hipokrytes hipokrytes
515
BLOG

Emerytury dla opornych

hipokrytes hipokrytes Polityka Obserwuj notkę 13

 

W toczącej się debacie na temat zmian w systemie emerytalnym i systemów emerytalnych w ogóle brakuje mi jak zwykle zdrowego rozsądku, który pozwoliłby spojrzeć na ten problem bez zbędnych komplikacji i zaklęć zwolenników tej czy innej opcji politycznej.
 
Prosta kalkulacja ekonomiczna
 
Abstrahując od absurdów obowiązującego systemu ubezpieczeń społecznych (do czego wrócę za chwilę) rozważmy następujący przykład. Gdyby pracownik, zarabiający 2,500 zł brutto miesięcznie, przez cały 40-letni okres aktywności zawodowej, lokował co miesiąc 488 złotych na koncie w banku, z rentownością realną 3% rocznie (po odliczeniu inflacji) i z miesięczną kapitalizacją odsetek, to po upływie 40 lat pracy dysponowałby sumą 450,000 zł. Potem, wypłacając z własnego konta co miesiąc 1,800 złotych, a pozostałą sumę lokując na tych samych zasadach, wystarczyłoby mu środków finansowych na 33 lata życia! Te 1,800 zł, to dokładnie tyle samo ile otrzymywał na rękę przez 40 lat pracy, ponieważ 2,500 zł brutto = 1,800 zł netto. Proste?
 
A jak to działa w obowiązującym systemie emerytalnym? Pracownik, który zarabia 2,500 zł brutto odprowadza co miesiąc do ZUS kwotę 488 złotych (połowa pomniejsza kwotę brutto, a drugą połowę odprowadza pracodawca). ZUS tych pieniędzy nigdzie nie lokuje ani, ich nie pomnaża (z wyjątkiem niewielkiej części, która przekazywana jest do OFE). Państwo wykorzystuje je na finansowanie bieżących wydatków, w większości marnując je w chorym systemie redystrybucji. Dzieje się tak dlatego, że składka na ZUS nie jest żadną składką ubezpieczeniową, tylko zwykłym, ordynarnym podatkiem.
 
Reforma systemu
 
Reforma systemu emerytalnego z 1999 roku, zakładała zbliżenie istniejącego systemu opartego na podatku zusowskim i emeryturach wypłacanych de facto ze środków budżetowych, do systemu kapitałowego działającego w sposób podobny do lokaty bankowej z mojego przykładu. Niestety reforma OFE została schrzaniona. Przeregulowano system, istotnie ograniczając możliwości inwestycyjne funduszy, ustalono nieefektywny i horrendalnie kosztowny mechanizm opłat za zarządzanie, które uzależnione są od wielkości powierzonego kapitału oraz od ustawowo ustalonej marży, a nie od wyników ekonomicznych. W czasach bessy maleje kapitał, będący zabezpieczeniem uczestników OFE na starość, natomiast zyski firm zarządzających są zawsze. W dodatku, tylko trzecia część składki ubezpieczeniowej (37,40%) trafiała do OFE, a po ubiegłorocznej zmianie w ustawie zmniejszono ją do symbolicznej wielkości (11,78%), pozbawiając ten system jakiegokolwiek sensu istnienia.
 
Dzisiejsze propozycje dotyczące wydłużenia wieku emerytalnego to nie jest żadna reforma, co próbuje nam wmówić propaganda rządowa. To wariant ratunkowy, konieczny właśnie dlatego, że nikt żadnych reform nie zamierza przeprowadzać. Nie mam również złudzeń, że zrealizowałaby je któraś z partii opozycyjnych. W efekcie tych zmian, zwiększy się suma składek wpłacanych do budżetu przez pracujących i zmniejszy się czas korzystania ze świadczeń emerytalnych przez emerytów. Natomiast cały ten beznadziejny system, przy pomocy którego robi się z emerytów żebraków wmawiając, że czyni się im wielką łaskę wypłacając emeryturę, pozostanie bez zmian.
 
Propozycje rozwiązań
 
Żaden system nie jest w stanie utrzymać setek tysięcy rozmaitych uprzywilejowanych emerytów i największej na świecie armii rencistów. Żaden system nie wytrzyma rozdętych wydatków socjalnych, gigantycznej biurokracji, wysokich kosztów pracy etc, co można sobie dokładnie prześledzić na przykładzie Grecji. Potrzebne są odważne, kompleksowe zmiany, na które się nie zanosi. Można więc śmiało powiedzieć, że realnie nic nie da się zrobić, poza wydłużaniem agonii zusowskiego systemu ubezpieczeń, co właśnie planuje zrobić Donald Tusk. Ale rozważmy chociaż teoretyczne możliwości.
 
Przykład z początku tej notki pokazał, że każdy byłby w stanie zarobić na swoją emeryturę i to nie niższą od pensji otrzymywanej w okresie aktywności zawodowej. Co więcej, przy założeniu, że średni okres korzystania z emerytury wynosi raczej 20 niż 33 lata, można stwierdzić, że składka emerytalna mogłaby być niższa przynajmniej o ¼, co ograniczyłoby koszty pracy. Jednocześnie należy przyjąć, że wyspecjalizowana instytucja finansowa byłaby w stanie osiągnąć wyższą realną rentowność niż 3% rocznie, co dodatkowo poprawiałoby parametry tej symulacji. Przede wszystkim, należy więc wprowadzić swobodę wyboru formy oszczędzania na emeryturę. Każdy powinien sam określić instytucję, do której odprowadza składkę w wysokości nie niższej od wielkości minimalnej. Towarzystwa Emerytalne musiałyby stworzyć system wzajemnych ubezpieczeń, który gwarantowałby wypłatę świadczeń, na wypadek bankructwa, któregoś z nich.
 
Głównym problemem jest brak opcji zerowej. Przez około 40 lat musi więc obowiązywać jakiś system przejściowy. Jednym słowem, ci którzy teraz zaczynają pracę powinni oszczędzać już na własną rękę, a świadczenia emerytalne dzisiejszych emerytów i tych, którzy pracują muszą być finansowane lub dofinansowywane, w odpowiedniej proporcji, z budżetu państwa, czyli z podatków. Na to nie ma rady. Skąd brać pieniądze? Tutaj przede wszystkim kłania się reforma finansów publicznych, ale również likwidacja ZUS lub przynajmniej znaczne okrojenie tej instytucji i sprzedaż jej olbrzymiego majątku. Jak wynika z początkowego przykładu, przynajmniej ¼ obecnej składki ZUS również mogłaby być wykorzystana na ten cel. Co jeszcze? Planując reformę emerytalną z 1999 roku, zakładano przeznaczenie przychodów z prywatyzacji na specjalny fundusz, który wobec niekorzystnych zmian demograficznych miał gwarantować wypłaty emerytur dzisiejszym czterdziestolatkom i ich dzieciom. Niestety, przez pierwszych kilka lat w ogóle nie odprowadzano do niego środków, a obecna składka jest o 2/3 mniejsza od zakładanej. Co więcej od dwóch lat, środki z Funduszu Rezerwy Demograficznej pokrywają braki ZUS-u. Teraz cała nadzieja w łupkach. Tyle, że bez zmian systemowych, które zmniejszą poziom wydatków państwa, żadna manna z nieba nie wystarczy.
 
System kanadyjski
 
System kanadyjski to jeszcze jedna interesująca koncepcja. Problem w tym, że ostatnio wspomniało o nim Prawo i Sprawiedliwość, a jak powszechnie wiadomo, cały mainstream uważa, że cokolwiek powie PiS, musi być idiotyzmem do kwadratu. Obawiam się więc, że idea została spalona. W skrócie, pomysł sprowadza się do ograniczenia składek ZUS i przejścia na system minimalnej gwarantowanej emerytury państwowej. Wszyscy zatrudnieni płaciliby jednakową, niewielką składkę, a w zamian na starość każdy otrzymałby emeryturę wystarczającą do przeżycia bez pomocy opieki społecznej. Każdy kto chciałby mieć wyższą emeryturę, sam musiałby odkładać pieniądze w banku lub funduszu emerytalnym.
 
hipokrytes
O mnie hipokrytes

Kiedy słucham polityków trafia mnie szlag! Zamiast kląć przed telewizorem, napiszę co o tym myślę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka