna,
Prawda, polityczna dziatwo?
Tylko, że lwem zostać trudno,
A osłem – niezmiernie łatwo.

   Adam Biernacki

 

Czy Polska to my?
Oczywiście. Obywatele państwa stanowią jego integralna część.  Jednakże w skład państwa wchodzą jeszcze inne jego części. Na przykład władza.  Zachodzi uzasadniona obawa, że gdy słyszymy, że Polska jest najważniejsza, to nie koniecznie chodzi o ciebie i o twoją rodzinę. Może chodzić o kogoś innego i rodzinę kogoś innego. Może również chodzić o to, żeby podkreślić, że najważniejsza jest władza.

Skąd my to znamy ?
W głębokim socjalizmie Polacy manifestowali swoje niezadowolenie. W sklepach był tylko ocet. oprócz niego tylko  puste półki. Ojcowie nie mieli czym karmić swoich rodzin. Niezadowolenie wywoływało falę strajków.  W takiej scenerii rzecznik prasowy rządu  stwierdził, że „władza się zawsze wyżywi”. Władza to też część Polski. Tak więc i wtedy aktualne było hasło „najważniejsza jest Polska”. Dobro państwa nie jest naszym celem. Jest tylko środkiem do niego. Państwo jest tylko narzędziem do podwyższanie standardu życia obywateli.  Polska nie jest najważniejsza. Najważniejszy dla każdego z nas jest  szeroko rozumiany nasz byt i byt naszej rodziny. Czy podczas naprawy uszkodzonego samochodu powiemy, że najważniejszy jest śrubokręt?

Czy możecie sobie wyobrazić tłum składający się z właścicieli uszkodzonych samochodów i reperujących ich mechaników, głośno skandujących: najważniejszy jest śrubokręt?
Najważniejszym naszym celem jest nasz dobry byt. Dobry byt obywateli państwa.
Jak go się realizuje ?

Przede wszystkim przez pracę i jeszcze raz pracę. To właśnie praca prawidłowo umocowana w procesie wytwórczości dóbr jest podstawowym składnikiem dobrego bytu. To w wyniku pracy rodzą się owoce pracy, które wymieniane z  producentami innych owoców pozwalają zaspakajać nasze potrzeby ujawniające się na wszystkich obszarach naszego życia. Praca rodzi bogactwo.
Oczywiście nie można utożsamiać bogactwa z dobrym bytem. Bogactwo jest tylko pomocniczym składnikiem  dobrego bytu. Liczy się jeszcze szeregi innych aspektów życia człowieka.  Istotną kwestią jest stopień wolności. Czy można sobie wyobrazić, że dobry byt ma Michaił Borysowicz Chodorkowski. Cóż z tego, że jego majątek jest obłędnie wielki?  Jaką ma korzyść ze swojego majątku spędzając czas przymusowo we współczesnym gułagu?
A zdrowie? Czy o dobrym bycie może mówić człowiek trapiony przez choroby? Czy permanentne bóle zębów, „łamanie kości” przez reumatyzm, czy wiecznie otwierające się rany można pogodzić z „dobrym bytem”?
A samotność? Czy kraj w którym stosunki miedzy ludzkie są bardzo nieprzyjazne pozwala na „dobry byt”? A klimat? Zauważamy, że wielokrotnie bardziej uśmiechnięci  są  niedokarmieni mieszkańcy Afryki niż nasi krajanie! Takich czynników „dobrego bytu” można by wskazać wiele. Jednakże bogactwo, aczkolwiek nie jest jedynym, ale bezspornie jest najważniejszym czynnikiem wpływającym na jakość bytu człowieka. Szereg innych składników dobrego bytu osiąga się w pełni bądź w jakieś części za pieniądze. Bogactwo otwiera do nich drzwi. Utożsamiamy sobie dobry byt z  życiem w ciepłym kraju. Pieniądze nas tam przeniosą.
Utożsamiamy sobie dobry byt ze zdrowiem. Pieniądze pomogą nam jak najdłużej utrzymać zdrowie, a w przypadku jego utraty dają możliwość  pomniejszenia skutków. Przykłady takie można mnożyć.
Z zasady pieniądz, jeżeli jest właściwie użyty, to staje się lekarstwem prawie na wszelkie bolączki.  

Społeczeństwo dzieli się na wytwórców owoców pracy oraz na konsumentów tych owoców. Oczywiście ci pierwsi też konsumują. Jednakże u nich przewyższa wytwórczość nad konsumpcją. Tak więc są dostawcami netto owoców pracy. Inni zaś, nawet jeżeli te owoce wytwarzają, to robią to w niewielkiej ilości. Na pewno w ilości mniejszej niż ich konsumpcja.  Szereg osób ma wrażenie, że wykonuje niezwykle ciężka pracę.  Uważają oni, że należy im się sowite za to wynagrodzenie. Wyobraźmy sobie przedsiębiorstwo wędkarskie. Zatrudnieni wędkarze codziennie rano chodzą nad Wisłę i łowią na wędki ryby. Od świtu do zmroku, w dni powszednie i święta, bez względu na pogodę, siedzą nad rzeką i łowią. Oczywiście wyniki tych połowów znamy. W Wiśle jest niewiele ryb. Jeszcze mniej daje się im złapać. Ale oni łowią. Co miesiąc dostają wynagrodzenie. W ich mniemaniu jej ono zbyt niskie w porównaniu do ich wkładu i uciążliwości pracy. Mało kto w tak złych warunkach pracuje.  A wynagrodzenie zbliżone jest do płacy minimalnej. W ich odczuciu doznają krzywdy. Subiektywnie mają rację!
Jednakże gdy porównamy wartość złowionych przez nich ryb do osiąganej płacy, to zauważymy, że ich wynagrodzenie znacząco przekracza wartość efektów pracy. Zamieniając, z sąsiadem z przeciwka, złowione przez siebie ryby na chleby – dostaliby nie więcej niż bochenek chleba dziennie. Za uzyskane wynagrodzenie mogą kupić wiele bochenków chleba. Cudowne rozmnożenie owoców pracy?

W Ewangelii funkcjonuje tzw. „Pierwszy znak chleba” (Ewangelia wg Św.Mateusza 14,13-21)
„Gdy Jezus to usłyszał, odpłynął stamtąd łodzią na miejsce pustynne. Tłumy dowiedziały się o tym i poszły za Nim. Kiedy wysiadł z łodzi, zobaczył wielką rzeszę ludzi. Ulitował się nad nimi i uzdrowił chorych. Wieczorem podeszli do Niego uczniowie i rzekli: „Miejsce to jest odludne i jest już późno. Odeślij ludzi do wsi, aby kupili sobie żywności” Lecz Jezus odpowiedział: „Nie muszą odchodzić. Wy dajcie im jeść!”. A oni na to: „Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby”. Wtedy On im polecił: „Przynieście Mi je tutaj!”. I rozkazał ludziom usiąść na trawie. Wziął pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówił modlitwę uwielbienia. Potem łamał chleby i dawał uczniom, a oni ludziom. Wszyscy jedli do syta, a zebranymi resztkami napełniono dwanaście koszy. Tych zaś, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci.”

Rozmnożenie chleba to jeden z najbardziej znanych cudów opisanych w Ewangelii. Czy zgromadzeni  wtedy wokół Jezusa ludzie zdawali sobie sprawę w jakim wydarzeniu uczestniczą? Czy po prostu jedli to, co im dano, nie zastanawiając się – skąd pochodzi chleb, który jedzą? Można odnieść wrażenie, ze my dzisiaj  również nie zastanawiamy się skąd pochodzi chleb. Jeżeli nasz wędkarz  przemyślałby tą kwestie, to doszedłby do wniosku, że tak naprawdę, to zjada cudowny chleb.

Dalsze przemyślenia mogłyby  doprowadzić go do wniosku, że ci których chleb zjada wcale nie chcieli mu go dać. Dali wbrew swojej woli, bo tak nakazało im prawo. Czy dla człowieka, któremu odbiera się chleb stanowi istotną różnicę czy chleb odbiera mu się w majestacie prawa czy też bezprawnie?  Tak naprawdę liczy się wynik. Zarówno w jednym jak i w drugim przypadku chleb został mu zabrany.  Zarówno w jednym jak i drugim przypadku doszło do zabrania mu chleba wbrew jego woli. Jego dzieci  nie dostały drugiego śniadania. Chleb został  w części oddany osobie jemu całkowicie obcej, zaś w części zjedzony przez  ludzi odbierających mu  go. Jego chleb jest owocem zalegalizowanej kradzieży! Kwestia czy kradzież jest zalegalizowana czy też nie, nie robi różnicy dla naszych żołądków.

Ten przepływ owoców pracy z pierwszej grupy  do drugiej jest redystrybucją owoców. Nasz byt będzie coraz lepszy, jeżeli coraz większa część drugiej grupy przejdzie do pierwszej. Dopóki druga grupa jest liczniejsza od pierwszej dopóty demokracja stanowi hamulec na naszej drodze do dobrego bytu. Konsumenci  owoców pracy nie dopuszczą do zaprzestania zabierania  owoców pracy ich wytwórcom. Potrzeby grupy konsumenckiej muszą być zaspokojone. To staje się celem działania parlamentu  wybranego przez większość czyli przez konsumentów owoców pracy. Jeżeli wytwórcy nie wyrabiają z dostarczaniem koniecznej puli owoców  pracy konsumentom, to ci są zmuszeni  je nabywać za środki finansowe pochodzące z pożyczek.
Rośnie dług państwa czyli nasz dług.  Kute są kajdany dla przyszłych pokoleń wytwórców owoców pracy. Przyszłe pokolenia będą napiętnowane długiem. Ze stoickim spokojem okradamy nasze dzieci i naszych wnuków, a na głos mówimy: najważniejszym naszym celem jest przyszłość młodych pokoleń.
Czynimy ich biednymi  już przed urodzeniem, a po urodzeniu otaczamy troską. Myślimy jak je wychowywać, jak je kształcić. W celu zwiększenia ilości młodych obywateli dajemy pozorne przywileje finansowe ich rodzicom. W rzeczywistości jest to farma niewolników przeznaczonych do pracy w celu spłacania długów zaciągniętych przez państwo. Niewolnicy tylko w innej postaci. Niewolnicy XXI wieku!  
Mówimy: najważniejsza jest Polska, a jeżeli komukolwiek uda się kosztem Polski zdobyć  pieniądze to już o Polsce nie myśli. A czy w ogóle można myśleć o państwie?  Czy ktoś z nas oddał dobrowolnie swoje pieniądze na państwo. Czy któryś z urzędników państwowych przyszedł do swojego szefa z wnioskiem o obniżenie mu płacy mówiąc Polska jest w potrzebie! Ona jest najważniejsza! Ja przeżyję z trochę mniejszą pensją. Polsce pieniądze moje się przydadzą. Kogo znacie, kto zrezygnował z emerytury, widząc problemy polskiego budżetu ( poza Korwinem i autorem tego wpisu ).
Polska ma trudną sytuację finansową, a jej wybitni przedstawiciele będący parlamentarzystami występują o podwyżki wynagrodzeń. Dają wyraźnie odczuć, że dla nich Polska nie jest najważniejsza.
Traktują ją jako koryto z którego można się nakarmić. Nam, biednym, zapracowanym mróweczkom wciskają w głowy, że Polska jest najważniejsza. Przyjdzie moment, że nikt nie będzie chciał pożyczać pieniędzy Polsce. Wtedy dla konsumentów cudzych owoców pracy może ich zabraknąć. To się nazywa bankructwo państwa! Któregoś dnia mój Brat zadał mi pytanie: czy dobrze bym się czuł widząc umierającego z głodu człowieka pod jakimś parkanem. Każdego dnia w ten sposób umiera  tysiące ludzi w Afryce, Azji, Ameryce Południowej.

Nie reagujemy.
 

To nie człowiek nas interesuje tylko człowiek, który jest Polakiem.
Spojrzałem na kran. Co jakiś czas kapała kropla wody.  Zapytałem znajomego projektanta; czy nie można zrobić takiego kranu, który nawet jednej kropli nie przepuści? Odpowiedział – można. Tylko koszt będzie wielokrotnie wyższy niż koszt tych kapiących latami kropli wody. Tego jednego Polaka można uchronić od śmierci głodowej ale koszt tego będzie taki, że zuboży wiele polskich rodzin.  Stworzony system zabezpieczający przed nędzą jest systemem wprowadzania do biedy. Oczywiście każdy ma swoje sumienie. Większość z nas udzieliłaby wsparcia osobie umierającej z głodu.  Jednakże gdy takiej pomocy udziela państwo, to staje się ono drogowskazem na życie. Wskazuje drogę przez życia  w oparciu o zasiłki państwowe i samorządowe. Daje gwarancje bezpieczeństwa. Jednakże żeby państwo dało, to wcześniej musi nam zabrać. Zabieranie to też praca. Każda praca kosztuje.  Zabieranie też kosztuje i to kosztuje niemało. Wykonujący pracę szlachetną jest gotów obyć się bez zapłaty bądź pogodzić się z niskim wynagrodzeniem. Jego zapłatą jest satysfakcja. Wykonujący pracę polegającą na zabieraniu pieniędzy społeczeństwu  musi być sowicie wynagradzany. Kosztuje nie tylko praca – kosztuje również robienie świństw ludziom. Kosztuje to, że taki urzędnik np. fiskusa patrząc podczas porannej toalety na odbicie swojej twarzy w lustrze, widzi przed oczyma swoją twarz na tle wspomnień. Wspomnień o petentach, których poprzedniego dnia pozbawił środków do życia. Wspomnień o dzieciach, których rodziców poprzedniego dnia zubożył.
Jeżeli kiedykolwiek słyszymy hasła, ze Polska jest najważniejsze, to nie myślmy o kawałku dwukolorowej tkaniny symbolizującej nasz kraj. Myślmy o ludziach, którzy ciężar tej flagi dźwigają (to chyba słowa Martina Lechowicza).
 

Nie uszczęśliwiajmy ich na siłę. Nie budujmy solidarnego państwa. Zbudujmy państwo rodzinnej solidarności. Do tego potrzeba jednego.

Ręce państwa precz od naszej wolności, w tym również  od naszych pieniędzy.

 

Prowadzę blog www.krzysztofhabich.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka