Moja Małżonka ma w Mysiadle koło Warszawy w naszym domu małą (ale coraz większą) wypożyczalnię strojów karnawałowych, jasełkowych, halloweenowych i teatralnych dla dzieci (Galeria Smoczydło). W czerwcu nasza Gmina zorganizowała nad lokalnym jeziorkiem piknik piracki. Cała Rodzina się przebrała za karaibowych bohaterów i bawiliśmy się świetnie. Dodatkowo, Małżonka uszyła kukłę-szkieleta o wielkości ok. 170 cm, z trupią czaszką, piszczelami, i przebraną w strój pirata z papugą na ramieniu. Mieszkańcy Mysiadła chętnie się z nim fotografowali, a po pikniku kościotrup został posadzony na naszym ganku i „straszył” przechodniów. Bardzo się przydał na Halloween, a ostatnio Żona przebrała go za świętego Mikołaja z racji świąt.
Parę dni temu do wypożyczalni z okazji jasełek przyszła Mama z rezolutnym chłopaczkiem, który z ciekawości zajrzał naszemu Mikołajowi za połę czerwonego płaszcza. Zobaczył szkielet i zawołał zachwycony:
Anegdotka, jak anegdotka, natomiast ma pewien wymiar metaforyczny.
Pierwszy, bardziej powierzchowny, to taki, że strój świętego Mikołaja, jego sanie, miejsce zamieszkania w Finlandii, renifer Rudolf z czerwonym nosem, wszystko to zostało zaadoptowane z różnych legend i zwyczajów przez firmę Coca Cola osiemdziesiąt lat temu jako kampania reklamowa. Produkt tej firmy zaś jest wyjątkowo szkodliwy, i właściwie powinien mieć na etykietce trupią czaszkę i piszczele. Idąc tropem tego rozumowania, święty Mikołaj i szkieletor dobrze do siebie pasują.
Z metaforą można pójść nieco głębiej. Coca Cola to symbol rozpasanego amerykańskiego konsumpcjonizmu, a święty Mikołaj, pojawiający się w supermarketach już w październiku, chyba każdemu kojarzy się wyłącznie z robieniem zakupów. Jednak jak zajrzy się mu pod czerwony płaszcz, to zobaczymy jedynie martwotę uczuciową i intelektualną.
Dlatego, ja, Hazelhard, chciałbym wszystkim Czytelnikom (i Nieczytelnikom też!) życzyć, aby Wasz święty Mikołaj miał jak najwspanialszy worek prezentów, ale żebyście też nie stracili z oczu tego, co w tych Świętach jest najważniejsze.
Najważniejsza zaś jest urocza symbolika Narodzenia. Symbolika ta wywodzi się oczywiście z prostego faktu, że nareszcie dni się odrodzą i będą stawać się coraz dłuższe. W starożytnym Babilonie i wielu okolicznych krajach świętowano 25 grudnia urodziny boga Mitry, w Rzymie Saturna, w Egipcie też któregoś z tamtejszych bogów. Nawet na terenach Skandynawii i Niemczech przedchrześcijańskich koniec grudnia był czasem świąt. Kilkaset lat po śmierci Jezusa cesarz rzymski Justynian zdecydował, że i narodziny nowego Boga powinny odbywać się w tym okresie. Dlatego na Święta spójrzmy nie tylko przez pryzmat religijny, ale weźmy też pod uwagę geniusz bliskowschodnich kapłanów-astronomów, którzy tak czas potrafili mierzyć, że umiejscowili początek kalendarzowej zimy z dokładnością paru dni.
Symbolika narodzin niech Wszystkim towarzyszy przez cały przyszły rok ( następne też!). Niech się rodzą dzieci, wnuki, zapewniając nieśmiertelność naszym genom, ale nie zapominajmy o memach: ródźmy wspaniałe nowe pomysły, idee, wynalazki, książki, artykuły, filmy, aby Wam, Waszym Rodzinom, a także ludziom w Polsce, Europie, na świecie, żyło się dostatniej, szczęśliwiej, zdrowiej, przyjemniej.
PS. A przy okazji wracam do mojego pomysłu zastąpienia krzyży w miejscach publicznych poprzez Szopki Noworoczne. Tych nikt nie będzie chciał zdejmować!!! Zwłaszcza z hasłem: „Ródźmy, a nikogo nie krzyżujmy!”
PS1. Zdjęcie Mikołaja-szkieletora jest na Studio Opinii...