Depeche Mode - Personal Jesus
To już taka typowa proustowska magdalenka i powrót do czasów zamierzchłej podstawówki. Depeszów słuchać wtedy po prostu wypadało jak się było osobą na poziomie a nie jakimś degeneratem od mc hammera na przykład. To czasy zbiorowego czytania wiadomego kąciku w "Bravo" i zbierania kart z gum NBA. Jak już przy NBA jesteśmy to pamiętam jak dziś pierwszy mecz tej ligi jaki obejrzałem - półfinał konferencji wschodniej w którym Chicago Bulls z młodą gwiazdą Jordanem musieli uznać wyższość "bad boys", Detroit Pistons, z Isiah Thomasem, Billem Laimbeerem i Dennisem Rodmanem jeszcze z normalną fryzurą.
Czy ktoś w ogóle kojarzy o czym ja piszę? Ech nostalgia i wspominki starego dziada jak to przed wojną było... Może więc już zakończę i podlinkuję zacną muzę z tych zamieszchłych czasów.
http://www.youtube.com/watch?v=u1xrNaTO1bI