hrPonimirski hrPonimirski
229
BLOG

Księciunio (ile w monarchii jest wart rubel transferowy?)

hrPonimirski hrPonimirski Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Proszę Państwa, jak się pewnie Państwo domyślacie, jak w tytule jest i "monarchia" i "rubel" to pewnie tekst będzie o JKM [Jego Królewska Mość – przyp. tłum.]. Ale nie tylko – będzie też wesoło.
Pewne kontrowersyjne zachowania JKM można było zawsze tłumaczyć jego skrajnie aż do bólu [zębów – przyp. red.] wolnościowymi poglądami oraz kierowanie się żelazną do bólu [chyba nie musimy się powtarzać – kol. przyp. red.] logiką. Ta wolnościowościowość JKM ma głęboki sznyt dewizy "Każdy jest kowalem swojego losu". Zgodnie z zasadą Pareto 80/20 (chociaż nie ma ona tutaj zastosowania), 80% wypowiedzi JKM wynikających z tego postulatu brzmi "Państwo gwłaci osobistą wolność człowieka, bo uszczęśliwia go na siłę" lub "Państwo gwałci majątkową wolność człowieka, bo zabiera mu pieniądze na uszczęśliwianie na siłę jego lub innych". Oczywiście JKM wyraża te opinie w różnych wariantach, wariacjach, podająć różne eksemplifikacje tych wariacji, etc. Kontrowersje zaczynają się, kiedy zasada "Każdy jest kowalem..." (zgodnie z żelazną do bólu [...] logiką) jest stosowana do osób mających obiektywne problemy z utrzymaniem kowalsiego młota (do sierpa zaraz dojdziemy, proszę się nie niecierpliwić) – jak np. osoby niepełnosprawne, którym potrzebna jest dodatkowa pomoc. Kontrowersje tyczą się tego, czy państwo powinno ingerować, czy poradzą sobie instytucje charytatywne.
Niestety JKM wyraża te 20% poglądów – nie, w cywilizowany sposob, że np. inne niż państwo mogą być źródła pomocy, ale obrażając bliźnich. Tak kończy z niskim poparciem, zostaje te 1-3% osób, co puszczają koło uszu wygłupy JKM. Niektórzy spekulują, że robi to specjalnie, bo zależy mu tylko na promocji własnej osoby, a wcale nie chce być wybrany i dzierżyć jakieś państwowe stanowisko. Faktycznie współudział w rządach dla wolnościowca to musiałaby byc męka.
Problem polega jednak nie w tym, że JKM jest skrajnym do bólu [zębów – tym razem przyp. tłum., bo red. zaspała] wolnościowcem, tylko że jest legalistą, ciężko powiedzieć czy do bólu [nie zaspaliśmy, tylko Czytelnikowi nie trzeba ciągle powtarzać; "zęby" powinny być taktem a nie wędzidłem – przyp. red.], bo legalizm jest sam w sobie ciężkim przypadkiem. Legalizm to jest zasada, że pozytywne prawo stanowione jest święte (jakkolwiek brukałoby wszelkie świętości). Co jest oczywiście sprzeczne z byciem wolnościowcem, bo pozytywne prawo stanowione może chociażby nastawać na Święte Prawo Własności. Dodatkowo legalizm JKM jest specyficznym rozumieniem postulatu "Co dane nie zostanie zabrane" tyczącym się sprzeciwowi zabierania ubeckich emerytur. Jednak – na przekór JKM - co jedna władza dała to druga może zabrać. Jest to jak najbardziej słuszne w duchu legalizmu, bo dopóki się arbitralnie uznaje daną władzę za legalną to ona może sobie robić co chce. Tzn. może zmieniać prawo jak chce i potem działać w duchu tego prawa. Czyli de facto robić co chce.
Widać, że to co mówi JKM jest wewnętrzne sprzeczne wolność-legalizm oraz legalizm wybiórczy (tzn. jedne "legacje" są OK, inne nie).
Oprócz tego JKM jest monarchistą. Oczywiście jak każdy szanujący się, nadworny (nomen-omen) monarchista nie powie Państwu, jaka to ma być monarchia. A wachlarz mamy spory – od demokracji wojennej, gdzie księciunia wybierano na wiecu plemiennym na okres kampanii wojennej; z czasem księciuniowi udawało się, dzierżyć tron dożywotnio, jak umiejętnie zarządzał wojnami (protomonarchia elekcyjna), a że synalek mógł terminować u boku ojczulka na tych wojnach to oczywistą oczywistością było to, że synalek miał największy po ojczulku respekt i mores, więc on miał największe szanse na wiecu na kolejne wybranie (pełzająca monarchia dziedziczna)... Proszę zauważyć, że ciągle obracamy się tutaj wokół rządu minimum, mimo że nie zdążyli go wymyślić jeszcze oświeceniowi liberałowie. Księciunio dzierży najwyższą władzę wojskową, ale często jest najwyższym sądzią  - więc dba tylko o porządek (zewnętrzny i wewnętrzny) – rząd minimum jak ulał! Księciunio póki napada na innych ma kasę na utrzymanie swojej drużyny. Póki ma drużynę póty napada. Czasem z braku kapitału w postaci gotowizny u sąsiadów- księciunio uszczknie trochę ziemi i wyoutsorcuje jej użytkowanie swojemu drużynnikowi. On może wydzielić kawałek ziemi kolejnemu i tak powstaje feudalizm. Księciunio ma ciężko, bo wasale mogą mu się zbuntować. Księciunio nie ma lekko, bo dając przywileje osobiste, stają się dziedziczne, stają się one rodowymi. Tak jak księciunio dziedziczy tron na podstatawie niepisanej umowy społecznej (skoro z ojczulkiem się udało dlaczego ma się nie udać z synalkiem), dziedziczą nadane prawa synalkowie (np. ktoś musi zarządzać tym wakującym lennem – a skoro z ojczulkiem się udało...). Księciunio ma przerąbane, bo reszta społeczeństwa, które ma te same obowiązki, co uprzywilejowane rody, mówi = "Hola, hola a co my od macochy?" [a co jak wędzidełko ciągnie zęby? – przyp. dentysty].
I tak powstaje społeczeństwo stanowe. Ci wykluczeni chcąc mieć te same prawa, co uprzywilejowani, blokują się i monarcha nie ma wyjścia. Powstaje monarcha stanowa. Ponieważ monarcha jest ciągle rządem mimum prowadzącym wojny (a feudałowie obrośli mu w piórka) idzie na zgniły kompromis, bo może mu Stany [Generalne – przyp. JHP] klepną mu jakis podatek – tzn. dobrowolnie dadzą sobie nastanąć na wolnośc majątkową. Jak księciunio jest sprytny, zacznie sobie tworzyć machinę urzędniczą w kontrze do rodowej arystokracji, która to machina urzędnicza być może go obali – zgodnie z zasadą "demokracja to monarchia absolutna bez monarchy". W międzyczasie (dopóki go nie zetną) księciunio może cieszyć tą monarchią absolutną. Jak księciunio jest jeszcze bardziej sprytny – wyczuje tzw. Zeitgeist to w porę wycofa się na pozycję absolutyzmu oświeconego  lub/i monarchii konstytucyjnej (w krajach bez konstytucji zwanej parlamentarną, w szczególności, jeśli ten parlament prowadził otwartą wojnę z królem).
A propos... wiecie Państwo?... w Wlk. Brytanii, był król, który nie znał angielskiego, więc nie przychodził na posiedzenia swojego gabinetu ministrów – bo i tak "ani me, ani be, ani kukuryku"... Notabene słowo "gabinet" pochodzi nomen-omen od gabinetu króla, w którym spotykali się ministrowie. I tak dał się całkiem wysiudać pierwszemu ministrowi, czyli premierowi (piszę całkiem, bo i tak jego władza była już dosyć ograniczona). No ale przecież "każdy jest kowalem własnego losu". Swoją drogą ciekawe czy obecna królowa może tupnąć nogą i powiedzieć – "Co dane nie może być zabrane" i odzyskać część władzy? Na razie nie wychodzi z roli i klepie Johnosowi rozwiązania parlamentu (choć sąd ostatnio – w trybie brexitowym – stwierdził, że Johnson królowej nakłamał i nie miała prawa rozwiązać parlamentu).
Rozumiecie więc Państwo, że jeśli ktoś jest zwolennikiem monarchii, to chciałbym wiedzieć jakiej.
Wspomniana żelazna logika powinna nam podpowiadać, że jak ktoś jest monarchistą to powinien być przeciw demokracji i JKM jest. No ale legalizm w swojej nawyższej postaci to hasło głoszone przez sofistów – pierwszych zdaje się historycznie udokumentowanych obrońców demokracji – że człowiek jest miarą wszechrzeczy, więc człowiek określa co jest dobre a co złe, a więc dowolnie stanowi prawo. JKM jako legalista powinien popierać demokrację i mieć z tyłu głowy wszelkie problemy księciunia, od "kwestowania" na utrzymanie wojów i skazanie na tzw. prawo zwyczajowe, poprzez użeranie się wojami awansowanymi do rangi rycerstwa oraz przedstawicielami innych stanów – czy indywidualnie, czy rodowo, czy en masse (żeby nie powiedzieć publicznie). Nawet jak sam sobie tworzy Komitet Obrony Monarchii w postaci "szlachty sukni" (nie mylić z dżender, to taki eufemizm na szlachtę urzędniczą), to też nie wiadomo czy się na tym nie przejedzie.
Tak na zupełnym marginesie - sofiści, się zemścili ostro na Sokratesie, gdy zdemaskował ich jako zwykłym hejterów, którzy dla partykularnych interesesów, dopuszczali się manipulacji. Postulował coś więcej niż tylko demokrację polegającą na przekrzykiwaniu się i liczeniu na to, że wyborcy g... wiedzą, co w starożytności określano słowem "idiota" [nie interesujący się sprawami polis – przyp. tłum.]. Platon postulował oparcie demokracji na wartościach. Arystoteles doszedł do wniosku, że nie ważne czy rządzi jednostka, czy kilku, czy wielu, system może się zdegenerować. I tak monarchia może stać się tyranią, arystokracja oligarchią a politea demokracją. Demokracja jest tu użyta jako nazwa tego zgenerowanego systemu... ale demokrację jaką znamy jest demokracja liberalna... Więc nie dokońca zgadzam się ze stwierdzeniami, że tzw. hejterzy psują demokrację, bo ona taka była w swoich założeniach już w starożytności (nie liczy się prawda, a czy się kogoś przekabaci). Oraz z tym, że mamy obecnie spór między cywilizacjami. Ten spór się już objawił w obrębie cywilizacji antycznej a w naszej po prostu został przypomniany. A to dlatego, że księciunio chciał się wyzwolić z więzów moralności, albo łżeelity obalić księciunia, bo zauważyły, że mogą pójść w swoich absolutystyczno-totalniackich zapędach jeszcze dalej. Więc jeśli monarchia wydaje się systemem uczciwszym niż demokracja, to dlatego, że w ona była jeszcze oparta na wartościach (w naszej cywilizacji). Monarchia ewoluowała w demokrację, ale i jednocześnie się degenerowała.
U monarchistów brakuje mi też refleksji, że monarchie "realne", były w dużej mierze systemami mieszanymi... czy z domieszką arystokratyczną – uzależnienie od wasali, czy "demokratyczną" – wybór na wiecu plemiennym, czy głosowanie stanów. Ustrój I RP był dobitnym przykładem – monarcha – elekcyjny król, arystokracja – senat i politea (demokracja) – sejm. A i dziś często władza demokratyczna jest parawanem dla rządów byznesowej oligarchii. Być może to "mieszanie" to inna odsłona ewolucji monarchii w demokrację.
Brakuje mi też refleksji - to przytyk do Hoppe'go ("Demokracja – bóg, który zawiódł) – że monarchia ogólnie nie jest rządem prywatnym, w tym lepszym od publicznego, czyli demokracji (bo prywatne pieniędze się wydaje sensowniej niż bubliczne). Bo już primogenitura sprawia, że monarchia staje się bytem publicznym. Poddani nie chcąc feudalnego rozdrobnienia, domagają się by dziedziczył jeden (najstarszy) synalek i księciunio już nie może rozporządzać państwem jak własnym majątkiem. Musi jeszcze bardziej dbać o granice.
Jak wiadomo Clausewitz pisał, że wojna jest przedłużeniem dyplomacji, więc ważne jest kto się z kim sojuszuje. Tutaj środowisko około-JKM, krytykuje zespawanie polityki Rzeczypospolitej z Zachodem (jako brak jej elastyczności), co jest kuriozalne, bo oni postulują zespawanie naszej polityki z Sowieciarzami. I podają dobitne przykłady, że były okresy, że zawartość Sowieciarzy w Sowieciarzach była mniejsza niż 100%, a być może i sam księciunio Konstanty kochał nas bardziej niż Trump i wielki afront mu uczyniliśmy powstając przeciw niemu. Ale jaki związek ma księciunio  Konstanty z obecnym "carem", to za chińskiego boga dojść nie mogę.
JKM zażartował, że Sowieciarze nie każą nam zastępować złotego rublem. Mi się to osobiście podoba, bo to przytyk do euro. JKM kpi, "Ci Wasi wspaniali sojusznicy z Zachodu, każą się Wam się pozbyć suwerenności monetarnej, a tu proszę Rosyjanie nic takiego nie chcą". Jeśli ktoś jednak pamięta niedawną jeszcze historię, to Sowieciarze, jako narzędzie swojej dominacji a i przy tym drenowania gospodarek tzw. demoludów nie potrzebowali tworzyć żadnego "jewro", oni stworzyli jeszcze bardziej diabelski mechanizm – rubla transferowego. To dopiero bul... [pisownia oryginalna – przyp. red.]

"The market is a democracy in which every penny gives a right to vote." [Ludwig von Mises] "The battle is a democracy in which every sword gives a right to vote." [Jerzy hr. Ponimirski]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka