Na Placu Defilad, w samym środku Warszawy ma stanąć Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Pytam brutalnie: "Po kiego grzyba?".
W Zamku Ujazdowskim, czyli Centrum Sztuki Wspólczesnej, miejscu wręcz rewelacyjnym, straszą od lat puste ściany, i coś się daje tam oglądać raz na dwa lata. Ale może sztuka współczesna i nowoczesna to nie to samo?
Podobnie jest z Zachętą. Jeżeli Dyrekcja takowej uważa, że puszczanie na ekran czarno-białego filmu, jak brzuchaty artysta robi nieudolnie przysiady, jest sztuką przez duże "S", to ja już wolę obejrzeć mecz w telewizji. I podobnie uważa 99,9999% warszawiaków, bo tego nikt nie ogląda.
Natomiast na wystawie w Muzeum Narodowym o sztuce francuskiej XVIII wieku w zbiorach polskich, tłumy!!! Ale, niestety, te polskie zbiory to cienizny, bo nie oszukujmy się, nie jesteśmy za bogaci.
To, co postuluję naszemu Ministrowi Zdrojewskiemu jest następujące:
1) sprywatyzować Zachętę i CSW,
2) za zarobione pieniądze wynająć polskich chałturników-malarzy i niech skopiują 1000 największych arcydzieł światowych nie objętych copy-rightami. Jak się postarają, to będą nie do odróżnienia od oryginałów. I takie Muzeum otwórzmy na Placu Defilad: Muzeum Sztuki Skopiowanej.
PS> Tak naprawdę to nie jestem pewny, czy za skopiowanie Mony Lisy nie trzeba płacić Luvrowi. Ale w sklepach takie kopie sprzedają, więc pewnie to drogo nie kosztuje...