Helena T. Helena T.
4969
BLOG

Warszawa lokalna, czyli rozejm z Hanką Gronkiewicz-Waltz

Helena T. Helena T. Polityka Obserwuj notkę 284

Kiedy Bogna Janke ogłaszała wprowadzenie nowego działu tematycznego w S24 pod nazwą „Polska lokalna” zrazu uznałam, że mnie ten temat nie dotyczy. Kiedy się mieszka w Warszawie, poniekąd nieuniknione są pewne, jeśli można się tak wyrazić, centralistyczne tendencje w myśleniu. Jednakże zachodzące w ostatnim czasie - w Warszawie właśnie – zmiany spowodowały, że czuję się zobowiązana moralnie zabrać głos właśnie w tym dziale tematycznym.

Warszawa komunistyczna była zespołem wielkich szarych osiedli przyczepionym do centrum zorganizowanego wokół Pałacu Kultury. Wokół centrum i w samym centrum mieściły się wszystkie najciekawsze kina, teatry, filharmonia, ale też domy towarowe centrum próbujące (bez większego powodzenia) robić za centrum handlowe, najlepsze szkoły średnie, szkoły języków obcych, jakiś nieco większy basen, jedyny sklep z jedwabiami z Milanówka oraz przyzwoite antykwariaty.

Po upadku komuny zmieniało się nie tylko centrum, ponieważ wyrosło w nim trochę szklanych domów, wszystkie z logo jakiegoś banku na szczycie, ale zaczęła się tez zmieniać Warszawa lokalna. Zaczęły się tam pojawiać nie tylko sklepy i oddziały banków, ale także – bary, restauracje i kawiarnie. Od budek z hot-dogami, do których przyrastały powoli coraz bardziej zadaszone miejsca na kilka stolików, do klimatycznych knajp z wyszynkiem i pomysłem. Niektóre stały się z czasem, owszem, mordowniami, jednak te zwykle wcześniej czy później padały, bo klientela mordowni nie jest już w stanie zapewnić wystarczających obrotów do utrzymania lokalu. Obecnie w różnych zakątkach Warszawy funkcjonują lokalne knajpki, w których zbiera się głównie lokalna społeczność, gdzie ludzie przychodzą oglądać mecze, gdzie goście znają się przynajmniej z widzenia, a legendy o tym, jak pan Piotrek miał zawał w lokalu i przyjechało pogotowie, a pan Mietek to ma wysoką emeryturę dlatego że był agentem, krążą wśród gości latami…

Kolejni warszawscy włodarze z poszczególnych partii pozostawiali po sobie kolejne zmiany, budując ważne muzea, zagospodarowując niewykorzystane tereny, remontując to i owo oraz wprowadzając strefę płatnego parkowania i coraz droższe bilety komunikacji miejskiej. Nie bedę ukrywać, że podczas ubiegłorocznego referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz lokal wyborczy omijałam szerokim łukiem. Nie żebym uważała miłościwie nam w Warszawie panującą panią prezydent za moją, czy najmojszą, po prostu nie jest ona ani specjalnie gorsza ani lepsza od poprzedników, a poza tym nie przepadam za mieszaniem spraw samorządowych z rozgrywkami partyjnymi.                                                                                                                                                                                                                              Poza tym, w sumie chyba lubię Hankę. Pamiętam, jak imponowała mi na stanowisku Prezesa NBP: kobieta, profesor, prezes, a przy tym taka rasowa, ech...  Z merytoryczną karierą było jej zresztą zdecydowanie bardziej do twarzy. Również dosłownie, to znaczy – lepiej wtedy wyglądała. Postawna, dorodna i dumna. Typ Joan z serialu „Mad Men”.
 
Nie uroda Hanki jednak skłoniła mnie do poświęcenia dzisiejszej notki sprawom warszawskim. Nie metro również, nie nowe chodniki, nie południowa obwodnica, a nawet nie wyremontowane Krakowskie Przedmieście.

Wczoraj w radiu usłyszałam, że przeciętny Polak waży po zimie 2 kg więcej niż przed (po raz kolejny zatem z całą bezwzględnoscią dotarło do mnie, że jednak jestem przeciętna...). Dzięki Hance problem ten został już w moim przypadku prawie zupełnie rozwiązany. Niedaleko mojego domu powstała niedawno siłownia plenerowa. Niby nic takiego, sześć sprzętów, w tym wyciskacz, wahadło i wioślarz. W porównaniu z prawdziwą normalną siłownią to jedynie namiastka. Tyle że ta namiastka jest tuż obok, zawsze dostępna i na świeżym powietrzu. Widziałam tam ćwiczących i chłopaków z podstawówki, których nie stać jeszcze na prawdziwą siłownię, i emerytki które podczas spacerku w pieskiem postanowiły pokręcić się chwilę na twisterze. Karki w sobotę potrafią się wręcz w kolejce do wyciskacza ustawiać. Siłownia przyciąga mieszkańców, przychodzą, trochę poćwiczą, trochę pożartują. Ja zaś podczas wieczornego biegania również tam obecnie zaglądam, żeby się trochę poruszać.

Efekt jest. Jeszcze pół kilo w dół, i w najbliższych wyborach Hanka mój głos kupiła. Najlepsze rozwiązania często wcale nie muszą być drogie. W sumie mój głos tanio ją wyniósł…


 

 

 
Helena T.
O mnie Helena T.

` ` .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka