hildegarda hildegarda
257
BLOG

Tak. Jednak jestem feministką.

hildegarda hildegarda Rozmaitości Obserwuj notkę 82

 

Moja koleżanka z pokoju w pracy jest z wykształcenia historyczką. Słucham a słucham, korzystam a korzystam, bo ma ci ona gadane i gada przednio. Ostatnio o generale Wieniawie. 
Przyjaciel Skamandrytów, Słonimski napisał o nim: „Dzwoniąc szablą od progu idzie piękny Bolek/Ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek…"
Uroda Eugeniusza Bodo, mnie się nie podoba, ale może gdybym żyła 80 lat temu...
Swoją drogą, piękne to jednak były czasy, gdy się władza bratała z literatami, umiała pisać i mówić i jeszcze nie brakowało jej fantazji (choćby i żeby wjechać do Ziemiańskiej konno, papugując po pewnym napoleońskim oficyjerze; przypomina mi to rodzinną anegdotę o moim prawuju, który przeleciał ponoć w dwudziestoleciu jakimś małym wojskowym samolocikiem pomiędzy wieżami kościoła Zbawiciela).
Przeryłam internet pod kątem Wieniawy (a wszystko to w godzinach pracy..) i wyłuskałam wiersz jego autorstwa (wkleję go na końcu). Ten z kolei wiersz natchnął mnie smutną myślą o tym, że takim bohaterskim ułanom to wszystko było zawsze wolno: kochać się i pić, wojowiać i lekceważyć żony oraz kochanki. W końcu – bohaterowie. Sformułowanie „ułańska fantazja” napawa mnie zgryźliwością, gdyż w mojej rodzinie też byli ułani. Mąż mojej ciotecznej babci – ułan jak się patrzy, strzelał w obcasy swojej żonie, jak sobie popił. Całe życie miał wokół siebie wianuszek zachwyconych pań, którym jego biedna żona donosiła ciasteczka do kawy. On – brylował.
Właśnie z tą moją przodkinią związana jest jedna z najbardziej (dla mnie) przejmujących rodzinnych historii.
Kochała ona tego swojego męża jak głupia, był już oficerem Wojska Polskiego, kiedy się poznali (musiało to być około 1918 roku). Zapytała swoją matkę, czy za niego wyjść. -No cóż, jak spadać, to z wysokiego konia – usłyszała w odpowiedzi.
„Koń” był wysoki, piękny, bohaterski. Miał kolekcję białej broni (wszystko działo się w Brześciu), którą, uciekając na początku wojny, zakopał w ogródku. Jest tam zakopana do dziś.
Otóż po latach, ułan mówił w żartach, że skusił się na Leokadię (siostrę babci), gdyż miała ona dostać w wianie cztery piękne charty do polowania. Ułańska fantazja...
(Wieniawa zaś pisze, że „w sercu ułana na pierwszm miejscu panna, przed nią tylko koń”; okazuje się, że czasem i pies.)
Podobno romantyczna i dramatyczna historia zaczęła się tak, że - będąc już mężem i ojcem - nasz rodzinny ułan spotkał kolegę sprzed lat. Ten kolega pokazał mu zdjęcie swojej narzeczonej. Wujaszek spojrzał na zdjęcie i miał ponoć pomyśleć: „Z tą damą ja się w życiu nie minę...”
No i nie minął się. Spotkali się ze dwa lata później (ona już mężatka). Wybuchł romans. Owocem tego romansu była dziewczynka. Rodzinna wieść niesie, że gdyby nie wojna, wujaszek opuściłby siostrę mojej babci i związał się z Tą Kobietą. No ale wojna wybuchła. Po kampanii wrześniowej ułan dostał się do niewoli i w obozie w Murnau przesiedział do 45. roku. W tym czasie jego żona jakoś przetrwała schowana na prowincji z dziećmi, a kochanka, z córeczką, walczyła w ruchu oporu. Była kurierką Ireny Sendlerowej (w swoich wspomnieniach Sendlerowa o niej parokrotnie wspomina). Owa bohaterska kobieta zginęła w Powstaniu Warszawskim, a jej córka – moja ciotka – została pod opieką dawnej służącej (okazało się, że rajfurki i gorsze jeszcze rzeczy). Dochodzę do najpiękniejszego kawałka tej opowieści. Gdy pod koniec wojny siostra mojej babci wróciła do Warszawy, dowiedziała się, że jej mąż miał dziecko, a to dziecko zostało oddane obcym ludziom. Odnalazła je i wzięła jak własne na wychowanie. Dość powiedzieć, że ta dziewczynka (dziś starsza pani – ciotka jest po 70.) kochała swoją przyszywaną matkę całym sercem. Do końca jej życia, najczulej.  
Jeśli się spojrzy na nasze losy, losy kraju, kontynentu, świata – widzi się zastępy takich ułanów. Bohaterskich żołnierzy. Wodzów i szeregowych. Dla mnie wspanialsza jest historia siostry mojej babki, która potrafiła pokochać opuszczone dziecko swojej rywalki. Każdy, kto to czytasz, zastanów się, czy nie jest równie trudne wyrwać z szablą na wroga, jak pokochać dowód zdrady kogoś, kogo się kocha. A oto wiersz Wieniawy. Ma melodię wierszy Bruna Jasińskiego. Mój mąż, kiedy mu odczytałam ten poem, powiedział: ciekawe, dlaczego Kaczmarski nie ułożył o Wieniawie piosenki... Aha! Brat tego wujaszka-ułana, był adiutantem Sikorskiego. Ale to już nie jest takie ciekawe...
 
 
Przeżyłem moją wiosnę szumnie i bogato
Dla własnej przyjemności, a durniom na złość,
W skwarze pocałunków ubiegło mi lato
I szczerze powiedziawszy - mam wszystkiego dość...

Ustrojona w purpurę, bogata od złota
Nie uwiedzie mnie jesień czarem zwiędłych kras,
Jak pod szminką i pudrem starsza już kokota,

Na którą młodym chłopcem nabrałem się raz.

A przeto jestem gotów, kiedy chłodną nocą
Zapuka do mych okien zwiędły klonu liść,
Nie zapytam o nic, dlaczego i po co,
Lecz zrozumiem, że mówi: "no, czas bracie iść".

Nie żałuję niczego, odejdę spokojnie,
Bom z drogi mych przeznaczeń nie schodząc na cal
Żył z wojną jak z kochanką, z kochankami - w wojnie
A przeto i miłości nie będzie mi żal...

Bo miłość jest jak karczma w niedostępnym borze,
Do której dawno nie zachodził nikt,
Gdzie wędrowiec wygodne znajdzie czasem łoże,
Ale - własny ze sobą musi przynieść wikt.

A śmierci się nie boję - bo mi śmierć nie dziwna
Nie siałem na nią Bogu nigdy nudnych skarg
Więc kiedy z śmieszną kosą stanie przy mnie sztywna
W dwu słowach zakończymy nasz ostatni targ.

W takt skocznej kul muzyki, jak w tańcu pod rękę
Włóczyłem się ze śmiercią całkiem, za pan brat"
Zdrową głowę wsadzałem jej czasem w paszczękę,
Jak pogromca tygrysom, którym wolę skradł.

A potem mnie wysoko złożą na lawecie
Za trumną stanie biedny sierota mój koń
I wy mnie szwoleżerzy do grobu zniesiecie
A piechota w paradzie sprezentuje broń.

Do karnego raportu przed niebieskie sądy
Duch mój galopem z lewej, duchem będzie rwał,
Jak w steeplu przez eteru przeźroczyste prądy
Biorąc w tempie przeszkody z planetarnych ciał.

Ja wiem, że mi tam w niebie z karku łba nie zedrą,
Trochę się na mój widok skrzywi Święty Duch,
Lecz się tam za mną wstawią Olbromski i Cedro,
Bom był jak prawy ułan: lampart, ale zuch.

Może mnie wreszcie wsadzą w czyścu na odwachu
By aresztem... o wodzie spłacić grzechów kwit,
Ale myślę, że wszystko skończy się na strachu
A stchórzyć raz - przed Bogiem - to przecie nie wstyd.

Lecz gdyby mi kazały wyroki ponure
Na ziemi się meldować, by drugi raz żyć
Chciałbym starą wraz z mundurem wdziać na siebie skórę,
Po dawnemu... wojować... kochać się... i pić.
 
hildegarda
O mnie hildegarda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości